„Idąc przez świat, w każdym sercu zostawiasz swój ślad”. Jakiś czas temu znalazłem zdjęcie z odbitymi stopami w piasku z powyższym napisem. Zrobiło na mnie duże wrażenie, które do dziś tkwi w mojej pamięci. Ponownie powraca teraz, kiedy stoję przed pomnikiem wzniesionym ku czci bł. o. Jana Beyzyzma SJ.
Już kilka razy byłem w Ambahivoraka, by spotkać się z mieszkającymi tam ludźmi. Porozmawiać z nimi i dowiedzieć się, co zostało w ich pamięci, już nie z osobistych doświadczeń, ale ze wspomnień i opowiadań ich rodziców. Kiedy przechodziłem po resztkach ruin ówczesnego schroniska dla trędowatych z Jean de Dieu, jednym z najstarszych mieszkańców okolicznej wioski, opowiadał o tym, co kiedyś się tam działo. Jak się okazało, jego dziadek był właścicielem terenu, na którym o. Beyzym rozbudował schronisko dla trędowatych i wybudował kaplicę. Dziś można zobaczyć tylko resztki murów i nawet trudno odgadnąć, gdzie znajdowała się kaplica, dom o. Beyzyma czy budynek służący za magazyn.
Jedyną pamiątką, jaką się szczycą mieszkańcy Soamanandray (czyt. Suamanandrzaj), jest dzwon, który kiedyś wyznaczał czas na modlitwę w Ambahivoraka, a dziś znajduje się na dzwonnicy parafialnej, by zwoływać wiernych z wioski na niedzielne spotkanie modlitewne, bo nieczęsto mają okazję gościć u siebie kapłana, który odprawiłby dla nich Mszę św. Przeważnie odmawiają modlitwy, a uprawniony do tego katechista udziela wiernym Komunii św.