Jesteś tutaj

Afrykański sen

Katarzyna Zych
29.10.2016

Jeśli chcesz znaleźć źródło, / Musisz iść do góry, pod prąd. / Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj, / Wiesz, że ono musi tu gdzieś być – / Gdzie jesteś, źródło?… Gdzie jesteś, źródło?! / Cisza… (św. Jan Paweł II).

Afryka i wolontariat marzyły mi się od dawna. Pamiętam, jak jeszcze w liceum ktoś zapytał, co chciałabym robić w życiu. Odpowiedziałam m.in., że marzy mi się wyjazd na wolontariat do Afryki, choć wtedy stawiałam kroki w zupełnie innym kierunku. Życie jednak zatoczyło krąg, marzenie wróciło… Ubiegłoroczny Wielki Post i rekolekcje o. Adama Szustaka OP o Mojżeszu rozpaliły we mnie jeszcze większą chęć pojechania na misyjny wolontariat do sierocińca prowadzonego przez Siostry Służebniczki Starowiejskie w Kasisi w Zambii i pomogły podjąć decyzję.

Dom, który uczy miłości

Kasisi – mogłoby się wydawać, że to miejscowość w Zambii jak każda inna. Jednak jest coś niezwykłego w tym miejscu. To sierociniec prowadzony przez polskie Siostry Służebniczki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. Właśnie w tym miejscu dane mi było spędzić niezwykłe trzy miesiące.

Kasisi jest cudownym miejscem – to dom miłości. Nie tylko uczy miłości, ale przede wszystkim ją daje. Z początku nie mogłam sobie poradzić z tym, dlaczego tak dużo dzieci jest w sierocińcu. Dlaczego nie mają one swoich rodzin? Moje serce płakało, kiedy przechodziłam koło pokoi „bejbików” i widziałam łóżeczko koło łóżeczka. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie ma przy nich mam? Dlaczego nie każdy może mieć swoją rodzinę? I choć pewnie nie znajdę odpowiedzi na te pytania, wiem jedno: dzieci, które trafiły do Kasisi, mają ogromne szczęście. Można powiedzieć, że dostały drugie życie. Wiele z nich gdyby tu nie trafiło, pewnie by już nie żyło lub zmuszone by było do życia na ulicy. W Kasisi mają wspaniałą opiekę. Siostry bardzo dbają o dzieciaki.

Z dnia na dzień coraz bardziej doceniam pracę Sióstr. Ich zadanie jest bardzo trudne. Mają nie tylko zapewnić dzieciom wyżywienie i odzież, ale także je wychować, a to nie jest łatwe. Każde dziecko ma własną historię, każde z nich przeszło przez wiele cierpienia, do każdego trzeba mieć indywidualne podejście.

Trafiają tu dzieci po różnych przejściach, często po bardzo traumatycznych przeżyciach. Nieraz się zastanawiam, skąd mają jeszcze siły do życia, jak to możliwe, że na ich twarzach ciągle pojawia się uśmiech. Wydaje mi się, że każde z nich na swój sposób przeżywa to, przez co przeszło. Kasisi jest dla nich szansą na lepsze życie. Otoczmy zatem Siostry i ich podopiecznych swoją modlitwą. One tego wsparcia potrzebują.

Lekcje cierpliwości, pokory i odwagi

Dzień rozpoczynamy wcześnie Mszą św. o godz. 6.00. Następnie po śniadaniu każdy udaje się do swoich obowiązków. Moim zadaniem jest pomoc chorym dzieciom w nauce. Uczymy się pisać, malować, rysować, czytać, liczyć. Z pozoru to bardzo łatwe czynności, ale jak się okazało, nie jest to takie proste. I chyba tak naprawdę dopiero tutaj doceniłam, jak ciężka jest praca nauczyciela. Często muszę się wiele nagimnastykować, by je czegokolwiek nauczyć.

Dzieci są bardzo chętne to nauki. Bardzo mnie cieszy postawa 5-6-letnich chłopców, którzy z wielką radością przychodzą na zajęcia. Wykonując swoje zadanie, nie wyjdą z zajęć, dopóki nie skończą tego, co zaczęli. I choć czasami jest się trudno porozumieć, to metodą prób i błędów dochodzimy do konsensusu. Nie mogę wziąć każdego dziecka na kolana, choć każde chce, aby spędzić z nim czas. Każde domaga się uwagi i chce, aby właśnie jemu poświęcić choć chwilę.

Każdy dzień jest dla mnie lekcją cierpliwości. Codziennie się jej uczę. Pracując z dziećmi, trzeba mieć jej dużo. Zrozumiałam, że nie jest ważne to, co ja chcę tu zrobić, ale to, na ile dzieci są w stanie zrozumieć to, co chcę im przekazać. Choć coraz bardziej umacniam się w tym, że to one o wiele więcej mnie uczą. Tej lekcji, jaką dostaję od dzieci, nie nauczę się z żadnego podręcznika.

Rano i wieczorem pomagam przy rozdawaniu leków, opatrywaniu ran. Gdyby wcześniej ktoś mi powiedział, że będę pomagać przy tego typu czynnościach, nigdy bym w to nie uwierzyła. A jednak życie codziennie uczy pokory i odwagi, pozwalając pokonywać własne słabości.

W niedzielę pomagam najmłodszym na tzw. yardzie, czyli w wyodrębnionym miejscu w sierocińcu dla najmniejszych dzieci. Czas spędzony z nimi jest niezwykłą radością. I choć mało mówią, dogadujemy się. Zapamiętały moje imię i każde wymawia je na swój sposób. Cieszy mnie, że znaleźliśmy wspólny język. I choć w czasie zabawy z dziećmi nieraz brakuje rąk, by wszystkie je ogarnąć, to i tak jest to bardzo miłe przeżycie.

Nauka i praca

Dzieci chodzą do lokalnej szkoły na różne zmiany. System edukacyjny w Zambii wygląda tak, że po trzech miesiącach nauki jest miesiąc wakacji. Każde dziecko ma swój mundurek. Poza podstawowym szkolnym wyposażeniem uczniowie mają też motyki, by móc pracować w szkolnym ogródku. Kasiskie dzieci na szczęście szkołę mają bardzo blisko. Dzieci z wioski nieraz w ciemności idą do szkoły nawet przez trzy godziny.

Lekcje zaczynają się o godz. 7.00. W szkole dzieci mają być godzinę wcześniej, aby posprzątać klasę. Dzieci z wioski praktycznie cały dzień są poza domem: wychodzą do szkoły, są w niej na lekcjach i później wracają do domu. Dobrze, jeśli akurat trwa pora sucha. Jeżeli pada deszcz, dzieci z wioski często dochodzą do szkoły mokre i nieraz nie zostają na lekcjach, tylko przemoczone wracają do domu.

Niektóre z dzieci objęte są specjalnym programem i dostają jeden posiłek dziennie – nieraz jedyny w ciągu dnia. Dzieci kasiskie przychodzą na posiłek do domu. Tu zawsze ktoś pomoże im też w odrobieniu zadania domowego i w nauce. Na taką pomoc nie mogą w swoich domach liczyć dzieci z wioski. Bardzo często zdane są same na siebie.

Wieczorem odrabiamy z dziećmi zadania. To największe wyzwanie. Sama się zastanawiam, jak dzieci mają sobie poradzić, nie mając książek czy dostępu do Internetu. Zadania są niekiedy naprawdę bardzo trudne. I choć ja im pomogę, bo włączę komputer z dostępem do Internetu i poszukam rozwiązań, to jak mają poradzić sobie dzieci, które nie mają takich możliwości? Czasem też nie mogę zrozumieć metod stosowanych w nauce matematyki. Są to z pozoru proste rzeczy, ale wykonywane zupełnie inaczej niż w naszych szkołach. Jednak metodą prób i błędów działamy.

Dzieci w Kasisi uczą mnie bardzo dużo. Pokazują mi to, co jest najważniejsze w życiu. Uczą, aby cieszyć się każdego dnia, niezależnie od tego, przez co się przeszło. Uczą mnie, że tak naprawdę najważniejsza w życiu jest miłość. Ta codzienna, zwykła, przejawiająca się w prostych czynnościach. Uczą, że każdego dnia można, a nawet trzeba pojawiać się z niegasnącym uśmiechem na twarzy. Uczą, aby nigdy się nie poddawać. Uczą, że – jak mówiła bł. Matka Teresa z Kalkuty – „nie liczy się, co robimy ani ile robimy, lecz to, ile miłości wkładamy w działanie”.

Bez prądu i bieżącej wody

Będąc tutaj, można zrozumieć ludzi, ich problemy oraz to, przez co przechodzą. Życie w wiosce jest bardzo ciężkie i toczy się swoim rytmem. Zaczyna się wraz ze wschodem słońca, a kończy wraz z jego zachodem. Ludzie żyją zgodnie z naturą. Choć ciągle się zastanawiam, jak można mieszkać bez prądu, bez bieżącej wody, w otoczeniu dzikich zwierząt. Jak się nie boją w nocy, kiedy słychać różne, dziwne odgłosy, w tym głosy dzikich zwierząt. Nieraz zdarza się, że w buszu stoi tylko jedna chatka, choć częściej spotyka się wioski z większym skupiskiem domów. Ich mieszkańcy jedzą to, co sami wyhodują lub co daje natura.

Tradycyjnym daniem jest nshima, czyli papka kukurydziana. Do tego warzywa i owoce – mango, banany. Ludzie hodują również kury i kozy. Wokół domów znajdują się ich duże skupiska. Ciekawym doświadczeniem było, kiedy jechaliśmy samochodem i trzeba było zahamować, ponieważ drogą przechodziło właśnie stado kóz.

Życie toczy się zazwyczaj na zewnątrz. W domu tylko się śpi. Wokół domów można zobaczyć chatkę na wysokich „nogach” – palach. To spichlerz, w którym mieszkańcy przechowują jedzenie. Znajduje się on tak wysoko, aby dzikie zwierzęta nie zjadły nagromadzonej żywności.

W ciągu dnia mężczyźni łowią ryby, aby zapewnić pożywienie rodzinie. Kobiety robią pranie, noszą wodę z rzeki. Wraz z nastaniem wieczoru wokół domów zapala się ognisko, na którym przygotowywany jest posiłek. Widok jest piękny, kiedy zapada zmrok, a z oddali zza łuny ognia z ogniska widać siedzących wokół ludzi oraz ich chatki. Myślę, że ci ludzie mimo ciężkich warunków, w jakich żyją, są chyba na swój sposób szczęśliwi. Nie znają innego życia. I tak jak ja nie zrozumiem ich życia, tak oni nie zrozumieją mojego. To, co zwróciło moją uwagę, to to, jak kobiety noszą na głowach bardzo duże ciężary. Nie wiem, jak one to robią. Jak dają radę i jak to się im utrzymuje na głowie.

W Zambii poznałam jeszcze jedną niezwykłą polską misję – szpital w Katondwe prowadzony przez polskie Siostry. Prowadzą go w bardzo trudnych warunkach, bez prądu. Siostry robią, co mogą. Ich praca i zaangażowanie są nie do opisania. I choć brakuje im sprzętu medycznego, pomagają, jak umieją. Dzięki nim wiele osób znalazło pomoc. Dla kobiet szpital jest też dużym wsparciem podczas porodu. Coraz mniej kobiet umiera tu, rodząc dzieci. Kobiety rodząc w wiosce, często umierają z powodu wykrwawienia. Na szczęście coraz więcej z nich korzysta z usług szpitala.

Bardzo to cieszy, że tylu wspaniałych Polaków pomaga ludziom w Afryce. Na miejscowych cmentarzach można znaleźć wiele polskich nazwisk – sióstr, ojców misjonarzy, osób, które poświęciły swoje życie, pomagając innym. Uważam, że to nasza wielka duma narodowa.

Przyroda w Afryce zachwyca. Wieczory w Kasisi są przepiękne. Słońce zachodzi około godz. 18.00 i wraz z jego zachodem i nastaniem ciemności zapada głucha cisza. Słychać jeszcze tylko śpiew ptaków i cykad (odgłos cykad przypomina nasze polskie świerszcze). Tutaj można nie tylko zachwycać się pięknem przyrody, ale również wsłuchać się w jej cudowny głos.

Warto marzyć

Afryka uczy wiele. Otwiera oczy na problemy ludzi, na to, jak wiele osób potrzebuje pomocy. Gdyby każdy z nas pomógł tylko jednej z nich, o ile więcej uśmiechu i pokoju byłoby na świecie. Dzisiaj wiem, że warto marzyć, warto dążyć do realizacji swoich planów i marzeń. Zachęcam do tego, aby robić to, co dyktuje nam serce, bo to daje szczęście. Nawet wtedy gdy trzeba pokonać samego siebie, swoje słabości, niezrozumienie czy pojawiające się przeszkody. Warto podjąć tę walkę, bo to, co płonie w naszym sercu, może dać nam szczęście. Życie jest piękne.

Jako zachętę do tego, aby cieszyć się życiem, na zakończenie przytaczam słowa bł. Matki Teresy z Kalkuty: "Życie jest szansą, schwyć ją. / Życie jest radością, próbuj ją. / Życie jest snem, uczyń je prawdą. / Życie jest wyzwaniem, zmierz się z nim. / Życie jest obowiązkiem, wypełnij go. / Życie jest cenne, doceń je. / Życie jest bogactwem, strzeż go. / Życie jest miłością, ciesz się nią. / Życie jest tajemnicą, odkryj ją. / Życie jest obietnicą, spełnij ją. / Życie jest hymnem, wyśpiewaj go. / Życie jest walką, podejmij ją. / Życie jest tragedią, pojmij ją. / Życie jest przygodą, rzuć się w nią. / Życie jest szczęściem, zasłuż na nie. / Życie jest życiem, obroń je".