Jesteś tutaj

Muszę być świętym. Ojciec Kazimierz Dembowski SJ (1912-1942)

Kazimierz Kucharski SJ
10.04.2021

Urodził się 3 sierpnia 1912 roku w Strzyżowie w rodzinie Zygmunta i Marii z domu Denkler. Od najmłodszych lat wzrastał w atmosferze religijnej, przenikniętej kultem Matki Boskiej Starowiejskiej. Jako dwuletnie dziecko mama ofiarowała go na służbę Bogu. Pielgrzymki na odpust do Starej Wsi były wtedy praktyką wiernych z całej okolicy. Tak rozpoczęła się droga powołania. Wybitnie uzdolniony. W pamiętniku napisał: „Muszę być świętym”.

Oddać życie Jezusowi

Do Towarzystwa Jezusowego wstąpił 23 listopada 1926 roku w Starej Wsi. Święcenia kapłańskie przyjął we Francji w 1938 roku. W 1939 roku rozpoczął pracę w Wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy jako tłumacz i współredaktor „Posłańca Serca Jezusowego”. Aresztowany 10 listopada 1939 roku został osadzony w więzieniu przy Montelupich w Krakowie. 23 grudnia tego roku wywieziono go do obozu w Wiśniczu. 20 czerwca 1940 roku wraz z innymi jezuitami z Krakowa przewieziony został do Auschwitz, a 10 grudnia tego samego roku do Dachau.

Jego pasją była praca w Sodalicjach Mariańskich (obecnie Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego) i szerzenie kultu Serca Jezusowego. Lata formacji zakonnej zostawiły w ojcu Kazimierzu błogosławiony ślad, szczególnie rekolekcje miesięczne na początku zakonnego życia. Chciał i szedł drogą radykalnego ubóstwa, w postawie gotowości znoszenia zniewag dla imienia Jezusa. W Dachau i wcześniej nie brakowało okazji do praktykowania Ewangelii. Oddać życie Jezusowi w pełni wewnętrznej wolności, gotowy na wszystko. Od uwięzienia w Krakowie pełni obowiązki duchownego uwięzionych jezuitów. Daje wprowadzenia do codziennej modlitwy. Wywieziony do Wiśnicza doświadczą bardzo trudnych warunków i zagrożenia ze strony esesmanów.

Zima 1939–1940 była ciężka. Organizm wyczerpany długimi studiami, o słabym zdrowiu przy wysokim wzroście, szczególnie odczuwa warunki obozowe. Wielką pociechą była Msza św. w warunkach katakumbowych, którą udawało się ukradkiem sprawować.

Obóz koncentracyjny w Auschwitz

Należał do pierwszych więźniów tworzącego się obozu (nr 770). Minimalne racje żywnościowe, praca w trudnych warunkach atmosferycznych, bez wystarczającej odzieży, nerwowe napięcia i unikanie surowych kar wyczerpywały. Pospolite kary za byle co to chłosta 25 kijów lub jedna do dwóch godzin wiszenia na słupku za wykręcone dłonie. Bolesne tajemnice różańca skazańcy przeżywali na sobie. Tu spełnia się jego pragnienie i cel: „Muszę być świętym”.

Zapytany przez jednego z kryminalistów niemieckich, czy się modli, odpowiedział: „Naturalnie”. Na to rzekł jeden z nich, kapo Mickie: „Jakże to możliwe, by Bóg cię posłał do obozu koncentracyjnego? Przecież tu zdechniesz!”. „Trudno, to zdechnę” – odpowiedział ojciec Dembowski.

Ciężka praca przy ogromnym walcu, wożenie ziemi w taczkach, ciągle popędzani i bici kijem tracili siły. Spotykały ich szykany i szyderstwa. Jedną z kar było stanie godzinami na apelu, zwłaszcza w przypadku ucieczki więźnia. Niektórzy mdleli ze zmęczenia i byli bici. „Najstraszniejszą noc przeżyli więźniowie z 6 na 7 lipca 1940 roku, gdy musieli stać na baczność przez całą dobę. Podczas tej niezapomnianej nocy kapo Konrad podszedł do ks. Dembowskiego i dla pośmiewiska kazał mu odmawiać ministranturę”.

Obóz koncentracyjny w Dachau

10 grudnia 1940 roku ojciec Dembowski razem z innymi duchownymi, którzy pozostali przy życiu, został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau (nr 22238). Tu przeżyli ciężki świerzb. Na osobnym bloku głodowali, leżeli w zimnych salach, bez zwykłego jedzenia. Ta „kuracja” trwała około miesiąca. Ojciec Dembowski pobyt na tym bloku przetrwał dzięki modlitwie i wyciszeniu, mimo ogromnego cierpienia i głodu. W listach prosił o książki z duchowości. Zachował się gryps i tylko słowo: „chleba”. „Zimny i zmienny podalpejski klimat panujący w Dachau, mroźne wiosenne wiatry przy braku wyżywienia i odzienia powodowały szybki upadek sił” (Stanisław Cieślak SJ, Oblicza cierpienia i miłości, s. 67). Rozchorował się na biegunkę i mimo wyleczenia został wpisany na listę inwalidów. I transport. W tym okresie esesmani likwidowali inwalidów w komorze gazowej.

Poddanie się woli Bożej

Ojciec Dembowski pogodził się z tym, że nie wyjdzie na wolność. Nie udało się go skreślić z listy inwalidów. Ojciec Adam Kozłowiecki pisze pod datą 9 sierpnia 1942 roku: „Dzisiaj nosiłem kocioł z obiadem na blok inwalidzki, gdzie znajduje się o. Dembowski. Dowiedziałem się, że jutro rano wyjeżdża transport, do którego zaliczono i jego. Przyszedł do mnie, żeby się pożegnać. Był zrezygnowany, choć widać było po nim pewien niepokój. Przez miesięczny prawie pobyt na bloku odpoczął sobie i wzmocnił się. Powiedział mi, że czuje się tak dobrze, że (…) przetrzymałby” (Adam Kozłowiecki SJ, Ucisk i strapienie. Pamiętnik więźnia 1939–1945, Kraków 1995, s. 377). I zapisuje, że 10 sierpnia transportem inwalidów wywieziono ponad 30 księży, między nimi i o. Dembowskiego.

Ojciec Dembowski zgasł młodo, ukończywszy zaledwie 30. rok życia. Zagazowany 10 sierpnia 1942 roku. „Pozostawił po sobie pamięć kapłana i zakonnika wybitnej cnoty i dobroci. Wyróżniającego się szczególnym spokojem ducha i poddaniem się woli Bożej, podtrzymującego innych na duchu i dającego dowody głębokiego życia duchowego do końca” – pisze o Męczenniku ojciec Stanisław Cieślak SJ (Stanisław Cieślak SJ, Oblicza cierpienia i miłości, s. 68).

Opracowane na podstawie:
Stanisław Cieślak SJ, Oblicza cierpienia i miłości. Słudzy Boży Jezuici – męczennicy z II wojny światowej, Kraków 2009.
Adam Kozlowiecki SJ, Ucisk i strapienie. Pamiętnik więźnia 1939–1945, Kraków 1995. 
Ludwik Grzebień SJ, Encyklopedia wiedzy o jezuitach na ziemiach Polski i Litwy 1564–1995, Kraków 2004.