Jesteś tutaj

Historia z Zambii

Andrzej Leśniara SJ
09.12.2013

Zawsze towarzyszy mi przekonanie, że cokol­wiek robię teraz, ma to swój początek w miejscu, któ­re mnie ukształtowało, gdzie zostali moi przyjaciele, ludzie, którzy za mnie się modlą, wspierają duchowo i materialnie. Jesteście w moich myślach, w mojej mo­dlitwie, w mojej pracy misyjnej.

 

DESZCZ

Kiedy nie pada deszcz i marnieją plony, ludzie zaczynają pukać do drzwi, zatrzymywać na drodze, prosić o jedzenie. Trudno znieść te ciągłe nagabywa­nia. Chciałbym się chociaż na chwilę uwolnić od tych ciągłych próśb, chociażby na jakiś czas, np. gdy pro­wadzę samochód. Niedawno wracałem z jednej stacji misyjnej, zmęczony, z bólem głowy, głodny, a tu ktoś zatrzymuje samochód. Pierwszy odruch – to po pro­stu zignorować, bo na pewno będą prosić o jedzenie albo o coś innego. Pomyślałem jednak, że może cho­rego trzeba zabrać do szpitala albo ktoś umiera. Za­trzymuję się więc. Chłopiec podbiega do samochodu i mówi, że na ich polu kukurydza już dojrzała i rodzi­ce chcą podarować kilka kolb dla księży...

Lubię jeździć do wiosek. Tu ludzie mają czas. Tu jakby czas się zatrzymał. Kiedy nie ma deszczu, upra­wom nie pomoże pielenie, na nic wszelkie starania. Przyjeżdżam odprawić Mszę św., a ludzie mówią, że deszcz spadł w tej czy w tamtej wiosce, ale u nas nic. Ktoś inny mówi, że padało tylko nad połową jego pola. To podstawowy temat do rozmowy. Ludzie żyją tak blisko ziemi, że to jest jak oddychanie. Nie będzie zbiorów, nie będzie co włożyć do garnka. Nikt nie ma tu zabezpieczenia: pieniędzy w banku, rzeczy do sprzedania. Małe dzieci robią miotły. Sprzedają je po K150 ($1=K5000). W południe idą do radiowej szko­ły, aby wysłuchać następnej lekcji, która nadawana jest przez nasze radio. Radiowa szkoła jest do klasy 7. Uczęszczają do niej dzieci, a często także dorośli. Zwłaszcza kobiety chcą umieć pisać i czytać, aby ich nie oszukiwano na targu.

 

CODZIENNE SPRAWY

Co drugi dzień pani Nsofu pakuje do samochodu lekarstwa, jedzenie i wyjeżdża na obchód do jakiejś wioski. To program Home Base Care (opieka w domu dla ludzi chorych na AIDS). Po drodze zabiera wielu pomocników, którzy prawie codziennie odwiedzają i pomagają tym, którzy nie mają już sił. Ktoś pyta, czy to ogłoszenie w radiu mówiło o piątku czy sobocie – sieroty mają przyjść i odebrać pieniądze na szkolne wpłaty oraz ubrania. Mają przynieść raporty, jak im poszły różne małe projekty, z których dochód wspiera inne sieroty. Wieczorem rozpoczynam rekolekcje dla młodzieży. Mówię im o miłości Boga, który stał się jednym z nas. Potem adorujemy Najświętszy Sakra­ment. Przygotowałem adorację na 30 minut, ale nikt nie wychodzi z kaplicy przez ponad godzinę. Młody człowiek skończył 12 klasę i ma możliwość wyjazdu do USA. To kosztuje, ale on przychodzi i prosi, czy nie dałbym mu kilkudniowych rekolekcji. Chce roze­znać, czy ma jechać, czy pozostać tutaj. Pan go wspa­niale poprowadził.

 

PRZED UROCZYSTOŚCIĄ

Trwają coraz intensywniejsze przygotowania do przyszłorocznego koncertu. Coroczny koncert pro­mujący lokalną kulturę, na który w ciągu dwóch dni przychodzi około 10 tysięcy osób. Nie będziemy go organizować w tym roku, bo niestety nie ma pienię­dzy. Trzeba więc trochę znowu popukać w drzwi.

To wszystko dzieje się dzięki Waszej modlitwie, Waszym datkom i Waszej przyjaźni. Nie jesteśmy tu sami. To Wy nas tu wysłaliście, jesteście cząstką nas i bez Was nic byśmy nie zrobili. Wszystkim Przyja­ciołom i Czytelnikom życzymy owocnego przeżycia Okresu Wielkanocnego oraz radości płynącej z do­świadczenia tej prawdy, że zmartwychwstały Jezus jest obecny w naszym życiu.

Dziękujemy, pamiętamy w modlitwie i „Bóg zapłać!”.