Pomyślałem, że początek jest niezły. Około trzeciej po południu zaczyna padać. Chyba nie pamiętam Wigilii tu, żeby nie padało. Jeśli będzie tak lało, nie dojadę do Munyona. Postanawiam zabrać się za choinkę. W pokoju, który służy nam za pokój gościnny, do czytania, wspólnych spotkań etc., montuję drzewko, wiążę nitki do cukierków, rozwijam żaróweczki. Wygląda bardzo swojsko. Po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat, kiedy jestem tu, mamy choinkę. Nie zdradzę chyba tajemnicy, pisząc, że choinka, cukierki i światełka przyszły z Polski. Siadam po tym „trudzie” i podziwiam własne dzieło. Robi mi się jakoś melancholijnie.
Pasterka w buszu
Nie wiem, kiedy wrócę z terenu, więc idę do radia, by podzielić się smakołykami i złożyć życzenia. Deszcz się nasila. Zastanawiam się, czy dojadę. Wyruszam razem z jedną z sióstr zakonnych. Pamiętam ją z czasów, gdy należała do parafialnej grupy młodzieżowej. Po wstąpieniu do zakonu i ukończeniu college’u dla nauczycieli uczy w szkole podstawowej. Przypominamy sobie dawne dzieje, jak to ugrzęźliśmy w jedną Wigilię, jadąc do Namakube.
Dojeżdżamy do jednego z „mostów” i z trudem przeprawiamy się przez rzekę. Woda sięga do drzwi. Bez napędu na cztery koła już byśmy tam zostali. Dojeżdżamy do drugiego „mostu”, a tu kolejka kilku samochodów. Oczywiście woda wystąpiła z brzegów i trudno nawet powiedzieć, gdzie jest „most”. Postanawiam zaryzykować: z modlitwą na ustach, a duszą na ramieniu przejeżdżamy. Czuję, jak nagle w samochodzie robi się zimno. To wpływ wody, która sięgała do połowy drzwi. W końcu docieramy do stacji misyjnej.
Na miejscu spotykamy tylko dwie osoby i chłopców pasących stado świń. Deszcz prawie ustał, więc jest nadzieja, że ludzie przyjdą. Kiedy zebrało się parę osób, zaczynam spowiedź. Potrwa ponad godzinę. Około 20.00 zaczynamy Mszę św. Jestem przygotowany do odprawiania po zapadnięciu zmroku i włączam świetlówkę na baterie. Daje wystarczająco światła, aby czytać i widzieć twarze zgromadzonych wiernych. Okazuje się, że bębny straciły ton, więc chłopcy po pieśni na wejście wymykają się, aby zapalić ognisko i ogrzać skórę instrumentów do odpowiedniej temperatury, aby je nastroić. Bębny nie mogą fałszować w taki dzień!
Świetliki
W czasie homilii wyłączam świetlówkę, aby zilustrować, że Jezus jest światłem, które rozjaśnia mroki ciemności. Ku naszemu zdumieniu, wręcz osłupieniu, po chwili wszędzie pojawiły się świetliki, wypełniając całą świątynię! Małe świecące robaczki sprawiają wrażenie, jakby na sklepieniu kaplicy rozbłysły gwiazdy. Jest tak jasno od ich światła, że po chwili można rozróżnić twarze obecnych. Trwamy w zadumie i zachwycie przez kilka minut. Ja prawie tracę wątek swojej homilii. Bębny, śpiewy i tańce nabierają dodatkowej, autentycznie odświętnej oprawy, pełnej radości po tym małym cudzie w naszej kaplicy.
Jasełka po afrykańsku
Pasterka kończy się po 22.00, ale to nie koniec naszego świętowania. Teraz zobaczymy jasełka, które przygotowała młodzież. Już miały się zacząć, gdy okazało się, że nie można znaleźć „Maryi”. Ludzie zorientowali się, że mieszka za rzeką, a woda tak wezbrała, że nie mieszkający po drugiej stronie nie mogli się przez nią przeprawić. Zostaje wybrana zastępcza „Maria”. Jej dialogi podpowiada szeptem reżyser przedstawienia. Przez jakiś czas myślałem, że to św. Józef, dopiero potem się zorientowałem, że to tylko „podpowiadacz”, a Józefem jest zupełnie ktoś inny. W pewnym momencie stwierdziłem, że już mamy trzech króli, a w oddali, w kaplicy, przygotowują rzeź niewiniątek. Któryś ze starszych parafian postanawia ingerować, bo byśmy pewno doszli do ukrzyżowania Pana Jezusa.
Niestety, ingerencja ta niezbyt się podoba, bo aktorzy dalszych scen czują się niedocenieni. Obiecuję, że jak przyjedziemy odprawić następną Msze św., będą mogli dokończyć inscenizację.
Wigilia w Chikuni
Wracamy inna drogą. Obawiam się, że w ciemności trudno będzie nam przyjechać przez wezbraną rzekę. Kiedy docieram do Chikuni, w kościele nadal trwa pasterka. Nie ma prądu, więc Msza odprawiana jest przy świecach. Czekam na o. Kelly’ego i wspólnie jemy naszą wigilijną kolację, także przy świecach.
Wasz w Panu
Andrzej Leśniara SJ