Nowi chrześcijanie
W czasie Świąt Wielkanocnych wiele osób przyjęło chrzest oraz Pierwszą Komunię Świętą i mamy teraz nowych chrześcijan. Dotąd w czasie Eucharystii byli „widzami”, teraz stali się jej pełnymi uczestnikami. Jest ich ponad 1400. Przed wyjazdem do stacji misyjnej muszę na nowo obliczać, ile zabrać komunikantów, ponieważ kilka razy zdarzyło mi się łamać hostie na cztery części.
Przygotowanie do chrztu trwa u nas trzy lata, a do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej – dwa. Ostatnio chrzcimy coraz więcej niemowląt, ale najczęściej starsze dzieci, które mogą już świadomie wybierać i są w stanie przejść katechumenat. Osobom starszym i chorym skracamy czas przygotowania do przyjęcia sakramentów. Ciągle też przyjmujemy do grona nowych chrześcijan tych, którzy w święta byli chorzy i nie przyjęli sakramentów w czasie paschalnym. Radość widoczna na ich twarzach jest nie do opisania. Znamy chrzty dzieci i płacz nad chrzcielnicą, jednak tym, co szczególnie ujmuje serce, jest płacz dorosłych, kiedy obmywani są wodą chrztu. Nie są to już łzy rozpaczy i lęku, ale radości i uniesienia, których nie potrafią ukryć. To dla nich tak mocne przeżycie, że automatycznie udziela się innym, również mnie. Nieraz wzruszenie ściska mi gardło, a i łza błyśnie w oku. Lubię patrzeć, z jakim przejęciem i czcią przyjmują Eucharystię.
Pod koniec Mszy świętej cała kongregacja wita ich już nie jako gości, ale jako członków wspólnoty. Trwa to bardzo długo, bo każdy chce podejść i uścisnąć rękę. Odbywają się przy tej okazji także inne obrzędy, jak „prostowanie ręki” (to moje określenie) będące okazaniem szacunku i wielkiej radości.
Szczodrość
Ciągle zadziwia i szokuje mnie szczodrość najbiedniejszych. Po Mszy w jednej ze stacji misyjnych przyszła starowinka i daje mi 20 kwacha (10 zł). Trudno nie przyjąć tak szczerej ofiary, ale widzę, że to wdowi grosz. Innym razem chłopiec, który zaczął przyjmować Komunię, zatrzymał mnie, gdy już prawie odjeżdżałem, i dał mi 50 ngwee (½ kwacha – ok. 0,25 zł). Mógłby za to kupić dwa, może trzy cukierki. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że niewiele osób ma tu jakąkolwiek gotówkę. Chłopiec musiał coś sprzedać, by zarobić nawet tak drobną sumę. W darach ofiarnych zamiast pieniędzy przynoszą przede wszystkim kapustę, kukurydzę, jajka, pomidory, a nawet papier toaletowy.
Kluby słuchaczy
W zeszłym tygodniu mieliśmy Open Day RLC, czyli Dzień Otwarty Klubów Słuchaczy Radia. Początki klubu sięgają czasów, gdy nie było zbyt wielu odbiorników radiowych i ludzie gromadzili się, by razem słuchać naszych audycji. Później, gdy zdobyliśmy tanie odbiorniki, kluby zaczęły nagrywać i produkować własne programy.
Ponad rok temu członkowie klubu poprosili mnie o pożyczkę. Dałem im 200 dolarów, by mogli rozpocząć działalność, która przyniosłaby im jakiś dochód. Długo nic o nich nie słyszałem i już zapomniałem o pożyczonych pieniądzach. Tymczasem niedawno zaczęli mówić o kiermaszu swoich produktów i zwrocie pożyczki.
Po kilkumiesięcznych przygotowaniach postanowili zrobić kiermasz swoich wyrobów. Poustawiali stoły i krzesła, a na nich wyłożyli towary. Były różności, nawet baran! Moim zdaniem najlepszym produktem było żelazko zrobione z wypalonej gliny. Prasowało bardzo dobrze, sam próbowałem. Zadziwiła mnie różnorodność inicjatyw, które podjęli, i produktów, które sprzedawali. Wiele osób przyszło kupić wystawione towary.
Jury, które spośród 28 klubów miało wybrać najlepszy, stanęło przed nie lada problemem, ponieważ wszystkie kluby bardzo dobrze się przygotowały. Byliśmy w rozterce. Oprócz trzech nagród głównych przekazaliśmy wszystkim nagrody pocieszenia (20 kwacha). Oczywiście prezentacji każdego klubu towarzyszyły tańce i śpiewy.
Wolontariusze i „wizytowanie zoo ”
Mamy teraz w naszej misji wielu wolontariuszy z Włoch. Organizacja charytatywna l’Arche pomaga nam w projekcie skierowanym do osieroconych dzieci. Jej członkowie przyjeżdżają co roku, by uczestniczyć w obozach, które organizujemy. To czas dzielenia się radościami i problemami. Zawsze jest obecny psycholog, który pomaga niektórym dzieciom radzić sobie z doświadczanymi przez nie traumami. W tym roku obóz organizujemy dla dwóch grup, wcześniej wszyscy przychodzili do centrum w Chikuni. Tymczasem – jak się okazało – obozy są dużo lepszym rozwiązaniem. Przede wszystkim może w nich uczestniczyć więcej sierot, a i wolontariusze są zadowoleni, bo dzięki nim mogą zakosztować prawdziwego wiejskiego życia. Każdy wolontariusz opłaca wcale nie tani bilet lotniczy. Starają się również przywieźć pożywienie, a Gianpietro, będący u nas niemal na stałe, wyhodował też coś w swoim ogródku, by uzupełnić miejscowe menu, które niezbyt nadaje się dla europejskich żołądków!
Wspomniani wolontariusze to nie jedyni goście. Często czujemy się niczym w zoo, kiedy niemal z całego świata przyjeżdżają sponsorzy różnych projektów i oglądają, co robimy i jak żyjemy. Wszystko i wszędzie bez przerwy fotografują.
Koncerty
Przygotowania do tegorocznego koncertu tradycyjnej muzyki afrykańskiej są już dość zaawansowane. W tym roku w konkursie weźmie udział ponad 80 grup, a 30 pokaże zapomniane już tańce i pieśni. Tegoroczne hasło koncertu pochodzi z tradycyjnej przypowieści o orle i pospolitym ptaku: Ptak nigdy nie zostanie orłem, choćby nie wiem jak długo próbował. Dlatego trzeba szukać własnych uzdolnień i w nich się doskonalić, a orła podziwiać za jego talent. Grupy układają piosenki swobodnie związane z powyższym tematem. Już w czasie rejestracji można było usłyszeć naprawdę wspaniałe teksty do piosenek, które zostaną zaprezentowane na koncercie. Mamy ponad 200 chętnych wykonawców, konieczne są więc eliminacje.
Pod koniec września będziemy mieć kolejny koncert, tym razem chórów kościelnych. Zobaczymy, jak udadzą się ich występy. Mamy nadzieję, że idea organizowania takich koncertów rozszerzy się na całą diecezję. Chcemy zainicjować Festiwal Katolicki, którego uczestnicy będą mogli dzielić się swoją wiarą i wyrażać ją w sposób artystyczny, poprzez muzykę i taniec.
O. Andrzej Leśniara SJ