Jesteś tutaj

Dofinansowanie nauki i otwarcie stołówki

Thérèse Razafindraketaka
06.05.2016

Madagaskar, 7 grudnia 2015 roku, Collège w Fialofa

Przed pójściem na emeryturę i zakończeniem pracy w Centre de Formation Professionelle (Centrum Formacji Zawodowej) w Bevalala otworzyłam szkołę w mojej rodzinnej wiosce Fialofa, w gminie Sarobaratra (dystrykt Miarinarivo Itasy). Miejscowość ta położona jest 156 km od stolicy Madagaskaru. Droga łącząca wioskę ze stolicą jest względnie dobra: przez 120 km mamy asfalt, pozostałe 36 km to droga drugorzędna, niestety w porze deszczowej nieprzejezdna.

W wiosce tej wcześniej nie było szkoły. Dzieci musiały codziennie pokonywać pieszo ok. 5 km. Ja jednak miałam szczęście. Nasza rodzina co prawda mieszkała w Fialofa i do szkoły miałam przecież tę samą drogę co inne dzieci, jednak nie musiałam pokonywać każdego dnia tej męczącej odległości. Byliśmy zamożniejsi niż pozostali mieszkańcy wioski. Nasi rodzice wynajmowali dla mnie i mojego rodzeństwa mieszkanie w większym mieście Miarinarivo, gdzie jest szkoła średnia – liceum. Przez wszystkie lata szkolne aż do matury nie musiałam tracić czasu ani sił, by dostać się do szkoły, a potem z niej wracać. Dlatego teraz, ponieważ miałam łatwiejszy dostęp do wiedzy, a tym samym łatwiejsze dzieciństwo niż inni i mogłam zdobyć wykształcenie i zawód, chciałabym pomagać tym, którzy żyją w trudniejszych warunkach. Postanowiłam resztę mojego życia oraz moje zawodowe umiejętności poświęcić pomaganiu dzieciom.

Sytuacja dzieci w wiosce

Wiele dzieci z mojej wioski z różnych względów porzucało i nadal porzuca szkołę. Jednym z powodów jest uciążliwość codziennego pokonywania dużej odległości do szkoły: ok. 5 km w jedną stronę i 5 km w drugą. Dla dziecka to przeszło godzina marszu. Godzina do szkoły i następna godzina z powrotem. Lekcje rozpoczynają się o godz. 7.30 rano dla małych dzieci, a już o godz. 7.00 dla starszych. Aby zdążyć do szkoły, dziecko musi wyjść z domu prawie o świcie (słońce na Madagaskarze wschodzi między 5.30 a 6.30, w zależności od pory roku). Lekcje trwają prawie cały dzień – do godz. 16.00 dla młodszych dzieci, a do 16.30 dla starszych, z południową przerwą (gdy jest najgoręcej między godz. 11.30 a 13.00). To przerwa obiadowa, kiedy można pójść do domu na posiłek. Jak jednak to zrobić, gdy do domu jest 5 km, a i tak nie wszyscy mogliby liczyć na obiad w tym czasie? Po całodniowej pracy w szkole powrót do domu jest bardzo uciążliwy, a czasem nawet niebezpieczny. Do domu uczniowie wracają zmęczeni i głodni. A kiedy dziecko ma odrobić lekcje i przygotować się do szkoły na następny dzień?

W takiej sytuacji wiele dzieci porzucało szkołę. Nie były w stanie kontynuować tak dużego wysiłku. W wiosce, a nie jest to problem tylko naszej miejscowości, przybywało więc ciągle półanalfabetów i analfabetów, brakowało osób wykształconych i mogących pomóc w rozwoju naszego społeczeństwa.

Walka z analfabetyzmem drogą do przezwyciężania ubóstwa

Wiele się dzisiaj mówi o ubóstwie na świecie i podaje mnóstwo jego przyczyn: niekorzystne warunki gospodarcze, nierozwinięty handel i transport, bo np. brakuje odpowiedniej infrastruktury i sieci dróg, problem korupcji. Są nawet tacy, którzy zarzucają społecznościom żyjącym w głębokim ubóstwie lenistwo.

Myślę, że ubóstwo naszego społeczeństwa jest w dużym stopniu związane właśnie z brakiem wykształcenia i analfabetyzmem. Aby wiedzieć i zrozumieć, że można żyć inaczej, a następnie chcieć coś zmienić w swoim dotychczasowym życiu, potrzebna jest jakaś wiedza, wykształcenie. Dlatego uważam, że jedną z dróg przezwyciężania ubóstwa jest walka z analfabetyzmem. Nawet jedynie podstawowe wykształcenie, wyuczenie się jakiegoś zawodu daje większe szanse na znalezienie pracy, utrzymanie rodziny i konsekwentnie życie na „wyższym” poziomie. To skuteczne środki eliminowania ubóstwa w naszym kraju.

Ubóstwo i brak infrastruktury

Mieszkańcy naszej wioski, jak i większości wiosek na Madagaskarze, żyją z pracy swoich rąk. Niektórzy mają małe poletka, na których uprawiają ryż. To praca bardzo ciężka, wymagająca dużego wysiłku. Wszystko jest wykonywane ręcznie, a więc efekty nie są duże. Odrobina ryżu, którą mogą zebrać na koniec tej ciężkiej harówki, wystarczy tylko, aby przeżyć do następnych zbiorów. Niektórzy zajmują się hodowlą drobnego inwentarza. Kilka kur, które posiadają, nie może jednak przynieść rodzinie nie tylko dużego dochodu, ale nawet zabezpieczyć najbardziej podstawowych potrzeb.

Ci, którzy nie mają poletek ryżowych, a jest ich znaczna większość, ani warunków dla hodowli drobnego inwentarza (bo nie mają nawet skrawka ziemi ani własnych zabudowań), szukają innych sposobów na przeżycie. Są tacy, którzy zbierają dzikie jagody, np. gujawę. Potem za parę groszy sprzedają te jagody czy inne owoce, jak banany, przy drodze. Inni podejmują się każdej pracy: noszą cegły, zajmują się ręcznym tłuczeniem kamienia, smażą na oleju i sprzedają różne typowo malgaskie zakąski albo – o czym wspomniałam – sprzedają przy drodze owoce, jarzyny i to, co tylko się da, by zarobić parę groszy dla swojej rodziny, by przeżyć.

Te bardzo skromne środki, zdobyte bardzo często dużym wysiłkiem i ciężką pracą, nie są wystarczające, aby opłacić dzieciom szkołę. Wpisowe, przybory szkolne, zeszyty i pióra, obowiązkowy szkolny fartuch dużo kosztują. Nie mówiąc o comiesięcznym czesnym, którego wiele rodzin nie jest w stanie zapłacić.

Wybudowałam szkołę

Aby pomóc wszystkim dzieciom mojej rodzinnej wioski w zdobyciu przynajmniej podstawowego wykształcenia, założyłam w niej szkołę – Collège Mampitasoa. Budynek szkolny postawiłam z własnych środków. Były to oszczędności całego mojego życia i pracy jako nauczyciel w Centrum Formacji Zawodowej w Bevalala, gdzie pracował również ojciec Tadeusz Kasperczyk SJ. Szkoła była początkowo przewidziana dla ok. 63 dzieci. Obecnie uczęszcza do niej już 93 uczniów. Mieszkańcy wioski są bardzo zadowoleni z mojego pomysłu. Młodzi, którzy ukończyli szkołę średnią i zdali maturę, a nie są już w stanie kontynuować nauki w stolicy, mają u mnie pracę.

Po roku działalności szkoły

Po roku działalności szkoły widzę, że uczniowie nie są w stanie płacić czesnego, z którego później opłacam naszych nauczycieli. Przecież muszą oni zarobić na utrzymanie swoich rodzin. W naszej szkole uczą się sieroty i dzieci ubogich wieśniaków, które w szkole mają wprawdzie zeszyt i ołówek, ale przychodzą na lekcje z pustym żołądkiem. Skąd ich rodzicie, których nie stać, aby dziecku rano dać śniadanie, mają wziąć pieniądze na czesne? Niezapłacone czesne przez wielu naszych uczniów powoduje nieregularne wypłacanie pensji nauczycielom. Z kolei jak oni mają żyć i pracować, wykarmić swoje dzieci, skoro nie otrzymują regularnie tego, co im się należy – zapłaty za swoją pracę? A nie otrzymują jej regularnie, bo nie mam im z czego wypłacić. Czy mam zamknąć tę jedyną w naszej wiosce szkołę, pozbawić pracy kilka osób i zabrać szansę wykształcenia młodym ludziom – przyszłości naszej wioski?

Prośba o pomoc

Dlatego zwracam się uprzejmie z prośbą o pomoc, aby nasza szkoła mogła nadal funkcjonować. Czesne w naszej szkole wynosi 3500 ar, czyli około 1 euro na miesiąc za jednego ucznia, a wynagrodzenie nauczyciela to 60 000 ar, czyli około 18 euro miesięcznie.

Chciałabym jeszcze w naszej szkole wiele rzeczy ulepszyć. Niestety, oszczędności mojego życia skończyły się. Wystarczyły tylko na wybudowanie budynku, skromne wyposażenie go w ławki szkolne i tablice oraz na rozruch naszego gimnazjum. Na inne potrzeby nie ma już pieniędzy. Jak wspomniałam, wielu naszych uczniów to sieroty albo dzieci ubogich wieśniaków, które przychodzą do szkoły bez śniadania. Dlatego chciałabym też uruchomić szkolną stołówkę, w której uczniowie otrzymaliby skromny posiłek.

Wiem, że szanowni Państwo pomagają już na wielu frontach. Wiem także, że pomoc dla biednych dzieci leży Wam szczególnie na sercu. Dlatego właśnie Was ośmielam się prosić o pomoc. Wszystko, cokolwiek będą Państwo mogli i chcieli dla nas zrobić, będzie wielką pomocą, a jednocześnie zobowiązaniem do lepszej i efektywniejszej pracy dla dobra całego naszego społeczeństwa. To sprawa, która bardzo leży nam na sercu. Będziemy bardzo zobowiązani za wysłuchanie nas i udzielenie nam pomocy.

Tłum. i oprac. Redakcja