Jesteś tutaj

Wdzięczność Ojca Jana Beyzyma

Mieczysław Bednarz SJ
07.11.2020

Ojciec Beyzym, człowiek bardzo pokorny, niczego oprócz grzechów sobie nie przypisujący, czuł się mimo swej niegodności obsypywany darami od Boga, od Matki Najświętszej i od ludzi, zwłaszcza od ofiarodawców z Polski. W swej pokorze był głęboko i wzruszająco wdzięczny. Każdy najmniejszy nawet dar budził w nim odruch wdzięczności.

Co tydzień odprawiał Mszę św. za dobroczyńców żyjących i zmarłych, a trędowaci codziennie się za nich modlili. W każdy piątek chorzy ofiarowywali Komunię św. i koronkę do Matki Bożej za dobroczyńców. „Ja i moje czarne pisklęta codziennie modlimy się za wielebne Matki jak tylko możemy”. Modlił się także razem z chorymi za konwiktorki urszulanek krakowskich, dziękując za zebrane przez nie i przysłane jałmużny.

Dzięki nadsyłanym hojnie datkom jego chorzy już nie umierali z głodu. Dziękował za to najpierw Matce Najświętszej, a potem łaskawym dobroczyńcom. W swej wdzięczności, ale i poczuciu nieudolności prosił Maryję, hojną i bogatą, by zechciała stokrotnie wynagrodzić wszystkim dobroczyńcom.

Sam wdzięczny swoich chorych uczył wdzięczności

Za wszystkie dary – jałmużny, jeśli tylko znał ofiarodawców, dziękował zawsze. Pisał odpowiednie listy. Kierowały nim dwa motywy: wdzięczność i obawa, by milczenie z jego strony nie było wzięte za niewdzięczność i nie zrażało dobroczyńców. Prosił ojca Czermińskiego, by w „Misjach Katolickich” ogłaszał jego podziękowania za jałmużny, nawet bardzo skromne. Stanisławowi Hankiewiczowi dziękował za szachownicę i inne „bawidełka” dla chorych, zwłaszcza dla dzieci. Ustawicznie modlił się z chorymi za ojca Czermińskiego, który poprzez „Misje Katolickie” i inne sposoby zbierał jałmużny dla trędowatych na budowę schroniska. „My tu za Ojca wciąż się modlimy”. Sam chciał być wdzięczny i swoich chorych uczył wdzięczności. Niekiedy jako dowód wdzięczności posyłał ofiarodawcom (ojcu Czerwińskiemu, karmelitankom, Teresie Ledóchowskiej, od której otrzymał wiele darów, zwłaszcza paramentów kościelnych) różne rzeźbione przez siebie przedmioty, na przykład ramki do obrazów, przyciski na biurko, kropielniczki, a nawet tabernakulum dla karmelitanek.

Jego wdzięczność obejmowała wszystkich, wielkich i małych: hrabinę Wandę Grocholską za kielich dla kaplicy, ks. bpa Anatola Nowaka z Krakowa za poświęcenie kielicha i portatylu na ołtarz czy skromnego brata ogrodnika Jana Kozła za nasiona kwiatów. Ojciec Beyzym umiał być wdzięcznym bezinteresownie – za dobra, które były udziałem innych. Dziękował Bogu za nowicjat i konwikt urszulanek w Krakowie. Prosił karmelitanki łobzowskie, by razem z nim dziękowały Panu Jezusowi za przybycie do Marany jego dawnych chorych z Ambahivoraka, co mu przysporzyło pracy w miłości ofiarnej dla nich. Za wszystkie łaski okazane mu przez Boga za pośrednictwem Maryi (szczególnie za kilka pak z paramentami kościelnymi, głównie od Teresy Ledóchowskiej, które nieotwierane przez 10 lat były w doskonałym stanie, co uważał za cud) dziękował Bogu i Matce Najświętszej jako za szczególny dowód Jej opieki nad nimi i nad szpitalem.

Piękna cnota wdzięczności

Za wszystko, także za nadzieję udania się na Sachalin, serce jego było „przepełnione wdzięcznością” dla Jezusa i Jego Matki: sam jednak czuł się niezdolny („niezdarny”) do dobrego podziękowania, prosił zatem o to karmelitanki łobzowskie (pisał o tym w swoim ostatnim liście do tego Karmelu, w liście z tak pięknym akcentem wdzięczności i pokory). Zawsze pragnął, by sam Pan Jezus był nagrodą dla jego dobroczyńców.

Dobroć karmelitanek wzruszała go głęboko. On, „opryszek”, nic nie zrobił dla nich za to, co one czynią dla niego, i dlatego prosił Maryję, by za niego im wynagrodziła, tak jak Ona sama potrafi.

Kiedy szukał dobrego miejsca pod budowę szpitala dla swoich chorych i potrzebował źródła dobrej, obfitej wody dla nich, prosił o modlitwy karmelitanki przekonany, że im Pan Jezus niczego nie odmówi. Kiedy znalazł jedno i drugie w Maranie, dziękował siostrom serdecznie i prosił Matkę Najświętszą, by im za te modlitwy – tak skuteczne – odpłaciła sowicie.

Najbardziej wdzięczny był Bogu za wszystkie Jego łaski i dary, za jałmużny, za dobroć ludzką, za każdy postęp w przewlekającej się budowie szpitala, za ocalenie od szarańczy, za deszcz podczas długotrwałej suszy, gdy groził głód – „ale się Pan Jezus zmiłował i dał deszczu w końcu stycznia”.

Mikołaj Gogol powiedział, że Pan Bóg nie zna niewdzięczności. Wdzięczność jest zatem rysem boskim. Beyzym w wysokim stopniu był obdarzony tym rysem. Jego wdzięczność miała cechy ubóstwa i pokory, wierności i radości duchowej. Był pocieszany i umacniany tym wszystkim, za co dziękował. Sądzę, że swoje zdrowie duchowe, pogodę ducha i męstwo w przeciwnościach zawdzięczał w dużej mierze tej pięknej cnocie wdzięczności.