Jesteś tutaj

Radio narzędziem edukacji i głoszenia Ewangelii

O. Czesław H. Tomaszewski SJ
05.11.2015

Wywiad z Ojcem Andrzejem Leśniarą SJ, misjonarzem pracującym w Zambii, założycielem i dyrektorem Radia Chikuni

Jak założone przez Ojca radio funkcjonuje obecnie?

Nasze radio – jak do tej pory – działa wspaniale. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie mamy żadnych problemów. Problemy są i to duże, przede wszystkim finansowe, związane z utrzymaniem radia. Na początku, po otwarciu, otrzymywaliśmy różne drobne datki na funkcjonowanie radia. Wiedzieliśmy jednak, że trzeba szukać innego „źródła” utrzymania.

W jaki sposób zdobywaliście potrzebne fundusze?

Dla mieszkańców Afryki bardzo ważna jest muzyka. W tutejszej kulturze służy ona do przekazywania mądrości, wiedzy następnym pokoleniom… Dlatego od początku działalności naszej rozgłośni emitowaliśmy różne audycje, ale nagrywaliśmy także lokalną muzykę tradycyjną. Wykonawcy początkowo bali się śpiewać w języku tonga, w języku swojego szczepu. Może dlatego, że nie wierzyli we własne siły. Poza tym wtedy panowała tu moda na rytmy pochodzące z Konga, na przykład na soukous nazywany też „rumbą”, który jest tu lubiany, śpiewany i tańczony. Powoli jednak zaczęło się to zmieniać .

Wpadliśmy na pomysł organizowania koncertów. Na pierwszy przyszło może sto osób. Słuchacze zgromadzili się na placu przed budynkiem parafialnym. Dziś koncerty, które organizujemy corocznie, odbywają się na dużym, otwartym terenie, na którym wybudowaliśmy także coś w rodzaju estrady. Teraz przychodzi na nie średnio około 10 tys. widzów. W każdym roku koncert ma inną myśl przewodnią. Temat jest wybierany i przedyskutowany przez słuchaczy naszego radia. Następnie kompozytorzy piszą na wybrany temat swoje utwory.

Z czasem pojawił się nowy pomysł. Jak zwykle jego autorem był mój współbrat, ojciec Tadeusz Świderski, który ma pomysły „na zawołanie”. Kiedyś powiedział: „A może zaczniemy produkować kasety z tymi nagraniami?”. „Ale kto te kasety będzie kupował?” – wraziłem swój niepokój. Na to ojciec Tadeusz odparł: „Nic się nie martw, na pewno znajdą się tacy, co chętnie będą kupować kasety z rodzimą muzyką i śpiewem”.

Wkrótce potem pojechałem na urlop do Polski. Tam spotkałem się z ojcem Wiesławem Pawłowskim SJ, który jest profesjonalistą w tej dziedzinie. Za jego radą kupiliśmy potrzebny sprzęt do nagrywania i powielania kaset. Tak zaczęliśmy produkować kasety z nagraniami muzyki afrykańskiej, skomponowanej i wykonywanej przez młodszych i starszych artystów, w przeważającej mierze naszych parafian.

Wówczas nie mieliśmy jeszcze super aparatury, w pełni automatycznej. Wszystko musiało być obsługiwane ręcznie. Wyprodukowane nagrania zaczęliśmy sprzedawać. Dziwiłem się, że był na nie tak duży popyt. Zaczęły się też pojawiać różne zamówienia na produkcję kaset, nawet spoza Zambii. Ze względu na dużą ilość zamówień trzeba było pomyśleć o jakimś profesjonalnym sprzęcie. Tylko że profesjonalna maszyna do nagrywania i powielania kopii kosztowała 20 tys. dolarów. I znowu zaczęliśmy pisać listy. O ile dobrze pamiętam, z prośbą o pomoc napisaliśmy wtedy do Niemiec, do Jezuickiego Biura Misyjnego w Norymberdze. Pomogli nam i sfinansowali pierwsze maszyny. Następne kupiliśmy już z pieniędzy zarobionych na sprzedaży naszych nagrań. Z czasem kasety zostały zastąpione przez płyty CD.

Całe radio utrzymywaliście z pieniędzy zarobionych na sprzedaży produkowanych przez was kaset?

Tak, całe nasze radio utrzymywało się z zarobionych w ten sposób pieniędzy. Także muzycy byli zadowoleni ze współpracy z nami. Pierwotnie pieniądze uzyskane ze sprzedaży kaset dzieliliśmy po połowie: pół dla muzyków, pół dla radia. Z czasem, kiedy kupiliśmy od jakiegoś muzyka jego album, płaciliśmy wykonawcy czy wykonawcom tyle, ile żądali, a późniejszy dochód ze sprzedaży kaset był dla radia.

Wkrótce pojawiły się jednak następne kłopoty. Ktoś zaczął „piratować” nasze taśmy i taniej je sprzedawać. Miał mniejsze koszty produkcji, więc mógł to robić. Odpadały mu koszty związane z prawami autorskimi, z zapłatą muzykom, z obsługą przy nagrywaniu itp. Wskutek tego nasz zbyt zaczął stopniowo maleć. W końcu postęp techniczny dopełnił reszty.

Teraz każdy może przyjść na nasz koncert i nagrać sobie to, co mu się podoba, na własny nośnik: komórkę czy inne podręczne urządzenie. Nikt już nie kupuje naszych nagrań i cała sprawa upadła.

Czy znaleźliście jakieś rozwiązanie?

W międzyczasie pojawiła się inna ważna potrze-ba. Istniała ona od dawna, ale nie wiedzieliśmy, jak jej zaradzić. Jeżdżąc po wioskach z posługą duszpasterską, zauważyliśmy, że w wielu z nich dzieci nie chodzą do szkoły. Były wioski, w których nawet 100 procent dzieci nie uczęszczało do szkoły. Kiedy raz dokładniej je policzyliśmy, okazało się, że około 80 procent dzieci w tym regionie nie chodzi do szkoły, może z wyjątkiem Chikuni. Zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić. I znowu ojciec Tadeusz powiedział: „Zróbmy szkołę radiową”. Słyszałem kiedyś o takiej formie nauczania, jak się jednak do tego zabrać, jak zrobić taką szkołę w parafii Chikuni? Ale spróbujmy.

Zebraliśmy nauczycieli i zaczęliśmy przygotowywać program. Pierwsze lekcje zrobiliśmy sami. Dostaliśmy od kogoś kontakt do Ministerstwa Edukacji. Okazało się, że w ministerstwie też myślano o nadawaniu lekcji dla dzieci przez radio. Nasz pomysł był więc na czasie i otrzymaliśmy wsparcie samego ministerstwa. Ministerstwo wystarało się z USAid o pieniądze na projekt, który wspólnie napisaliśmy. Przyjechali specjaliści z Ameryki Łacińskiej, którzy mają duże doświadczenie w tej materii. Wraz z zambijskim zespołem opracowali program od klasy pierwszej do siódmej i w naszym radiu zaczęliśmy ten program nadawać.

Oczywiście pierwsze audycje nie były jeszcze najlepsze: sam mentor, czyli nadzorujący nauczyciel, nie nadążał. Musieliśmy przerabiać poszczególne jednostki lekcyjne. W końcu doszliśmy do utworzenia optymalnego programu, to znaczy z uwzględnieniem mentalności miejscowych ludzi, warunków kulturowych oraz socjotechnicznych naszego regionu.

W ten sposób powstała Szkoła Radiowa w Chikuni. Jak działa taka szkoła?

Jest program nadawany przez naszą rozgłośnię radiową, mamy mentorów, którzy nadzorują odbywającą się lekcję, budujemy coraz to nowe budynki szkolne, gdzie takie lekcje – „słuchowiska” się odbywają.

Jeśli poszczególne wioski chcą mieć szkołę radiową, rodzice muszą utworzyć komitet. Wybrać kandydata na mentora (młodą kobietę lub młodego mężczyznę), który ukończył przynajmniej dziewiątą klasę (drugą klasę szkoły średniej). Kandydat musi dobrze rozumieć język angielski. Następnie jest przygotowywany przez profesjonalnych nauczycieli, którzy z nami współpracują. Dostaje różne pomoce: książki, przybory do pisania, kredę, zeszyty, plansze. Dostaje również aparat radiowy – teraz nawet na baterię słoneczną. Jego zadaniem jest być z dziećmi w klasie i pilnować, by uczniowie słuchali audycji radiowej. Dla lepszego utrwalenia przed i po audycji mentor powtarza i przypomina najważniejsze elementy lekcji albo zadanie, które było podane.

Czy wszyscy słuchają tego samego materiału?

Nie, każda klasa słucha materiału przeznaczonego dla jej poziomu. Poszczególne klasy mają swój program po kolei, jedna klasa po drugiej. Ponieważ nie mamy wystarczającej ilości czasu antenowego, w jednym roku lekcje są nadawane dla klas pierwszej, trzeciej, piątej i siódmej, a w następnym roku dla klasy drugiej, czwartej i szóstej. Nabór do szkoły odbywa się co dwa lata. Jeśli dziecko zacznie klasę pierwszą na przykład w tym roku, to ukończy szkołę za siedem lat egzaminem państwowym.

Zastanawiamy się, czy nie zainstalować drugiego nadajnika. Bardzo by się przydał, ale niestety na chwilę obecną nas na to nie stać. To dla nas bardzo duży wydatek. Poza tym nie mamy zaplecza, aby doglądać tak wielu uczniów. Obecnie w naszej radiowej szkole uczy się ponad 1600 dzieci. Dochód z produkcji kaset i CD praktycznie spadł do zera. Szukamy więc innych możliwości zarobienia pieniędzy.

Gdzie gromadzą się dzieci, aby słuchać lekcji? Siedzą pod drzewem? Podczas naszej wizyty w stacji misyjnej widzieliśmy też budynek szkolny. Czy to była właśnie szkoła radiowa?

Tak, to jest szkoła radiowa. Jej początki były trudne. Zaczęliśmy właśnie „pod drzewem” – dzieci gromadziły się po prostu pod jakimś drzewem i w jego cieniu słuchały szkolnych audycji. „Szkoła pod drzewem” była możliwa tylko w okresie suszy. W porze deszczowej, gdy opady są obfite, potrzebne jest przynajmniej jakieś zadaszenie. Robiliśmy na czas pory deszczowej coś w rodzaju strzechy, ale ta szybko ulegała zniszczeniu. Jeśli w danej stacji misyjnej była kaplica – mały zbudowany z gliny albo cegły kościółek – lekcje mogły się odbywać w niej. W niedziele Msza św., a w tygodniu szkoła.

Wtedy także zaczęliśmy myśleć o stawianiu budynków szkolnych. Rokrocznie przyjeżdżają do nas wolontariusze z Włoch, którzy pomagają w obozach letnich organizowanych dla sierot, czyli w tak zwanym summer camp. Na takich obozach często mamy psychologów i lekarzy, którzy pomagają sierotom w ich traumatycznych przeżyciach. Kiedyś wśród wolontariuszy był też pewien architekt, który zaproponował nam darmowe przygotowanie planów szkolnego budynku. Było także dwoje młodych ludzi, którzy jak zobaczyli stacje misyjne i dzieci uczące się pod drzewami, obiecali zorganizowanie pomocy.

Byli to narzeczeni, którzy przygotowywali się do zawarcia małżeństwa. Ich ślub miał odbyć się niebawem. Obiecali, że poproszą swoich gości weselnych, aby zamiast prezentów podarowali im pieniądze. Uzbieraną w ten sposób kwotę mieli przekazać na budowę szkoły w jednej ze stacji misyjnych naszej parafii i rzeczywiście tak zrobili. Zebrali wtedy około 15 tys. euro, za które wybudowaliśmy pierwszą naszą szkołę w Nakabwe. Następny budynek szkolny wybudowaliśmy również z finansów otrzymanych po części z Włoch, po części z Polski. Kolejną – z pieniędzy otrzymanych z Niemiec i z Polski, a konkretnie z Nowego Sącza. Obecnie wybudowaliśmy następne dwa budynki z funduszy uzyskanych z Niemiec i Irlandii.

Kiedy dzieci przychodzą do szkoły radiowej na lekcje?

Uczniowie naszej szkoły mieszkają na terenach rolniczych, a więc rano i po południu pracują. W porze deszczowej to praca na roli, kopanie dołków czy oranie ziemi pod zasiew kukurydzy, plewienie, zbieranie i suszenie plonów czy „młocka”. Są krowy i kozy, które trzeba paść i pilnować, aby nie weszły w pole i nie narobiły szkody. Trzeba nazbierać gałęzi na opał potrzebny do gotowania na ognisku. W wiadrach na głowie trzeba przynieść wodę. To wszystko praca dla całej rodziny, w tym nawet dla najmłodszych dzieci. Z czegoś muszą żyć.

Lekcje mogą się odbyć tylko w południe i wtedy są transmitowane przez naszą stację radiową. Dzieci mogłyby jeszcze pouczyć się dwie godziny wieczorem, niestety nie ma światła. By wieczorem mieć prąd, trzeba by położyć panele słoneczne. Pozwoliłoby to wykorzystać czas wieczorem na odrabianie lekcji, na dokształcającą lekturę, a w przyszłości może nawet na korzystanie z komputera. Do tego potrzeba jednak odpowiedniego miejsca (budynków), elektryczności i sprzętu.

Szkoła radiowa to zatem klasa dzieci nadzorowana przez przygotowanych mentorów, a nie nauczycieli, oraz nadawane przez radio lekcje.

Tak. Okazuje się, że niektórzy z mentorów mają zdolności pedagogiczne. Wysyłamy ich wtedy do college’u, gdzie są przygotowywani do zawodu nauczyciela. Ministerstwo Oświaty, widząc u nas dobre rezultaty, najczęściej odsyła nam ich z powrotem, do tych samych szkół, aby dalej pracowali, już jako nauczyciele dyplomowani, w tym samym środowisku, „w którym wyrośli”. Nauczyciele ci są opłacani przez Ministerstwo Oświaty. W chwili obecnej mamy już troje takich nauczycieli.

Warto jeszcze dodać, że obecnie Ministerstwo Oświaty wydało polecenie innym szkołom, aby także u nich słuchano naszych audycji radiowych. Wiedzą, że są dobrze przygotowane, że to audycje na wysokim poziomie i że stanowią doskonałą pomoc dydaktyczną dla wszystkich dzieci.

Ile dzieci uczy się w szkole radiowej i ilu musi być mentorów?

W chwili obecnej mamy 1600 dzieci w 16 cen-trach. „Centra” to niezależne szkoły, w których realizuje się program od klasy pierwszej do siódmej. Największa szkoła ma ok. 250-300 dzieci. Taką szkołę mamy na przykład w Cheelo. Pracuje tam obecnie pięciu mentorów. Jeden mentor może prowadzić więcej niż jedną klasę, ponieważ audycje szkolne nie są nadawane równocześnie.

Jak wygląda lekcja w szkole radiowej?

Przed rozpoczęciem transmisji audycji dla danej klasy mentorzy powinni popracować z dziećmi przez około godzinę, aby je przygotować i by dobrze zrozumiały podawany w audycji materiał. Podczas audycji ich obowiązkiem jest asystowanie dzieciom, a po skończeniu audycji dalsza praca z uczniami jeszcze przez pewien czas. Celem tego jest utrwalenie przerobionego podczas audycji materiału, podsumowanie, odpowiedź na ewentualne pytania czy rozwiązanie trudności dzieci. Całość powinna trwać około dwóch i pół do trzech godzin.

Audycje są nadawane po kolei według klas. Kiedy kończy się nadawanie audycji dla klasy pierwszej, przychodzi czas na klasę trzecią, której opiekunem musi być inny mentor. Ten, który prowadził klasę pierwszą, będzie mógł z kolei wziąć klasę piątą. Mentor, który opiekował się klasą trzecią, weźmie klasę siódmą. W każdej szkole powinno więc być przynajmniej dwóch mentorów.

Czy jeden mentor asystuje przy wszystkich audycjach, dla każdego przedmiotu?

W klasach młodszych, szczególnie od pierwszej do trzeciej, wystarczy jeden mentor. W starszych klasach dochodzą przedmioty „naukowe”, tak zwane science. Te przedmioty prowadzi osoba odpowiednio do tego „podszkolona”. Jej zadaniem jest realizacja materiału nadawanego przez radio.

Ile jest przedmiotów w klasach od pierwszej do trzeciej i w następnych?

Od klasy pierwszej do trzeciej dzieci uczą się języka angielskiego i trochę matematyki. W tych klasach nauczanie odbywa się po angielsku, ale dzieci wymagają dużego wsparcia w języku tonga, ponieważ jeszcze słabo znają angielski. Natomiast w klasach starszych językiem wykładowym jest już tylko angielski. Dzieci uczą się angielskiego, matematyki, jest też historia. Poznają także dalej rodzimy język. Z przedmiotów science mają trochę fizyki i chemii, ale bez biologii. W szkołach państwowych jest biologia, my w naszej szkole radiowej nie uczymy tego przedmiotu, ponieważ – jak na razie – nie potrafimy przygotować audycji radiowej z tej dziedziny. Dlatego później dzieci, które idą do szkoły średniej – a tam jest biologia – muszą podszkolić się z tego przedmiotu. Pomagają im przygotowani do tego mentorzy.

Mamy porozumienie z ministerstwem, że jeśli uczeń szkoły radiowej zmienił miejsce zamieszkania i w nowym miejscu jest szkoła państwowa, może uczęszczać do tej samej klasy, do której chodził w naszej szkole. Dostaje od nas odpowiedni list referencyjny i na jego podstawie jest przyjęty do nowej szkoły. I odwrotnie: dziecko z państwowej szkoły może przejść na tych samych warunkach do naszej szkoły. Muszą jednak przemawiać za tym poważne racje. Na ogół nie chcemy, by przechodziły do nas dzieci ze szkoły państwowej. Nie rywalizujemy ze szkołami państwowymi, próbujemy tylko „załatać dziury” tam, gdzie nie ma szkół. Chodzi nam przede wszystkim o alfabetyzację i ze względu na nią podejmujemy wszystkie wysiłki związane ze szkołą radiową.

Naszą „misją” jest poszerzanie horyzontów. Często marzeniem dziewczyny w wiosce jest mieć dziecko, bo ono daje awans społeczny. Kiedy dziewczyna ma dziecko, automatycznie wchodzi na „wyższą półkę” społeczeństwa. Nazywają ją „bina”, czyli „pani”, bez dziecka jest tylko dziewczyną. Dla niektórych dziewcząt najwyższym „osiągnięciem” jest zatem mieć dziecko. Alfabetyzacja otwiera przed nimi proste, podstawowe możliwości: mogą coś przeczytać, potrafią pisać. Dla nas to jest najważniejsze. To oczywiście nie jedyna rzecz, którą tu robimy, ale dla nas bardzo ważna.

Jakie warunki muszą spełnić wasi uczniowie, by po ukończeniu szkoły radiowej dostać się do szkoły średniej?

Jeżeli uczniowie uzyskują dobre rezultaty z egzaminów, to bez problemów dostają się do szkoły średniej. Na ogół wszyscy nasi uczniowie się do niej dostają i bardzo dobrze sobie w niej radzą. Problemem są tylko pieniądze. Szkoła średnia dużo kosztuje – trzeba płacić wysokie czesne.

Czy radiowe lekcje oraz związane z nimi przygotowania przed lekcjami i powtórzenia po lekcjach to jedyne zajęcia w szkole radiowej?

W klasie dzieci uczą się maksymalnie przez trzy godziny. Do tego dochodzi jeszcze tak zwany szkolny ogródek. W nim dzieci spędzają dodatkowo godzinę. Podlewają, sadzą, uczą się bardzo potrzebnych tu rzeczy: uprawy ogródka i hodowli drobnego inwentarza.

Czy trzy godziny dziennie wystarczą, aby opanować materiał od klasy pierwszej do siódmej?

Wystarczają. W państwowej szkole dzieci spędzają nawet pięć godzin dziennie, w starszych klasach może nawet więcej. Niestety ten czas tracony jest często na czekanie na przybycie nauczyciela. W naszej szkole wystarczają uczniom trzy godziny. Więcej czasu i tak nie mają.

Jakie są koszta utrzymania poszczególnych szkół radiowych?

Mentorzy nie mają regularnych pensji. Raz na kwartał otrzymują od nas zasiłek pieniężny przeznaczony na dojazdy czy inne rzeczy związane z wykonywaną pracą. Zasiłek ten wynosi około tysiąca kwacha. Rocznie na jednego mentora przypada więc około czterech tysięcy kwacha. To nie jest dużo. Miesięczna pensja nauczyciela wynosi około czterech – pięciu tysięcy kwacha. Mamy 76 mentorów, więc wydatki radiowego projektu szkoły tylko dla mentorów wynoszą około 50 tys. dolarów rocznie. Dochodzi do tego opłacanie nadzorującego nauczyciela, którego zatrudniamy, „rolnika” do nadzorowania ogródków szkolnych oraz drobnego inwentarza, utrzymanie samochodu itp.

Teoretycznie każdego mentora powinna utrzymywać wioska. Założenie jest takie, że wioska ma zapewnić mentorowi jedzenie i środki czystości. Mówimy ludziom: „To są wasze dzieci, musicie mieć udział w kosztach ich kształcenia”. Podobnie, gdy powstają szkolne budynki, rodzice, wspólnota wioski musi mieć w tym swój udział. Misja na przykład daje pieniądze na cement, na dach, na którego konstrukcję trzeba kupić drewno i blachę. Pozostałe prace musi wykonać miejscowa wspólnota: zrobić i wypalić cegły, przywieźć piasek, utrzymać robotników, zapewnić im posiłki itp.

Czy są jeszcze inne wydatki związane z utrzymaniem radia?

W radiu mamy nie tylko programy szkolne. Mamy także „development programs” (programy rozwojowe) czy „health programs” (programy zdrowotne). U nas nie ma bibliotek, innego radia czy telewizji. Nasze radio rozwija, uczy, bawi, wzmacnia duchowo... Nasze radio, by się utrzymać, potrzebuje około 120 tys. dolarów rocznie.

Jak sobie radzicie, skoro upadła produkcja kaset?

Szukamy sponsorów, indywidualnych czy organizacji charytatywnych, ludzi, którzy mogą pomóc w realizacji naszych misyjnych projektów. Prosimy o pieniądze na różne programy, w tym na sfinansowanie programów edukacyjnych i szkoły radiowej. Otrzymujemy również niewielkie datki od osób prywatnych. Wszystkie pozyskiwane fundusze nie zaspokajają jednak naszych potrzeb. Pokrywają może ¼ całego zapotrzebowania. W 2012 roku przeżyliśmy naprawdę poważny kryzys. Nie wiedziałem, czy pieniędzy wystarczy do maja, czy nie trzeba będzie zamykać radia. Jednak z Bożą pomocą i dzięki ofiarności dobrych ludzi udało się nam jakoś związać koniec z końcem.

Dziś myślimy o innych rozwiązaniach. Mamy dwa projekty, które być może w przyszłości zasilą nasz radiowy fundusz. Pierwszy projekt to produkcja cegieł z gliny, wyciskanych pod bardzo dużym ciśnieniem i suszonych na słońcu. Takie cegły nie muszą być wypalane. A wypalanie cegieł wiąże się z dużym problemem w Chikuni, jakim jest wycinka lasów. Dziś na tym terenie mamy do czynienia z rozwojem budownictwa według nowoczesnej w tutejszych warunkach technologii, czyli przy użyciu cegły i to wypalanej. Ludzie odchodzą od budowania małych, okrągłych, glinianych domków na rzecz większych domów jednorodzinnych stawianych z cegły, o prostokątnej podstawie. W związku z tym bardzo wzrosło zapotrzebowanie na wypalaną cegłę glinianą, a to pociąga za sobą zwiększoną wycinkę drzew. Niestety produkcja ceramiki budowlanej na tym terenie nie ogranicza się tylko do zaspokajania lokalnych potrzeb Chikuni. Produkt ten jest eksportowany także do innych regionów dystryktu.

Wycinka drzew jest więc coraz większa. Wiąże się to z coraz poważniejszymi ubytkami w pokryciu leśnym terenu. To z kolei pociąga za sobą kolejne negatywne skutki: obniżanie się poziomu wód gruntowych, pustynnienie terenu, w porze deszczowej erozja i spływanie nawierzchni. Aby temu zapobiec, trzeba w jakiś sposób ograniczyć wycinkę drzew. Dlatego nasz projekt produkcji cegły pod ciśnieniem, nie wypalanej, a suszonej na słońcu, może być dobrym rozwiązaniem. Nasza cegła jest tak samo wytrzymała jak cegła wypalana. Można by ją było wykorzystać w rozbudowywaniu szkoły radiowej, a część przeznaczyć na sprzedaż. To zasiliłoby w jakimś stopniu nasz ubogi radiowy budżet.

Ponadto produkcja cegieł pod ciśnieniem ograniczyłaby smog powodowany przez dużą emisję CO2 i innych lotnych zanieczyszczeń będących wynikiem spalania stosów drewna przy wypalaniu cegły. Z wykorzystaniem produkowanych przez nas cegieł można by tańszym kosztem budować również inne potrzebne nam budynki: mieszkania dla radiowych dziennikarzy, schronisko dla dziewcząt…

Produkcja cegły tworzonej pod ciśnieniem jest nieco droższa od cegły wypalanej, ze względu na konieczność użycia pewnej ilości cementu. Znacznie tańsza jest natomiast budowa z użyciem tej cegły, ponieważ nie potrzeba zaprawy cementowej i nakładania tynków. Zaprawa murarska, jak i tynki potrzebują dużej ilości cementu, który jest tu bardzo drogi. W budowie przy użyciu naszej cegły cement potrzebny jest tylko do wykonania zwieńczeń i nadproży. W Południowej Afryce widziałem budynki stawiane z użyciem takiej cegły. Praktycznie wszystkie szkoły, z zarządzenia Ministerstwa Edukacji, są tam budowane w ten sposób. Wyglądają bardzo ładnie. Taka budowla jest trwała, ma dobre właściwości izolacji termicznej, co w tutejszym klimacie nie jest bez znaczenia. Jak mówiłem, przy produkcji tego typu cegły do gliny dodaje się cement, ale o wiele mniej niż do zaprawy murarskiej

A drugi projekt?

Drugi z projektów, który – jak myślimy – mógłby nam zapewnić potrzebne dla utrzymania radia fundusze, to wypożyczanie sprzętu nagłaśniającego. Coraz więcej osób pyta o możliwość odpłatnego wypożyczenia takiego nagłośnienia na różnego rodzaju imprezy, na przykład na wesela. Mamy sprzęt, który wykorzystujemy przy organizacji naszych koncertów. Tyle że to sprzęt raczej wysłużony, „starej generacji”, o dużej kubaturze i masie, trudny do transportu. Trzeba ciężarówkę, aby cały ten sprzęt przewieźć. Ponieważ jest zapotrzebowanie na takie nagłośnienie, myślimy o zakupieniu nowego, przenośnego sprzętu. Dochód uzyskany z wypożyczania mógłby choć w części zasilić naszą radiową kasę.

Szukamy na różne sposoby możliwości pozyskiwania funduszy na utrzymanie naszego radia. Radio jest u nas, w Zambii, bardzo ważnym i jedynym medium dostępnym dla najbiedniejszych. W buszu – jak mówiłem – nie mamy ani bibliotek, ani telewizji. Jesteśmy jedynym medium docierającym do ludzi z informacją, z programami edukacyjnymi dotyczącymi zdrowia i higieny, z pomocami szkolnymi itd. Gdyby to przeliczyć na osobę, nie ma tańszego sposobu przekazu informacji niż za pośrednictwem radia. Wydrukowanie samej tylko ulotki kosztuje o wiele więcej na osobę niż przekaz za pośrednictwem radia. Cała idea radia to „poszerzanie horyzontów”.

Według św. Ireneusza chwała Boga to człowiek żyjący pełnią. I radio tej pełni może się przysłużyć. Tworzy na przykład platformę dla kobiet i dzieci, które w miejscowej kulturze nie mają głosu. Głos tu ma tylko szef albo wódz (headman) wspólnoty. Ponadto radio – coś, co „przychodzi” do wioski z zewnątrz, jest tu przez wszystkich przyjmowane: wszyscy słuchają i z niego korzystają. W coraz większym stopniu korzystają z tego medium również kobiety, a także dzieci. I jest to akceptowane przez wszystkich, także przez szefów wioski. Przechodzi to ponad ich mentalnością, etnicznymi zwyczajami czy podziałami.

W piosenkach nadawanych przez nasze radio wytykane są często błędy i złe postępowanie, co przynosi dobry skutek: ludzie zaczynają unikać piętnowanych postaw. Radio pomaga też w przezwyciężaniu lęku przed osobami zarażonymi wirusem HIV. Początkowo wszyscy starali się ukrywać fakt zarażenia chorobą, gdyż chorzy byli izolowani, nieakceptowani, niemalże linczowani i słownie stygmatyzowani. Potrzeba było czasu i działalności za pośrednictwem audycji radiowych, by chorzy zostali zaakceptowani, a nawet by otrzymali potrzebne wsparcie. Dzięki różnym naszym audycjom ludzie zaczęli traktować AIDS jako sytuację, w której trzeba raczej pośpieszyć z pomocą, a nie osądzać czy odrzucać.

Rozmawiał o. Czesław H. Tomaszewski SJ

 

Jeśli ktoś miałby wolę wesprzeć finansowo Radio Chikuni bądź tamtejszą misyjną Szkołę Radiową, ofiarę na ten cel może kierować na konto Referatu Misyjnego:

Referat Misyjny Towarzystwa Jezusowego

Prowincji Polski Południowej

Mały Rynek 8

31-041 KRAKÓW

Konto nr: 50 1240 2294 1111 0010 2222 3570

z dopiskiem: „Dla Radia Chikuni” lub „Szkoła Radiowa Chikuni”.

(red.)