Jesteś tutaj

Collège Saint François Xavier

Tadeusz Kasperczyk SJ
20.10.2013

Collège Saint François Xavier (SFX) – Szkoła pw. św. Franciszka Ksawerego – to inne warunki, a przede wszystkim inny klimat, chłodniej i mniej wilgotno. To szkoła z jezuicką tradycją. W tym roku będzie obchodzić jubileusz 60 lat istnienia. Powstała z myślą o dzieciach, synach katechistów z buszu. Początkowo był internat, ale w latach 70. XX wieku trzeba było go zlikwidować. Powoli do szkoły przyjmowano chłopców z miasta i okolic, a kilka lat później szkoła stała się koedukacyjna. Obecnie liczy ponad 1500 uczniów od klasy 6 do maturalnej, to znaczy gimnazjum oraz liceum ogólne i techniczne.

Tu moja praca dotyczyła finansów i zarządzania całą strukturą, a do utrzymania było ponad 200 m bieżących dwupiętrowych budynków, stolarnia, ślusarnia, warsztaty dla technikum. Nie miałem tu możliwości wyjazdów do buszu, tym bardziej że było już więcej księży, a czas też mi na to nie pozwalał. Z młodzieżą jednak udało mi się wiele zrobić i stało się to tradycją, że po maturze, w sobotę, uczniowie z klasy maturalnej sadzą drzewka. Wypalanie lasów w tym regionie jest szczególnie nagminne, więc co roku znikają hektary lasów. Praca uczniów to nie tylko sadzenie drzew, ale okazja do uwrażliwiania na rolę przyrody w ich życiu. Kilka lat takiej akcji nie tylko powiększyło lasy o kilkanaście tysięcy drzew, ale na pewno zostawiło ślad w ich świadomości.

Duży procent dzieci pochodzi z rodzin wielodzietnych czy rozbitych, wiele z nich to sieroty. Często rozpoczynają naukę w szkole, a ponieważ jest odpłatna, gdyż nie ma żadnej dotacji rządowej, warunki finansowe rodziny nie pozwalają im kontynuować nauki i przerywają ją. Dzięki pomocy, jaką otrzymuję, można było obniżyć opłaty czesnego do 75% dla dużej grupy dzieci, tj. ok. 70-90 uczniów rocznie, w zależności od nadesłanej pomocy. Prócz tego Ruch Solidarności z Ubogimi Maitry z Wrocławia objął adopcją 89 dzieci, finansując opłaty za szkołę i przybory szkolne.

Pomoc dzieciom nie jest przyznawana tylko dlatego, że są biedne. Wymagamy od nich też pewnego zaangażowania. Rodzice jednego z uczniów wyrabiają na przykład zwykłe miotły, a ponieważ trudno im je sprzedać, kupujemy je u nich po symbolicznie niższej cenie. Dzięki inicjatywie o. Czesława Tomaszewskiego w ubiegłym roku ogłosiliśmy konkurs na rysunek malgaskiej szopki. Najlepsze prace zostały nagrodzone, a to zawsze „dodatek” do rodzinnego budżetu.

Mimo że szkoły prywatne powstają jak grzyby po deszczu, to jednak jest to kropla w morzu potrzeb. Nie więcej niż 25% malgaskich dzieci ma możliwość ukończenia liceum, a wyższe studia są raczej dla wybranych. Dzieci ze wsi najczęściej kończą edukację, kiedy nauczą się liczyć, czytać i pisać, a gdy znajdą pracę, angażują się w nią, nawet jeśli nie mają jeszcze ukończonych 16 lat, w zależności od tego, co potrafią robić. Często widać dzieci, które pomagają rodzicom wydobywać piasek z rzeki, przenoszą na głowie cegły czy pracują w ciężkich warunkach na ryżowisku.