Od ponad roku pracuję w prowadzonym przez jezuitów College’u św. Franciszka Ksawerego w Fianarantsoa. Na moich barkach spoczywa odpowiedzialność za finanse szkoły. Krótko mówiąc, „trzymam kasę” i muszę tak nią gospodarować, by placówka mogła funkcjonować bez zakłóceń. Nie jest to łatwe, bo szkoła nie otrzymuje żadnych państwowych dotacji, ponieważ jest szkołą prywatną. Utrzymujemy się z opłat wnoszonych przez rodziców uczniów oraz ofiar darczyńców. Nasz budżet nie jest, niestety, z gumy i rozciągnąć się go nie da, a musi wystarczyć nie tylko na pensje nauczycieli czy innych pracowników szkoły, ale też na opłaty za prąd, wodę, remonty etc. Trzeba się mocno nagimnastykować, by dobrze go podzielić i by wystarczyło na wszystko w ciągu całego roku.
Renoma szkoły
Nasza szkoła znana jest z wysokiego poziomu nauczania. Nic więc dziwnego, że z roku na rok wzrasta liczba chętnych, którzy właśnie tutaj chcieliby kształcić swoje dzieci. Aktualnie do naszej szkoły uczęszcza 1500 uczniów. W tym roku przyjęliśmy 300 nowych – do różnych klas (podstawówka, gimnazjum i liceum). Opłaty wniesione przez rodziców pozwolą, w jakimś stopniu, zapewnić stabilność budżetową na cały rok. Niestety, nie stać nas będzie na wiele innowacji, które chcielibyśmy wprowadzić. Większość pieniędzy trzeba będzie bowiem przeznaczyć na utrzymanie obiektów i tzw. wydatki konieczne.
Konieczne przedsięwzięcia
Ostatnio na Madagaskarze wszystko drożeje, więc także nasze wydatki stale rosną i trzeba się liczyć z każdym groszem. Mimo wszystko udało nam się wygospodarować fundusze na kilka ważnych dla szkoły spraw. Przede wszystkim daliśmy podwyżki nauczycielom i innym pracownikom szkoły, a jest ich około stu. Ich pensje wzrosły w tym roku o 8 procent. Udało nam się też zrealizować kilka projektów ważnych dla naszych dzieci i młodzieży.
Inwestycja oczekiwana szczególnie przez dzieci
W naszej szkole dbamy nie tylko o rozwój umysłowy, lecz także fizyczny uczniów. Mamy piękne boisko sportowe, a w ubiegłym roku otworzyliśmy basen, z którego korzystają uczniowie w ramach zajęć z wychowania fizycznego, jak też młodzież z miasta.
Na Madagaskarze woda jest ogromnym skarbem, ponieważ ciągle jej brakuje. Największy jej brak pojawia się w porze suchej. Wody nie ma w domach, nie ma też wystarczającej ilości studni, z których można by ją czerpać. Nawet w tak wielkim mieście jak Fianarantsoa ów deficyt także jest odczuwany. Najtrudniej jest w okresie upałów, kiedy temperatura sięga 40 stopni Celsjusza. W takie dni chciałoby się trochę ochłodzić, a tu ani przysłowiowej kropelki wody. W mieście nie ma żadnego basenu publicznego, a do rzeki jest dosyć daleko. Zresztą rzeki nie są tu bezpieczne. W niektórych żyją krokodyle, a spotkanie z nimi nierzadko kończy się tragicznie. Nic więc dziwnego, że basen na terenie naszej szkoły jest dla wszystkich wielkim dobrodziejstwem. Od młodzieży, która nie uczęszcza do naszej szkoły, za korzystanie z tego obiektu pobieramy drobne opłaty. Pieniądze te pozwalają nam utrzymać go w dobrym stanie technicznym, a przede wszystkim w czystości.
W tym roku udało się nam wybudować kolejny basen – nieco mniejszy (o wymiarach 25 na 4 m). Basen jest piękny i cieszy się ogromnym powodzeniem wśród najmłodszych dzieci. Nawet te, które jeszcze nie nauczyły się dobrze pływać, pluskają się w nim niczym kaczki-nieboraczki. Kiedy patrzę na nie, cieszę się, że mogliśmy sprawić im tę odrobinę radości na co dzień.
Podziękowanie
Basenu by jednak nie było, gdyby nie hojność darczyńców z Chicago, bo to właśnie za ich pieniądze ofiarowane na misje ten basen mogliśmy zrealizować. Darczyńcy z Chicago przekazali nam 3,5 tys. dolarów. Budowa basenu miała kosztować około 6 tys. euro. Takiej sumy, niestety, nie mieliśmy. Wiedząc, że basen jest dzieciom bardzo potrzebny, postanowiliśmy wybudować go własnymi siłami, bez wyspecjalizowanej firmy. Pracownicy zatrudnieni w naszej szkole sami podjęli się tego zadania. Dzięki temu koszt budowy basenu wyniósł 2,5 tys. euro. Cieszymy się, że poradziliśmy sobie z tym wyzwaniem, a najbardziej cieszą się dzieci, bo wreszcie mają gdzie popływać i trochę się ochłodzić.
W tym miejscu chciałbym więc ukłonić się nisko chicagowskiej Polonii i powiedzieć: „Bóg wam zapłać, Kochani”. Niech radość i uśmiech naszych najmłodszych dzieci będzie dla wszystkich najpiękniejszym podziękowaniem za ten dar serca.