Jesteś tutaj

Odbudujmy kaplicę zmiecioną przez cyklon

Ks. Henryk Sawarski
17.03.2018

Witaj Ojcze, w końcu zabieram się do pisania.

Prawdę mówiąc, ojciec Jan Beyzym, jezuita, misjonarz i Apostoł trędowatych na Madagaskarze nie jest bardzo znany ogółowi społeczeństwa, nawet w Kościele katolickim. Jego kult jest za mało propagowany, a Malgasze zapytani o ojca Beyzyma często stwierdzają: „Nie słyszeliśmy o takim". W języku malgaskim jest co prawda kilka broszurek czy książek poświęconych mu, ale nie jest tego za wiele.

Jan Beyzym i jego czarne pisklęta

Dzieło opieki nad trędowatymi ojciec Jan Beyzym rozpoczął już w leprozorium w Ambohivoraka (istniejącym od 1872 roku) koło Antananarivo, gdzie zaraz po przybyciu na Madagaskar (30 grudnia 1898 roku) został skierowany przez przełożonych. W 2012 roku, z okazji setnej rocznicy śmierci bł. Jana Beyzyma, uwieczniliśmy to wydarzenie stelą, pomnikiem, a w uroczystościach wziął udział były przełożony Krakowskiej Prowincji Towarzystwa Jezusowego o. Wojciech Ziółek, Honorowy Konsul Polski w Antananarivo pan Zbigniew Kasprzyk wraz z małżonką panią Beatą Kasprzyk oraz polscy misjonarze, w tym dwóch jezuitów: o. Józef Pawłowski i o. Tadeusz Kasperczyk.

Pragnienie realnej pomocy trędowatym ojciec Beyzym w pełni w czyn zamienił dopiero w wybudowanym przez siebie szpitalu w Maranie. Istniejącą na zboczu góry Kianjasoa (czyt. Kiandzaszua) maleńką osadę dla trędowatych przemienił w nowoczesny jak na owe czasy szpital. Wcześniej, do 1902 roku, do momentu przybycia tam ojca Beyzyma, trędowatymi - jak mógł - opiekował się br. Aleksy Dursap SJ. Jednak to dopiero ojciec Beyzym zapewnił chorym na trąd, których czule nazywał „czarnymi pisklętami", konieczną opiekę zarówno pielęgnacyjną, jak i duchowa. Swoich podopiecznych powierzył Najświętszej Pani, Czarnej Madonnie z Częstochowy, której wizerunek przywiózł na Madagaskar z Krakowa. Króluje Ona teraz wśród jego „czarnych piskląt", którzy lgną do Niej jak do swojej Matki, prosząc o pomoc, opiekę, o potrzebne łaski. Kaplica wybudowana przez ojca Beyzyma, w której umieścił przywieziony przez siebie wizerunek Jasnogórskiej Pani, jest obecnie jego sanktuarium.

Wspomnienie sprzed 40 lat

Co mnie skłoniło do włączenia się w propagowanie kultu bł. Jana Beyzyma, w szerzenie go na Czerwonej Wyspie? Otóż jeszcze jako kleryk w Polsce, myślący już o wyjeździe na misje, przeczytałem książkę „Ojczyzna z wyboru" autorstwa Teresy Weyssenhoff (wyd. 1966 r.), opowiadającą o Janie Beyzymie, i to ona stała się dla mnie duchowym dopingiem do powzięcia decyzji, że to właśnie Madagaskar będzie moją misją. Będąc na kursie języka malgaskiego w Ambositra, mieszkając w dawnej rezydencji jezuitów, 24 czerwca 1979 roku wraz z nieżyjącym już polskim orionistą ks. Janem Osmalkiem oraz panem Ryszardem Misiem rodem z Będzina, legionistą ożenionym z Malgaszką (po śmierci pochowanym we Fandriana na Madagaskarze), pojechałem do Marany. Tam razem odwiedziliśmy grób ojca Jana Beyzyma, spoczywającego wśród swoich „czarnych piskląt". W kaplicy odprawiliśmy Mszę św, używając kielicha i pateny ojca Beyzyma. A później jeszcze wiele razy okazyjnie czy pielgrzymkowo zajeżdżałem do Marany.

To moje wspomnienia sprzed 40 lat. Obecnie od dwóch lat pracuję na północy wyspy, 600 km od stolicy Antananarivo, w diecezji Port-Bergé. Jestem m.in. kapelanem miejscowego szpitala, a mojej kapelanii nadałem patronat bł. Jana Beyzyma. Posługuję także w więzieniu, w którym obecnie przebywa 205 więźniów (w tym 10 kobiet i 30 małoletnich), propaguję kult Bożego Miłosierdzia, jednocześnie pomagam tutejszemu proboszczowi w parafii pw. Serca Jezusowego. Właśnie na terenie naszej parafii, w odległości ponad 2 km, jest wioska trędowatych. Była tam kaplica, która w 2010 roku została zmieciona przez cyklon i do dziś nie udało się jej odbudować. A w głowie misjonarza rodzi się wiele pomysłów... O jednym z nich pragnę napisać.

Osada dla trędowatych

Wioska Antananivo została założona przez Księży Misjonarzy Ducha Świętego. To ks. Peter i ks. Banio podjęli decyzję, by stworzyć centrum dla trędowatych z okolic Port-Bergé i ich tam leczyć. Malgasze chorych na trąd uważali za nieczystych, stąd wypędzano ich z wiosek i izolowano. W 1964 roku wspomniani księża Peter i Banio zbudowali domy dla chorych na czas pobytu i leczenia aż do całkowitego zaleczenia. Stworzyli i zapewnili chorym potrzebne warunki duchowe i materialne. Na początku powstały tzw. trano bongo (czyt. czanu bungu), chaty z trzciny i gliny, pokryte strzechą.

Kiedy wszystko było gotowe, założyciele osady ogłosili, że przyjmują na leczenie „boka" (czyt. buka), to znaczy trędowatych. Na ich apel wielu odpowiedziało. Znamy nawet ich nazwiska. Jako pierwsi leczeniu poddali się panowie: Tsivoana, Marozama, Gilbert, Toto, Biafara, Mosa, Lemiasa, Bilalahy, Tiandrazana, Tombozara oraz panie: Estera, Rahita, Valizy, Tobatsara, Nkavitra, Kola, Mariazy, Bemandrary, Tsimisaraka, Javoavy. Jak podają kroniki, choroba pierwszych pacjentów została zaleczona, dziś jednak nikt spośród tej pionierskiej grupy już nie żyje.

W trosce o opiekę duchową i ewangelizację ks. Banio w 1970 roku zbudował kaplicę. Katechista Lemiasa, jeden z mieszkańców wioski, trędowaty, gorliwie pomagał misjonarzom w głoszeniu Ewangelii i nauczaniu katechizmu, w prowadzeniu niedzielnych modlitw, przygotowaniu do sakramentów itd. Prawie wszyscy zostali ochrzczeni i stali się gorliwymi chrześcijanami.

Po 40 latach cyklon - jak wspomniałem - zmiótł kaplicę w Antananivo i do dnia dzisiejszego nie została ona odbudowana. Misjonarze odeszli, a na ich miejsce przyszli tutejsi księża diecezjalni, o mniejszej gorliwości apostolskiej. Ze względu na brak kaplicy wierni z wioski siłą rzeczy musieli chodzić na Msze do parafii. Ponoć były przymiarki do odbudowy kaplicy, ale nie udało się zebrać odpowiedniej kwoty. Tymczasem brak kaplicy w dogodnej odległości, a co za tym idzie niedzielnej Eucharystii, modlitewnych spotkań czy innych form duszpasterskiej troski spowodowało osłabienie zainteresowania religią i gorliwości w wyznawaniu wiary. Do kościoła parafialnego na katechezę i nabożeństwa chodzili tylko nieliczni.

Jeśli chodzi o leczenie i opiekę zdrowotną nad mieszkańcami wioski, to księżom w ich pracy pomagały Siostry Franciszkanki. Wśród nich były siostry: Margueritte, Martine, Denise, Bernadette, Paule, Marthe, Claudine, Yolande, Mauricia. Ta ostatnia do dziś systematycznie rozdziela lekarstwa chorym, którzy przychodzą do ambulatorium (dispensaire) i proszą o pomoc.

Projekt odbudowy

Gdy mieszkańcy wioski dowiedzieli się o projekcie odbudowy kaplicy, zapanowała wielka radość. „W końcu będziemy mieli kościół, blisko, na miejscu!" - cieszyli się. Powiedziałem im jednak: „Mora-mora" (czyt. mura-mura), to znaczy: „Powoli, powoli". To dopiero tylko projekt. Módlcie się mocno do Miłosiernego Pana Jezusa i do bł. Jana Beyzyma i proście o pomoc, aby ten projekt mógł zostać zrealizowany. Ja także, nawiasem mówiąc, w cichości serca, mam nadzieję, że bł. Jan Beyzym, Apostoł trędowatych, pomoże nam. Chcemy też, by ojciec Beyzym był patronem
tego kościółka, a także wioski trędowatych.

Pierwsza kaplica o długości 9 m, szerokości 5 m i wysokości 3 m z gliny i trzciny, kryta strzechą, nie wytrzymała podmuchu cyklonu. To była zresztą leciwa kaplica, nie pomógł też nędzny materiał, z którego została wybudowana. Przy kaplicy był nawet 15-kilogramowy dzwon, który po cyklonie przechowywała jedna z miejscowych rodzin. W tym roku jednak, w Wielki Piątek, kiedy rodzina poszła na modlitwy do parafii, do ich domu wtargnęli złodzieje i ukradli m.in. nasz dzwon, który do dziś się nie odnalazł. Przepadł bez śladu.

Wioska Antananivo i jej mieszkańcy

Wioska trędowatych Antananivo położona jest w odległości ponad 2 km na wschód od naszej parafii pw. Serca Jezusowego. Te okolice zamieszkuje szczep Tsimihety. To jeszcze pogańska ludność, stąd też ewangelizacja nie jest łatwa. Mieszkańcy tej wioski to ludzie prości, rolnicy i hodowcy. Uprawiają ryż, kukurydzę, maniok, groch, cebulę, banany, trzcinę cukrową, trochę warzyw, hodują woły, kozy, ptactwo domowe...

Praca na polu odbywa się tu nadal metodami tradycyjnymi. Oprócz łopaty miejscowi rolnicy nie mają żadnych narzędzi rolniczych. Zebrane plony zależą głównie od obfitości opadów. Niektórzy zajmują się przydrożnym handlem, sprzedając sezonowe owoce. Ogólnie mówiąc, ludzie są tu bardzo biedni. Wioska Antananivo liczy 150 mieszkańców, w tym 40 dzieci do lat 12, 35 młodych osób w wieku 13-20 lat. Na studiach w Mahajanga, Antananarivo czy Antsiranana (Diego Suarez) jest 10 osób. Katolików ochrzczonych jest 25, protestantów - 6 osób. Reszta to sympatyzujący, tzn. jeśli będzie ksiądz przyjeżdżał do wioski, to będzie więcej osób, szczególnie dzieci, które trzeba katechizować.

Według statystyki sióstr w wiosce przebywa jeszcze 25 trędowatych na ciągłym leczeniu, 5 osób niepełnosprawnych oraz jedna osoba niewidoma. Ich domy mieszkalne to chatki z gliny i trzciny, kryte strzechą, tzw. trano bozaka (czyt. czanu buzaka). Takich domów jest tu 20, są też w wiosce trzy domy wybudowane z pustaków i kryte blachą oraz jedna budowla otwarta - sam dach na czterech słupach. Ta ostatnia to miejsce spotkań mieszkańców wioski. W wiosce nie ma szkoły. Gorliwsze dzieci chodzą do szkoły pieszo do miasta Port-Bergé polną i zakurzoną drogą w porze suchej, a błotnistą w porze deszczowej. Wielu starych, chorych i niedołężnych prosi nas o pomoc.

Gorąca prośba o pomoc

Tak oto, pokrótce, wygląda nasza sytuacja. Sami jesteśmy bezradni. Projekt nowej kaplicy opiewa na 8 tys. euro. To dla nas ogromna kwota. Bardzo prosimy o pomoc. Lokalna wspólnota zobowiązała się - w miarę swoich możliwości - pomagać przy wykonywaniu prostych robót związanych z przygotowaniem terenu pod budowę, pomagać przy wykopie fundamentów oraz dostarczaniu potrzebnych materiałów na plac budowy. Nie jesteśmy jednak w stanie uzbierać tak wielkiej sumy na zakup potrzebnych materiałów budowlanych. Prosimy Czcigodnych i Ofiarnych naszych Braci i Siostry w Chrystusie w Polsce, w Ojczyźnie naszego Wielkiego Patrona i Opiekuna, bł. Jana Beyzyma, o pomoc w wybudowaniu w naszej wiosce kościoła. Jesteśmy pełni ufności, że prośba ta zostanie wysłuchana. Z góry za to dziękujemy. Serdecznie pozdrawiamy.

W imieniu lokalnej wspólnoty w Antananivo
Ks. Henryk Sawarski