Zenon Piłsyk urodził się w Warszawie 23 czerwca 1928 roku. Miał jedną siostrę. Jego ojciec, rodowity warszawiak, pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Matka, wywodząca się ze szlacheckiego rodu, pochodziła z Polesia. Z Podhalem powiązała rodzinę Piłsyków wczasowa posiadłość, dom, z którego często korzystali, a który po wojnie stał się gniazdem dla siostry Zenona i jej rodziny.
W dniu wybuchu wojny miał jedenaście lat. Dorastającego Zenka kształtowała w stolicy okupacyjna rzeczywistość, tajne komplety, mała konspiracja, a później Powstanie Warszawskie. Po upadku powstania wraz z powstańczymi oddziałami wyszedł z Warszawy jako jeniec wojenny i już nigdy do niej nie wrócił. Koniec wojny zastał go w Bergen-Belsen. Okrucieństwa wojny i powstańcze przeżycia pozostawiły na Zenku głęboki ślad. Niechętnie o nich mówił.
Po czterech latach spędzonych w obozach dla uchodźców, gdzie usiłował kontynuować swoją edukację, wyemigrował na antypody, podpisując z australijskimi władzami kontrakt zobowiązujący go do dwuletniej narzuconej mu pracy, aby pokryć koszta emigracyjne. Do Melbourne przybył 6 czerwca 1949 roku. W pierwszym roku wraz ze spotkanymi na statku przyjaciółmi czyścił broń w magazynach wojskowych niedaleko Albury w Nowej Południowej Walii, a w drugim zakładał telefoniczne linie w centralnych dzielnicach Melbourne. Po odbyciu kontraktu zamieszkał w Richmond i pracując w wytwórni mebli, uzupełniał swoją edukację.
Był jednym z pierwszych członków Sodalicji Mariańskiej reaktywowanej w Melbourne przez ojca Stanisława Skudrzyka SJ w 1950 roku. Przy jego pomocy wchodził także Zenon w tajniki łaciny, dojrzewając do życiowej decyzji wstąpienia do seminarium. Zaangażowany w życie religijne polskiej wspólnoty, gromadzącej się w jezuickim kościele św. Ignacego w Richmond, zwrócił uwagę ojca Józefa Janusa SJ, kontynuującego rozpoczęte przez ojca Skudrzyka dzieło duszpasterskiej opieki nad polskimi emigrantami.
Do Towarzystwa Jezusowego Zenon wstąpił 1 lutego 1953 roku w Watsoni (dzielnica Melbourne). Po nowicjacie i studiach filozoficznych wysłano go na magisterkę do Kolegium św. Ignacego w Riverview (dzielnica Sydney). Uczenie pełnych energii bogatych chłopców nie służyło jednak Zenkowi. Kilkakrotnie publicznie obwieszczał, że wolałby uczyć murzyńskie dzieci. Zaoferowano mu więc misyjną posługę w Zambii, do której szukano nowych sił. Śpieszno mu było do święceń. Nie widział się jednak w roli nauczyciela i wychowawcy w ogromnych kolegiach australijskich jezuitów. Przyjął więc sugestię wizytującego Australię ojca asystenta i wyjechał do Irlandii. W Dublinie ukończył teologię i tam 31 lipca 1964 roku przyjął święcenia kapłańskie. Rok później popłynął do Zambii. Misjonarzował 47 lat.
Kilkakrotnie był proboszczem w Matero, Kasisi i Katondwe. W Kabwe zajmował się szkołami. Przez 6 lat, od 1983 roku, był socjuszem zambijskiej prowincji, do której należał od dnia jej powstania. Siedem lat (1990-1997) był jej ekonomem, trzy lata (2000-2003) superiorem w Katondwe, a od 2006 roku pełnił funkcję archiwisty prowincji. Ostatnie śluby składał w Kasisi 2 lutego 1970 roku. Zmarł na atak serca w Chula House w Lusace 3 marca 2011 roku, w 83. roku życia i 58. roku zakonnego powołania.
Kochał Zambię. Afryka stała mu się umiłowanym domem z wyboru. Kochał Towarzystwo Jezusowe. Było mu matką i jak rodzoną matkę je miłował. Do śmierci pozostał obywatelem Australii. Od wczesnych lat osiemdziesiątych wracał też do niej co kilka lat z niekłamaną radością, aby odpocząć w gronie niezwykle oddanych mu przyjaciół, podreperować siły fizyczne i duchowe oraz promować misyjne potrzeby na antypodach. O Irlandii mówił zawsze ciepło i z wielką dozą wdzięczności. Serce jednak, chociaż poranione okrucieństwami wojny, pozostało w nim polskie i nigdy nie przestało bić po polsku.
Zenon miał ogromne grono przyjaciół w różnych częściach świata. Utrzymywał z nimi bliskie więzi, interesując się nimi do końca. Wielu z nich swoim dobrym, ciepłym słowem potrafił skutecznie podnieść na duchu i podtrzymywać w życiowych doświadczeniach.
A oto, co donosiła nam 4 marca 2011 roku o śmierci ojca Zenona siostra Mariola, przełożona Domu Dziecka w Kasisi: „Ojciec siedział na werandzie z innymi ojcami i poszedł do biura zapisać jakiś numer telefonu. Ojciec Klaus poszedł za nim i zastał go jakby śpiącego, więc zapytał, czy jest zmęczony. Gdy nie uzyskał odpowiedzi, pobiegł po pielęgniarkę, a w tym czasie ojciec Kiełbasa udzielił Ojcu Zenkowi ostatniego namaszczenia. Jak tylko dowiedziałam się o jego śmierci, pojechałam z siostrami do Chula House. Ciało już było zabrane, więc zmówiliśmy razem koronkę do Miłosierdzia Bożego. Dostałam na pamiątkę brewiarz Ojca Zenka. Będę się teraz z niego modlić. Ojciec był moim spowiednikiem. Ciało zostanie przywiezione do Kasisi w niedzielę po południu, o 17.00 Mszę św. odprawi kardynał, a potem całonocne czuwanie w kościele przy trumnie Ojca. Pogrzeb odbędzie się w poniedziałek o 9.30”.
A oto relacja siostry już po pogrzebie: „Pogrzeb Ojciec Zenek miał piękny. Przybyło bardzo wielu ludzi, również z oddalonej o wiele kilometrów misji Kanakantapa, w której Ojciec do końca zastępował zmarłego ojca Tomazina. Kilka dni przed śmiercią Ojciec mówił mi, że tamtejsi ludzie, wiedząc, że już niedługo odejdzie z tej parafii, chcieli mu urządzić pożegnalne przyjęcie. Ojciec powiedział im, że na pożegnalne przyjęcie przyjdą niedługo na jego pogrzeb... Rzeczywiście przyszli, a było ich bardzo wielu.
Mszy św. przewodniczył Prowincjał Zambii i Malawi, ojciec Peter Bwanali. Towarzyszyło mu około 50 kapłanów, bardzo wiele sióstr i braci z różnych zgromadzeń oraz rzesze wiernych. Kazanie wygłosił ojciec Peter Caroll, przełożony wspólnoty, do której należał Ojciec Zenek. Przed kazaniem ojciec Klaus przedstawił życiorys Ojca Zenka. Obaj z ojcem Peterem podkreślali, że Ojciec Zenek był bardzo związany z Australią. Ojciec w swoich refleksjach bardzo często wspominał australijskich przyjaciół. Po Mszy św. każdy mógł jeszcze podejść do trumny i pożegnać się z Ojcem. W tym czasie razem z naszymi sierotkami poszłyśmy zanieść kwiaty na cmentarz. Miałyśmy kilkanaście wiader róż. Były tylko dwa kolory: biały i czerwony… Każdy uczestnik pogrzebu otrzymał różę, którą potem złożył na grobie. Niesamowity widok…”.
Ciało świętej pamięci Ojca Zenona Piłsyka SJ, wielkiego duchem, choć skromnego misjonarza, spoczęło na cmentarzu w Kasisi, pośród „swoich”, pośród współbraci zakonnych z Polski, Irlandii i Zambii. Jego grób odwiedzać będą zapewne murzyńskie dzieci z pobliskiego sierocińca. Tak ciepło o nich opowiadał nam Ojciec Zenon i tak zabiegał o polepszenie ich losu.
O. Wiesław Słowik SJ, Melbourne, Australia
Za: W. Słowik SJ, Śp. Ojciec Zenon Piłsyk SJ, „Tygodnik Polski” 11/2011, s. 1-2.