2 października 1912 roku, w dniu, kiedy w liturgii Kościół wspomina świętych Aniołów Stróżów, zmarł na Madagaskarze, w małej izdebce biednej chaty, obok wybudowanego przez siebie „pałacu” dla swych ubogich i chorych na trąd „czarnych piskląt”, Ojciec Jan Beyzym SJ, człowiek wielkiego ducha i gorącego serca.
Był najstarszy z pięciorga dzieci hrabiego Jana Beyzyma seniora i hrabiny Olgi z domu Stadnickiej. Urodził się 15 maja 1850 roku w rodzinnej posiadłości Beyzymy Wielkie na Wołyniu. Dzieciństwo spędził w Onackowcach, gdzie do trzynastego roku życia pobierał nauki pod kierunkiem domowych nauczycieli. Następnie, po kilkuletniej przerwie spowodowanej trudną sytuacją rodzinną, w latach 1864–1871 kontynuował naukę w II Gimnazjum Gubernialnym w Kijowie. Po jego ukończeniu 10 grudnia 1872 roku, w wieku 22 lat, wstąpił do jezuitów. Odbywszy dwuletni nowicjat w Starej Wsi, ukończywszy studia humanistyczne, a następnie filozofię i teologię, 26 lipca 1881 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk księdza biskupa Albina Dunajewskiego, w kościele św. Tomasza w Krakowie.
Nie od razu jednak Ojciec Beyzym rozpoznał w sobie powołanie misyjne. Pierwszym jego zajęciem po święceniach kapłańskich była praca wśród młodzieży. Jako jej wychowawca w konwikcie w Tarnopolu, następnie – po odbytym wcześniej ostatnim etapie zakonnej formacji duchowej, tzw. trzeciej probacji, oraz złożeniu ostatnich ślubów zakonnych – w Chyrowie przez 10 lat otaczał opieką konwiktorską młodzież, pełniąc jednocześnie posługę infirmarza. Przez pewien czas służył także jako nauczyciel języka francuskiego i rosyjskiego, których znajomość wyniósł z domu rodzinnego.
Zew misyjnego powołania
Dopiero w Chyrowie zrodziło się w Ojcu Beyzymie pragnienie służenia trędowatym. Źródło tej decyzji było wielowątkowe. Ojciec prof. Ludwik Grzebień SJ w publikacji Błogosławiony Jan Beyzym, człowiek i dzieło, powołując się na słowa ojca Mariana Czermińskiego SJ, mówi, że to „broszura pt. Trzy lata między trędowatymi ks. Jana Wehingera, która w 1897 roku dostała się do rąk ks. Apoloniusza Kraupy w Chyrowie, stała się punktem przełomowym w życiu Beyzyma. Ks. Kraupa, który nie był jeszcze kapłanem, poszedł wtedy podzielić się z o. Beyzymem swoimi refleksjami [niewątpliwie była to broszura w języku niemieckim, Drei Jahre unter den Aussätzigen, Wien 1895 – przyp. L.G.]. Ks. Beyzym odkładając dłuto, stanowczym głosem miał rzec: «Z mej strony nie ma przeszkody, bo już jestem kapłanem, pójdę do trędowatych, jeśli przełożeni pozwolą; co do ciebie, wnieś również prośbę na te misje, uda się, nie uda, popróbować można». Następnie obydwaj poszli do kaplicy, aby tam w ręce Matki Bożej złożyć swe postanowienia Bogu uczynione, po czym kolejno udali się do ks. Jackowskiego, bawiącego chwilowo w Chyrowie. Ks. Jackowski dobrze znał ks. Jana Beyzyma od pierwszych lat życia zakonnego i od razu zrozumiał nastrój jego duszy i pochwalił ten zamiar. Dla Beyzyma był to ostatni moment życia, kiedy miał jeszcze szansę zrealizowania swoich misyjnych marzeń, miał już bowiem prawie 48 lat życia i na inne misje był już człowiekiem zbyt starym. Do trędowatych z braku chętnych kandydatów mógł jeszcze się udać” (L. Grzebień, Błogosławiony Jan Beyzym, człowiek i dzieło, Kraków 2002, s. 133–134).
I tak też się stało. W 1897 roku, w wieku 48 lat, Ojciec Jan Beyzym podejmuje decyzję wyjazdu na misje do pracy wśród trędowatych. „Wiem bardzo dobrze, co to jest trąd i na co muszę być przygotowany – pisał 23 października 1897 roku do ówczesnego generała zakonu jezuitów, ojca Ludwika Martina – to wszystko jednak mnie nie odstrasza, przeciwnie, pociąga, ponieważ dzięki takiej służbie łatwiej będę mógł wynagrodzić za swoje grzechy” (cyt. za: Cz. Drążek, Błogosławiony Ojciec Jan Beyzym SJ, Apostoł Madagaskaru. Wybór listów, Kraków 2002, s. 10). Generał wyraził zgodę. Początkowo Ojciec Beyzym został przeznaczony do pracy w leprozorium w Mangalorze w Indiach, gdzie nowi pracownicy byli bardzo wyczekiwani. Jednak ze względu na swój wiek i nieznajomość języka angielskiego został ostatecznie skierowany do prowincji tuluskiej, która prowadziła misje na Madagaskarze. Językiem urzędowym na Madagaskarze był francuski, który Ojciec Beyzym znał z domu.
Wyjazd na misje na Madagaskarze
17 października 1898 roku Ojciec Beyzym żegna ukochaną Polskę na zawsze i wyrusza do Francji, skąd 10 listopada tego samego roku odpływa z Marsylii na Madagaskar. 30 grudnia dociera do stolicy Madagaskaru Tananarive (obecnie Antananarivo).
Przełożeni wysyłają Ojca Jana do pobliskiego leprozorium Ambahivoraka, gdzie około 150 chorych na trąd żyło w całkowitym odosobnieniu. Chorzy mieszkali tam w rozpadającym się glinianym baraku, podzielonym na małe izdebki bez drzwi i okien, na gołym klepisku, bez mebli czy jakichkolwiek innych sprzętów. Jedynym ich dobytkiem było miejsce na klepisku do spania. Nie otrzymywali żadnych leków i żyli z dnia na dzień, bez jakiejkolwiek pomocy, umierając częściej z głodu niż z powodu choroby.
Widok tych nieszczęśliwych ludzi, ich nędza, w jakiej żyli, ich cierpienia doprowadziły wiele razy Ojca Beyzyma do łez. Prosił Dobrego Pana, aby pomógł mu zaradzić niedoli trędowatych. Od razu też zabrał się do działania, poświęcając chorym wszystko: swoje siły, swoje talenty jako organizator, a przede wszystkim swoje serce. Zamieszkał wśród nich, aby im służyć, aby ich pielęgnować i głosić im Dobrą Nowinę, że są kochani przez Boga i oni także mają przygotowane w niebie wieczne mieszkanie, gdzie kiedyś będą szczęśliwi.
Ojciec Beyzym zaapelował do dobroczynności Rodaków, prosząc ich o wsparcie dla żyjących w skrajnej nędzy trędowatych Malgaszów. Pisał wiele listów do ojca Czermińskiego, z którym spotkał się wcześniej w Krakowie. Pomysł pisania listów z misji wyszedł właśnie od ojca Czermińskiego, który „żyjąc kilka miesięcy pod jednym dachem z Ojcem Beyzymem, omawiał z nim jego przyszłe prace i sposób zdobycia środków materialnych na założenie schroniska. Zachęcał go do pisania listów, by poprzez ich publikację w «Misjach Katolickich» znajdować potrzebnych dobroczyńców” (L. Grzebień, dz. cyt., s. 137). Ojciec Beyzym, dla dobra swego dzieła, zgodził się na tę sugestię, co ostatecznie przyniosło wyczekiwane owoce, ponieważ jego listy zdobyły ogromną popularność i bardzo pomogły misjonarzowi w zrealizowaniu zamierzonego celu – w budowie schroniska dla trędowatych.
Pod koniec września 1902 roku Ojciec Beyzym opuścił Ambahivoraka, udając się pieszo do odległej o ok. 395 km Fianarantsoa. Tam, przy ofiarnej pomocy Rodaków, wybudował szpital-schronisko dla trędowatych, który został otwarty 16 sierpnia 1911 roku.
Śmierć Ojca Beyzyma
Niedługo potem projektant i budowniczy szpitala podupadł poważnie na zdrowiu. Pielęgnując chorych, widział ich cierpienie i cierpiał z tego powodu, że jego bracia i siostry – jego „czarne pisklęta”, jak „czule nazywał swoich podopiecznych, tak bardzo cierpią i są tak nieszczęśliwi. Teraz, jakby tamtego było za mało, cierpienie dopadło samego Polskiego Samarytanina, zadając mu ból nie do zniesienia. W czasie tej – jak się później okazało – ostatniej choroby bardzo cierpiał także z powodu odleżyn, jakie pojawiły się na jego ciele. Nocami jęczał, ale zapytany, czy go bardzo boli, odpowiadał: «Cóż to jest w porównaniu z cierpieniami Chrystusa?». Dla Chrystusa był gotów na wszystko, a cierpienie stało się dla niego drobnostką, o którym i mówić nie warto, «ot trzaseczki z Krzyża Pańskiego, które wskutek mego nieumartwienia wydają mi się przykrością. Najbardziej mnie boli i dolega nędza moich biednych chorych» – jak wyznaje w jednym ze swoich listów” (Cz. Drążek, dz. cyt., s. 21).
Wyczerpany pracą ponad siły, nękany przez rozmaite choroby, szczególnie malarię, Ojciec Beyzym zmarł, a śmierć nie pozwoliła mu zrealizować jeszcze jednego pragnienia: wyjazdu na Sachalin do pracy ewangelizacyjnej wśród katorżników.
Życie wewnętrzne Apostoła Trędowatych
„Życie wewnętrzne Ojca Jana Beyzyma SJ cechowała głęboka więź z Chrystusem i Eucharystią. Msza św. była centrum jego życia; ubolewał nad faktem, że mały kościółek w pobliżu misji nie miał nawet stałego tabernakulum, a w porze deszczowej woda kapała na ołtarz podczas Mszy. Był bardzo oddany Maryi i przypisywał swoje sukcesy Matce Bożej, widząc siebie jako narzędzie w Jej rękach. Był człowiekiem czynu i niestrudzonym pracownikiem, ale także człowiekiem modlitwy – przypisywał modlitwie istotną rolę w życiu apostolskim, podkreślając jej znaczenie dla osiągnięcia świętości. Ojciec Beyzym był kontemplacyjny w działaniu w stylu św. Ignacego. Zmagał się z codziennymi problemami i walczył z tysiącem zmartwień i cierpień, ale był przede wszystkim człowiekiem modlitwy. Modlitwa była źródłem jego siły. Nie mając dużo czasu na cichą modlitwę, modlił się przez cały czas. Często powtarzał, że jego modlitwa nie jest wiele warta i że ma z nią trudności. Właśnie dlatego poprosił siostry karmelitanki, aby modliły się za niego” (za: http://www.vatican.va/news_services/liturgy/ saints/ns_lit_doc_20020818_beyzym_en.html).
Beatyfikacji Posługacza Trędowatych, Ojca Jana Beyzyma dokonał na krakowskich Błoniach 18 sierpnia 2002 roku papież Jan Paweł II.