Godzina 7.30. Wszyscy z zespołu rekolekcyjnego już są. Każdy z małym tobołkiem. Przyszli przed czasem, więc zapraszam ich na herbatę (czarną, z Polski) i kromkę chleba (z polskim pasztetem). Pakujemy nasze pomoce rekolekcyjne i wyruszamy. Pan Daka proponuje, by się zatrzymać przy jego domu, bo przygotował dla nas napoje.
Zespół rekolekcyjny
Podczas jazdy nawiązuje się rozmowa o przebaczeniu. Słyszymy niesamowitą historię jednego z członków grupy o tym, jak był niesłusznie posądzony o sprzedanie dziewczynki na ofiarę do pogańskich rytuałów. Dziecko zniknęło z wioski. Był już niemal zlinczowany, a jego dom prawie podpalono, kiedy dziewczynka znalazła się u rodziny w Lusace. Dwa tygodnie przed tym wydarzeniem ta sama rodzina, będąc w potrzebie, poprosiła, by zorganizował transport do szpitala. Zapłacił nawet za paliwo. Dlaczego go posądzili? Po takiej przysłudze trudno to zrozumieć! Po całym incydencie nigdy go nie przeprosili, ale on wybaczył im i normalnie z nimi rozmawia. Są przecież sąsiadami, jak mówi. Wszyscy milczymy oniemiali, bo to wspaniałe świadectwo przebaczenia.
Miejsce modlitwy
Kiedy dojeżdżamy na miejsce, otwieram Biblię i sprawdzam Ewangelię na dzisiejszą Mszę św.: to fragment o miłości nieprzyjaciół (Mt 5, 43-48). Aż mi dech zapiera, bo to potwierdzenie tego, co właśnie słyszeliśmy w samochodzie. Przygotowujemy „malende”, czyli w kulturze zambijskiej tradycyjne miejsce modlitwy, sanktuarium. Trzeba tu być cicho, nie wolno łamać gałęzi i ścinać trawy. Tutaj w szczególny sposób jest obecny Bóg. Przychodzi się tu, by się modlić o deszcz albo w innych trudnych sprawach. Ale tylko we wspólnocie.
Medytacja ignacjańska po afrykańsku
Pierwsze wprowadzenie do medytacji jest o miłości Boga. Bóg jako dawca, obraz Boga, jaki mamy, nasze początki, wolność, wybory i ich konsekwencje. Nasze istnienie w Bogu. To tematy, które proponuję do przemyślenia na modlitwie. Wszyscy trwają w skupieniu, pracują indywidualnie, rozmyślając nad fragmentem Listu do Kolosan. Od czasu do czasu nawiązuje się dialog. Ludzie rozchodzą się do różnych zakątków. Zaszywają się pod drzewami, siadają na kamieniach. Nikt nie rozmawia, czasem słychać tylko malutkie dzieci. Tak medytują przez 30 minut. Dzieci są zbierane w osobnej grupie, w której opowiadają o tym, co zrozumiały. Zadają też pytania, co świadczy o tym, że uważnie słuchały. Prawdy biblijne przekładane są na język, który mogą zrozumieć.
Zgrzytliwy hałas wywołany przez uderzenia w kawał żelastwa, które służy za nasz kościelny dzwon, przywołuje wszystkich do kaplicy. Następne wprowadzenie do medytacji jest oparte na liście naszego biskupa: „Zarzuć sieci na głębię”. Wskazuje on, że Jezus potrzebuje naśladowców w konkretnych sytuacjach. Trzeba być apostołem w swojej wiosce, w rodzinie. Pytamy o misję chrześcijanina, podejmujemy temat zjednoczenia na Eucharystii. Wiodący tekst dla naszej medytacji opowiada o żebraku, siedzącym przy drodze, któremu Jezus mówi: „Wstań i idź” (Mk 10, 46-52). Znów rozchodzimy się na indywidualną modlitwę. Jest teraz nawet ciszej, bo zbiera się na burzę.
W duchu miłości
Po medytacji mamy przerwę na krótki odpoczynek. Przeżywamy prawdziwe rozmnożenie chleba: każdy wyciąga coś z zanadrza i dzieli się tym, co przyniósł. A to gotowaną kukurydzą, a to podsmażoną na ogniu, bananem, owocem glawy. Moje kromki z pasztetem wzbudzają zachwyt konsumentów. Najadamy się do syta, a mnie zamykają się oczy i chętnie bym się przespał. Jednak słychać już nasz „dzwon” na następne wprowadzenie do medytacji. Zaczyna kropić i blacha na dachu wydaje tak grzmiący stukot, że trudno cokolwiek usłyszeć. Po chwili jednak deszcz ustaje, jakby wiedział, że mamy przecież do zrealizowania program.
Przebaczenie i pojednanie
Tym razem tematem jest pojednanie. Wszyscy nosimy w sobie małe lub większe krzywdy… Doświadczenie skrzywdzenia to sfera, gdzie możemy potwierdzić, że jesteśmy prawdziwymi apostołami, chrześcijanami. Nawet w niemożliwych po ludzku sytuacjach możliwe jest przebaczenie i pojednanie, bo Bóg może stworzyć nas na nowo.
Nie mogę się oprzeć wzruszeniu i łzy stają mi w oczach, kiedy słyszę to z ust pana Daki. Pamiętam jego opowieść w samochodzie i zdaję sobie sprawę, ile się za tymi zdaniami kryje autentycznych, ludzkich przeżyć. Patrzę na zebranych i mam wrażenie, że oni czują się poruszeni, choć przecież nie znają jego historii. Proponuję tekst do medytacji o Dobrym Ojcu, synu marnotrawnym lub starszym synu z przypowieści, w zależności od tego, z którą postacią i sytuacją bardziej się utożsamiają (Łk 15, 11-32). Po medytacji następuje dzielenie się przeżyciami i odkryciami z modlitwy. Zadziwia nas, jak wiele Bóg może powiedzieć do serc ludzi w tak krótkim czasie.
Potem mamy medytację, którą przechodzimy wspólnie prowadzeni przez lidera, coś w rodzaju rachunku sumienia. Ludzie klękają, zamykają oczy. Panuje absolutna cisza. Nawet dzieci przestały płakać. A może ich po prostu nie słyszymy?
Rozpoczynamy Mszę św. Powracamy do „malende”. Każdy wrzuca do urny kartkę z grzechem lub problemem, z którym się boryka. Palimy je na znak, że każdy z nas chce pójść za Jezusem, chce się poprawić, zmienić, pojednać. Dym ze spalonych kartek wypełnia całą kaplicę. Ludzie zaczynają kaszleć, oczy łzawią. Ale nagły powiew wiatru przez okna w mgnieniu oka rozwiewa dym i przynosi świeże powietrze, które jest niczym tchnienie nowego ducha.
Czas do domu
Po Mszy św. podziękowaniom nie ma końca. Wszyscy chcą, aby takie rekolekcje były raz w miesiącu, a nawet co tydzień. Wyruszamy, bo robi się późno. Auto wspina się pod górkę, a my radośnie dzielimy się swoimi wrażeniami. Nagle samochód się zatrzymuje. Znowu wyskoczył jeden z drążków ze skrzyni napędu na cztery koła. Otwieram skrzynkę na klucze i ze zdziwieniem stwierdzam, że żadnego tam nie ma! A trzeba odkręcić cztery śruby, by dostać się do środka i ustawić drążek na swoje miejsce.
Zatrzymaliśmy się obok chaty, więc pytamy tam o jakieś narzędzia. Mają „archaiczne” kleszcze, coś w rodzaju kombinerek. Są jednak tak rozklekotane, że żadnej śruby nie można ruszyć. Zanosi się, że będziemy spać w buszu. Nagle wpadam na pomysł, by wyciągnąć drążek i śrubokrętem wepchnąć go na właściwe miejsce. Udaje się! Z radością ruszamy w dalszą drogę. Docieramy do Chikuni przed zmrokiem. Wszyscy zmęczeni, ale zadowoleni. Na zakończenie odmawiamy dziękczynną modlitwę.
Tak wyglądają rekolekcje wielkopostne w misji Chikuni. Do każdej z 21 stacji mszalnych przyjeżdżamy z zespołem ewangelizacyjnym na jeden dzień.
Z zapewnieniem o modlitwie Wasz w Panu
Andrzej Leśniara SJ