Pierwsza część wspomnień – zob. tu.
Przygody w Kafue National Park
Zaczynała się nowa przygoda, dużo wyjazdów i dojazdów. Atrakcją była stacja Chunga w Kafue National Park z dużą ilością dzikich zwierząt: słoni, antylop, dzikich świń, bawołów, zebr, hipopotamów, małp i innych. Zawsze jechało się tam z pewnym ryzykiem. Zwykle czekały nas tam jakieś przygody.
Pamiętam, że raz w drodze zatrzymałem samochód, bo w odległości około 30 m przechodziły słonie. Zwykle w pobliżu słoni pojawiały się muchy tse-tse. Słonie przeszły, więc ruszyłem. Wtem z tyłu samochodu, gdzie siedziały aspirantki sióstr służebniczek, rozległ się krzyk. Spóźniony słoń zbliżał się do samochodu z wyciągniętą trąbą, wachlując uszami. Dodałem gazu i udało się nam uciec.
Kiedyś, gdy spowiadałem przy miejscowej szkole w Chunga, przeleciało koło mnie stado dzikich świń. Katechista skomentował to, że chciały się wyspowiadać. W osadzie pracowników, gdzie spędzaliśmy noc, było dużo małp. Raz zauważyłem, że jedna usiadła na dachu mojego samochodu, przez to poczułem, że jestem w pewnym sensie tutaj zaakceptowany. Jednego wieczora wybrałem się na krótki spacer wokół domów. Było już ciemno. Podleciał do mnie pracownik parku i ostrzegł, że jest to niebezpieczne ze względu na lwy. Innym razem wybrałem się już przy zapadającym zmroku na spacer. Kilka metrów przede mną zauważyłem coś jakby czarny pagórek. Gdy się zbliżyłem, w pagórku zobaczyłem białka oczu. Był to hipopotam. Zerwałem się i doleciałem szybko do miejsca noclegu.
Stację w Chunga odwiedzaliśmy dwa do trzech razy w roku. Najczęściej były tam chrzty, czasami błogosławienie małżeństwa. Naszym obowiązkiem było też odwiedzanie innych miejsc, a było ich na początku naszego apostołowania 24.
Stacja misyjna w Karendzie
Najbardziej znanym miejscem była Karenda. Przybyli tam pierwsi katoliccy misjonarze – jezuici i otworzyli dość dużą misję. Za czasów kolonialnych do 1964 roku nie wolno było otworzyć misji katolickiej w Mumbwa, w centrum tego regionu, bo Mumbwa i okolice były zarezerwowane dla niekatolickich wspólnot chrześcijańskich. W Karendzie misja zaczęła działalność w 1950 roku. Został tam wybudowany duży kościół poświęcony przez biskupa Kozłowieckiego pw. Matki Bożej Fatimskiej, dom dla księży z dużym sadem i kilka innych budynków, które należały do sióstr służebniczek. Siostry otworzyły tam nawet swój nowicjat.
Karenda znajdowała się około 30 km od Mumbwa. W latach 60. siostry przeniosły się do Lusaki, a rezydujący tam o. Piotr Świerczek SJ do Mumbwa. Misja została bez administratora. Decyzją abpa Emmanuela Milingo posiadłość została przejęta przez ZNS – Zambia National Sendce – paramilitarną służbę dla narodu. Blisko misji powstała osada dla żołnierzy i ich rodzin z około 500 ha gruntu dawnej misji katolickiej do wykorzystania dla celów rolniczych.
Do Karendy przyjeżdżałem kilka razy do roku. Miejscowi żołnierze przyjmowali mnie gościnnie, nieraz spędzałem tam noc, by dalej podróżować do kolejnych stacji: Kaindu Mpusu, Moongo i Kawamy. Mieliśmy jeszcze jedną stację bardzo daleko od Karendy, blisko rzeki Kafue Mpiamanze. Po pewnym czasie powstał tam rezerwat dla dzikich zwierząt i nie pozwolono nam odwiedzać tego miejsca.
Przyjazd do stacji znajdujących się wokół Karendy był dla nas, księży, miłym przeżyciem. Ludzie czekali nieraz parę miesięcy na Mszę św. Kiedyś dojechałem do Mpiamanze już późnym wieczorem i dowiedziałem się, że grupa rybaków wciąż łowi dla mnie świeże ryby na kolację.
Doświadczenie w Mumbwa
Od strony wschodniej parafii mieliśmy kilka stacji w okolicach tzw. Shimbizi. Były to St Andrew Kangwa, St John, St Peter i St Joseph. W tym regionie pobożność ludzi była głęboka. Mieszkało tam wielu katolików, którzy przybyli tu z Zimbabwe. Ci ludzie w latach 70. najbardziej zaangażowali się w budowę kościoła parafialnego w Mumbwa. W tych stacjach przed Mszą św. było zwykle dużo spowiedzi, chrztów, błogosławienia małżeństw i odwiedzania chorych. W każdej z tych stacji udało mi się wybudować lepsze kościoły.
Przeżyłem tam też raz wielką przygodę. Otóż podczas Mszy św. niedzielnej w stacji St Andrew zerwał się silny wiatr, powstawały też od czasu do czasu trąby powietrzne. Zauważyłem podczas Mszy św, że ludzie zaczęli oglądać się do tyłu. W końcu trąba powietrzna wpadła przez główne drzwi do kościoła. W tym momencie blaszany dach uniósł się w górę i spadł obok kościoła. W tej samej chwili zaczęły spadać na nas cegły. Chciałem schować się pod ołtarz, ale spadająca cegła uderzyła mnie w głowę i zacząłem dość mocno krwawić. Nie było możliwości, by dokończyć Mszę św. Pojechałem do szpitala z kilkoma innymi poszkodowanymi osobami. Zrobili nam opatrunki i pozszywali rozbite głowy. Z Shimbizi, ze względu na pobożność i zaangażowanie ludzi, pochodziło wielu liderów Kościoła dla całej parafii w Mumbwa.
Na zachód od Mumbwa mieliśmy najliczniejszą grupę stacji misyjnych: Mukanda, Kabwanga, Mulendema, Lungobe, Nalusanga, Mapoko Chunga i inne. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Lungobe. Był tam mały gliniany kościółek usytuowany przy dużej skale, może mającej 200 m. Na skałę było łatwe wejście. Po około 100 m rozciągał się piękny widok na okolice. Widać było dobrze trzy spiczaste góry, które były dla mnie symbolem Trójcy Świętej. W tym miejscu udało mi się wybudować murowany kościół. Ponieważ kościół miał już swojego patrona – św. Michała – dodałem jeszcze wezwanie Miłosierdzia Bożego, bo pieniądze przyszły z Australii z intencją, by rozszerzać kult miłosierdzia Bożego. Kościół ma wymiary 12 na 7 m, co symbolizuje 12 apostołów i 7 sakramentów.
Na szczególną uwagę zasługuje też południowa część parafii w Mumbwa. Zaczyna się od stacji w Moono, a potem po 30 km teren zamieszkuje plemię Tonga, przybyszy z południowej części Zambii. Ludzie ci byli bardzo oddani Kościołowi, choć szerzyła się tam poligamia. Kiedyś jednemu z prominentnych katolików, który miał syna w seminarium, wręczyłem różaniec dla żony. Powiedział mi, że ma trzy żony, każdą bardzo kocha i poprosił o trzy różańce. Ludzie z plemienia Tonga są bardzo dobrymi rolnikami, mają duży udział w rozwoju rolnictwa w tym regionie.
Pierwsze dwie stacje po Moono nazywały się Chipa A i Chipa B, kolejna Nakanjoli i Katuba. Kiedyś przyszli do mnie ludzie z jeszcze dalszego od Nakanjoli miejsca – z Makunku. Prosili, by odprawiać im Mszę św, bo są zaniedbywani w opiece duszpasterskiej sprawowanej przez księdza już z innej diecezji – Monze. Ksiądz ma do nich ponad 100 km i ich nie odwiedza. Z Mumbwa było około 60 km. Zgodziłem się, by tam rozpocząć posługę. Z pomocą finansową Referatu Misyjnego w Krakowie zbudowałem murowany kościół w Makunku, który poświęciłem. Miejsce to stało się jednym z centrów naszej parafii.
Sanktuarium Maryjne
Poza stacjami misyjnymi w Mumbwa dużo energii i czasu włożyłem w Sanktuarium Maryjne, które po prostu zacząłem budować. Po przybyciu do Mumbwa dowiedziałem się, że lokalny sołtys ofiarował Kościołowi katolickiemu kawałek ziemi. Sołtys był mi zawsze bardzo przychylny. Jego żona należała do jednej z organizacji kościelnych, on chciał się ochrzcić.
St Marys z ofiarowaną ziemią znajdowało się 7 km od kościoła parafialnego w Mumbwa i używane było na lekcje religii dla dzieci ze wspólnoty chrześcijańskiej. Jest to zbocze góry z pięknym widokiem na okoliczne tereny, szczególnie na góry w Moono. Od razu miałem przeświadczenie, że miejsce to łączy się z Maryją, która wybrała się do Elżbiety w górzystą część Ziemi Świętej. Moja pierwsza obecność tam wiązała się z celebracją Mszy św. z wiernymi ze wspólnoty chrześcijańskiej St Marys. Pamiętam, że kilku dorosłych katechumenów otrzymało wówczas chrzest. Jakiś czas później powstał tam mały gliniany kościółek kryty strzechą, grota Matki Bożej i altana na wspólne modlitwy. Organizowałem tam rekolekcje dla małżeństw i powoli zaczynały się pielgrzymki kościelnych organizacji, dzieci i młodzieży.
Miejsce to odwiedził arcybiskup Lusaki Medardo Mazombwe i zachęcił mnie, bym poprosił sołtysa o więcej ziemi wokół tego terenu. Jakiś czas później sołtys pozytywnie odniósł się do mojej prośby i powiększył nasz teren do 2 ha. W tym czasie siostry służebniczki w Mumbwa zaczęły pierwszy stopień formacji zakonnej, tzw. aspiranturę. Kandydatek do życia zakonnego było około 10 każdego roku. Z nimi też jeździłem do St Marys. Pomagały mi one w obsługiwaniu pielgrzymek i zachęciły mnie, by wokół terenu St Marys zrobić Drogę Krzyżową. Tak się też stało.
Ciekawe zdarzenie
W związku z powstaniem tej Drogi Krzyżowej pragnę podzielić się ciekawym szczegółem. Zamówiłem płytki kamienne z numerami stacji i 14 dwumetrowych metalowych krzyży. Wykonawca tabliczek powiedział mi, że ma jedną tabliczkę w kształcie serca i czy może umieścić na niej jeden z numerów. Zgodziłem się. Później okazało się, że tabliczka w kształcie serca miała numer 13: czyli dotyczyła stacji, w której ciało Pana Jezusa zostało zdjęte z krzyża i złożone w ramiona Matki Bożej. Serce Maryi przeżywało wtedy wielką boleść. Zawsze podkreślałem ten zbieg okoliczności jako łaskę dla nas.
Do St Marys organizowałem pielgrzymki na święta maryjne, modliliśmy się tam o dobrą porę deszczową z błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem na cztery strony świata. Mieliśmy też specjalną pielgrzymkę dziękczynną po miesiącu różańcowym. Ludzie bardzo cenili sobie te modlitwy. Pewnego dnia przyjechała do mnie grupa głównych liderek z organizacji kościelnej Nazareth z Lusaki. Szukały miejsca na rekolekcje dla członkiń ich stowarzyszenia. Od razu jak przyjechaliśmy do St Marys, poczuły się jak u siebie w domu. Zapewniły mnie, że decydują się pomagać mi w rozbudowie i rozwoju tego miejsca.
Zaczęło się od murowanego kościoła, potem dużego budynku z salą na zebrania im. św. Elżbiety Węgierskiej, patronki Nazaretu, wykopaliśmy studnię, druga powstała jako głębinowa na 50 m, zaczęliśmy też trzy duże budynki z sypialniami na około 300 osób. Prace szły pomyślnie, by było taniej, pracowali więźniowie. Zacząłem też fundamenty dużego kościoła (30 na 20 m) blisko groty, budynku przeznaczonego na zebrania i pierwszego kościółka.
Przenosiny do Kasisi
W grudniu 2016 roku odwiedził nas w Mumbwa Ojciec Prowincjał Emmanuel Mumba i oznajmił mi, że po 15 latach zostanę przeniesiony do Kasisi koło Lusaki. Miałem być tam proboszczem. Musiałem więc na tym etapie zakończyć moją działalność w Mumbwa. Trochę było mi żal, szczególnie rozbudowy Sanktuarium Maryjnego, ale kierowałem się jezuickim posłuszeństwem. Została jednak organizacja Nazareth i jej członkowie podjęli się kontynuować rozpoczęte projekty. Miejsce to szczególnie zadedykowałem Matce Bożej Królowej Pokoju. Byłem parę razy w Medjugorie i chciałem, by wierni doznawali wielu łask jak tam pielgrzymi z całego świata.
Na pakowanie nie było czasu, bo 27 grudnia miałem już być w Kasisi. Przed wyjazdem parafia obiecała mi pożegnanie w lutym następnego roku. Pożegnanie było bardzo uroczyste, z wystawnym przyjęciem i dekoracjami. Podczas przemówień dziękowano mi za 15 kościołów, które zostawiam po sobie, 14 nowych stacji misyjnych, które zaczęły funkcjonować, i Sanktuarium Maryjne. Mój samochód był z tyłu wyładowany prezentami, które w dowód wdzięczności otrzymałem.
Kiedy obejmowałem nową parafię w Kasisi, myślałem sobie, że jest to dla mnie do pewnego stopnia wyróżnienie, bo parafia ta jest pionierską matką dla Kościoła katolickiego w tym rejonie. Tutaj w 1905 roku przybył francuski jezuita o. Juliusz Torrend SJ i zaczął ewangelizację. Wyruszając stąd, następni jezuici zaczęli otwierać parafie w Lusace i okolicach.
Konieczne prace budowlane
Odchodzący z Kasisi proboszcz o. Nirenda poinformował mnie, że do parafii należy główne centrum w Kasisi z siedmioma wspólnotami chrześcijańskimi oraz 26 stacji misyjnych w odległościach do 40 km.
Na wstępie zaobserwowałem, że posiadłość parafii, szczególnie teren wokół kościoła w Kasisi, była zaniedbana. Obejmowałem wprawdzie nowy piękny budynek parafialny na zebrania, ale nie było w nim ubikacji czy miejsca do mycia. W dodatku wiele kościołów w stacjach misyjnych było z gliny i pokryte strzechą. W paru miejscach ludzie modlili się w szkołach.
Od razu zabrałem się do pracy, by poprawić nasze życie. Jednym z moich pierwszych projektów była grota maryjna i przebudowanie na oratoria dwóch walących się spichlerzy na kukurydzę blisko groty. Jedno zadedykowaliśmy Matce Bożej, drugie stało się kaplicą adoracyjną. Powoli zacząłem też budować w stacjach misyjnych solidniejsze kościoły oraz wymieniać dachy na blaszane. Jednym z kościółków, który zaczęliśmy od fundamentów, był kościół w Munano pw. Miłosierdzia Bożego.
Prace w projektach parafialnych, choć wymagały czasu i środków finansowych, to jednak sprawnie się posuwały. Dostawałem pomoc od mojego brata Tadeusza z Australii, od przyjaciół z Irlandii i Referatu Misyjnego w Krakowie. Zbierałem też ofiary podczas moich wakacji w Polsce. Po ukończeniu groty maryjnej w Kasisi pomyślałem, że dobrze by było mieć grotę przy kościołach w stacjach misyjnych.
Groty maryjne
Tu pragnę podziękować moim Dobroczyńcom z Referatu Misyjnego w Krakowie. Powstało już 12 grot przy kościołach. W wielu z nich, ze względu na brak figur, umieściłem wizerunki Matki Bożej z Medjugorie. Na powstające groty była reakcja członków innych Kościołów. Pytali, dlaczego ludzie siedzą przed tak dziwną konstrukcją. Raz też mała figurka Matki Bożej została rozbita. Zdarzyło się również, że przeciwnik modlitw do Matki Bożej opuścił Kościół katolicki ze względu na grotę i przeszedł do zielonoświątkowców.
Generalnie były to wpływy protestanckich wspólnot eklezjalnych, których członkowie krytykują nas, że modlimy się do Maryi, zamiast do Pana Jezusa. Czuję jednak, że inicjatywa z grotami bardzo się udała, mamy bowiem szczególne miejsce na modlitwę różańcową w październiku. Będę chciał kontynuować ten program, by groty powstały we wszystkich centrach naszej parafii.
Po trzech latach pobytu w Kasisi powstały nowe dekanaty. Kasisi zostało włączone do dekanatu św. Bartłomieja z najodleglejszymi parafiami, jak Katondwe (250 km), Mpanshia, Chiniuniu, Chongwe. Na zebraniu księży zostałem wybrany dziekanem i zatwierdził to arcybiskup Lusaki. Od Kasisi, ze względu na powstającą nową parafię Gwerere, zostały odłączone dwie stacje: św. Karola Lwangi i św. Piotra. Jakiś czas później powstała nowa stacja św. Jakuba, a jej liderzy zapewnili mnie, że to na moją cześć.
Praca w Kasisi jest dość wymagająca. W soboty i niedziele zwykle odwiedzamy po dwie stacje misyjne i odprawiamy też dwie Msze św. w kościele na miejscu. Zmieniamy się z o. Józefem Matyjkiem, który jest moim asystentem. Poniedziałek jest dniem wolnym, a od wtorku zaczynamy służyć naszym parafianom w różnych sprawach.
Zabawa w ogrodnika
Dużo wysiłku włożyłem w zagospodarowanie terenu należącego do parafii w Kasisi. Na razie sieję tam kukurydzę, soję, orzeszki ziemne, a w przyszłości może uda się wybudować większy parafialny kościół. Wolny czas spędzam w ogrodzie, bo bardzo lubię tę pracę, i ciągle przynoszę do kuchni warzywa. Od początku w Kasisi hoduję drób. Zacząłem od przepiórek, ale wszystkie zjadły mi koty.
W Kasisi mamy sierociniec dla ok. 200 dzieci, o które bardzo dbają siostry służebniczki. Są dwie szkoły: podstawowa i średnia, jest też dom rekolekcyjny. Ja w sercu noszę pragnienie, by zająć się wdowami. Jest ich tu dużo. Potrzebują pomocy duchowej i materialnej. W Mumbwa zacząłem działać na tym polu i pragnąłbym kontynuować to zaangażowanie w Kasisi. Oferuję dość prostą duchowość: o godzinie 15.00 Koronka do Bożego Miłosierdzia, jedna godzina tygodniowo adoracji Najświętszego Sakramentu i spotkania, by przedyskutować i wyjść naprzeciw ich problemom.
***
Chciałem podzielić się z Wami, drodzy Przyjaciele Misji, tymi wspomnieniami wraz z dziękczynieniem Panu Bogu za łaskę misyjnego powołania. Dziękuję też za dobro naszego Kościoła, w którym znajdujemy mądrość i moc Bożą w naszej ziemskiej pielgrzymce życia. Pragnę również podziękować wszystkim, którzy umacniają mnie modlitwą i pomocą materialną dla królestwa Bożego.
Szczęść Boże!
Kraków, 2 kwietnia 2021, podczas wakacji w Polsce