Jesteś tutaj

Zjazd studentów nad jeziorem Malawi

Gerard Karas SJ
27.03.2020

Zjazd miał miejsce w miejscowości Salima nad jeziorem Malawi, na terenie obozu treningowo-wypoczynkowego dla wojska i innych grup zorganizowanych, od piątku 8 II 2019 wieczorem do niedzieli 10 II 2019.

Od dłuższego czasu planowaliśmy szczegóły dorocznego zjazdu studentów katolickich z centralnego regionu Malawi. To jeden z punktów działalności krajowego ruchu studentów katolickich, którego angielska nazwa brzmi National Movement of Catholic Students (NMCS). Jest to organizacja międzynarodowa zrzeszająca studentów katolickich z wyższych uczelni. W Malawi działa aktywnie dopiero od kilku lat.

Malawi to bardzo ubogi kraj

Malawi jest jednym z najuboższych krajów nie tylko Afryki, ale i świata. Ma ponad 17 milionów ludności mieszkającej na terytorium trzy razy mniejszym niż Polska. Do tego znaczną część kraju zajmuje ogromne jezioro Malawi. Tak więc gęstość zaludnienia jest tu duża. Rzadko znajdzie się zakątek, który nie byłby zagospodarowany. Większość Malawijczyków to młodzież i dzieci. Rodziny mają przeważnie sześcioro – ośmioro dzieci. W kraju tym nie ma rozwiniętego przemysłu. Ludzie zajmują się przeważnie rolnictwem. Uprawiają kukurydzę, orzeszki ziemne, słodkie ziemniaki. Uprawiana jest też kawa, herbata, trzcina cukrowa, mandarynki, banany i ananasy.

Szkoły, często bez dostępu do elektryczności, nie są w stanie zapewnić odpowiedniego poziomu nauczania. Przeciętnie w klasie w szkole podstawowej może być nawet stu, a często i więcej uczniów! Nie ma więc mowy o dobrych wynikach. Brakuje podręczników. Dzieci siedzą w klasie na podłodze. Tylko niewielu osiąga wystarczające wykształcenie, by kontynuować naukę w szkole średniej czy wyższej.

Wychowawca malawijskiej młodzieży

Jestem duszpasterzem akademickim, czyli kapelanem studentów, w centralnym regionie Malawi obejmującym archidiecezję Lilongwe (stolica kraju) oraz sąsiednią diecezję Dedza. Posługuję wśród młodzieży z dwóch szkół rolniczych, z trzech szkół medycznych, ze szkoły technicznej, ze szkoły nauczycielskiej oraz wśród studentów prywatnego uniwersytetu. Każdego dnia jestem w innej placówce, czasami obsługuję dwa miejsca w tym samym dniu.

Moim celem jest wychowanie młodzieży katolickiej na odpowiedzialnych obywateli, którzy znają swoją religię, są zaangażowani w działalność Kościoła oraz wykazują inicjatywę, by zmienić pasywne nastawienie społeczeństwa i zapewnić lepszą przyszłość ojczyźnie. Młodzi Malawijczycy mają ogromny potencjał, który trzeba jednak rozbudzić, wzmacniając w nich ufność we własne siły.

Temu między innymi służą doroczne konferencje i zjazdy studentów. Odbywają się one na poziomie regionalnym, który organizuję, oraz na szczeblu krajowym, organizowanym przez zarząd narodowy ruchu studentów katolickich.

Plan spotkania studentów nad jeziorem

Organizacja takiego wydarzenia angażuje sporo studentów z różnych uczelni regionu Lilongwe. Pierwsze pytanie dotyczy tego, gdzie organizować ten zjazd. Najczęstsza odpowiedź to: „Nad jeziorem Malawi”. Studenci uwielbiają wyjazdy nad wodę. Miejscowość Salima nad jeziorem jest oddalona o około 120 km od Lilongwe. Postanowiliśmy więc odbyć ten zjazd w okolicach Salimy, nad jeziorem.

Oczywiście pojawiło się następne pytanie: gdzie znajdziemy zakwaterowanie dla około 150 studentów od piątku popołudnia do niedzieli. Tylko weekend wchodził bowiem w rachubę. Niestety szkoła techniczna z internatem w Salimie była w połowie semestru, więc nie mieli tam miejsc dla gości. Różne hoteliki nie pomieszczą sporej liczby naszych studentów, a duże hotele są za drogie. Nigdy nie możemy sobie na to pozwolić.

W końcu zapadła decyzja, by spotkanie studentów odbyć w wojskowym obozie szkoleniowym nad samym jeziorem, który może zapewnić zakwaterowanie nawet 500 osobom. A ceny też są tam bardzo przystępne. Młodzież będzie spała na łóżkach polowych. Kłopot polegał jedynie na tym, że trzeba przywieźć ze sobą żywność, ale jest prosta kuchnia polowa, gdzie można przygotować posiłki. Jest też siła robocza, którą można zatrudnić przy gotowaniu. Piece opala się drewnem, które oczywiście trzeba najpierw zwieźć z lasu. Pojechałem do tego obozu wcześniej, by uzgodnić szczegóły. Przyjęto mnie bardzo miło i za drobną opłatą obiecano, że zorganizują zwózkę drewna i naturalnie postawią duże namioty do naszej dyspozycji. Znałem to miejsce z wcześniejszej imprezy na poziomie krajowym.

Organizacja zjazdu

Zaczęliśmy planowanie posiłków i programu konferencji, oczywiście przy aktywnym udziale zarządu regionu centralnego i innych studentów, którzy byli zainteresowani pomocą przy organizacji zjazdu. Spotykaliśmy się prawie co tydzień (w soboty) przez około dwa miesiące. Trzeba było przygotować budżet, wybrać jadłospis i zaprosić prelegentów oraz główną osobę, czcigodnego arcybiskupa archidiecezji Lilongwe Tarcycjusza Ziyaye. Miał on na terenie obozu odprawić uroczystą Mszę św. polową dla studentów.

Chciałem, by organizacją posiłków i kuchnią zajęły się studentki. Niestety, odzew był niewielki. Dziewczęta były dosyć pasywne. Chcąc nie chcąc, musieliśmy zająć się organizacją posiłków. Będzie pięć posiłków: w sobotę śniadanie, obiad, kolacja; w niedzielę śniadanie i obiad na zakończenie. W piątek, w pierwszy dzień zjazdu, poszczególne grupy organizują sobie same wyżywienie. Przeważnie przywożą coś ze sobą.

Planując posiłki, korzystaliśmy z doświadczenia i zapisków z poprzednich lat: ile trzeba kurczaków, ryb, wołowiny. Ile kupić bochenków chleba, ile jaj, herbaty, kawy, cukru, mleka (w proszku). Na obiad ryż, ziemniaki, mąka kukurydziana na tzw. nshimę. Potrzebne będą pomidory, kapusta, cebula itd. Wszystko dokładnie wyszczególniliśmy i zapisaliśmy listę na smartfonach. Transport też był organizowany na poziomie grupy, żeby było taniej, bez potrzeby korzystania z komunikacji publicznej. Zamówiliśmy ciężarówkę, by przewieźć żywność i sprzęt muzyczny. Grupa muzyczna również korzystała z wolnego przewozu.

Ja chciałem dostarczyć materiały na konferencję już dzień wcześniej, ale studenci zapewnili mnie, że nie jest to konieczne. Wystarczy wziąć wszystko w dzień zjazdu.

Prelegenci i zaproszeni goście

Problemem stały się fundusze, a raczej ich brak… Studenci mieli wpłacać 3500 kwacha od osoby za udział w imprezie (około 5 dolarów). Miało to pokryć koszty zakwaterowania, samej imprezy i oczywiście posiłków. Termin zjazdu się zbliżał, a pieniędzy nie było widać. Zobowiązałem się wspomóc imprezę finansowo. Niestety, przelew z biura misyjnego w Niemczech się opóźniał. Sprawdzałem w banku codziennie, ale bez rezultatu. Wpłaty od studentów również do nas nie docierały. Tymczasem trzeba było robić zakupy. Jakby szatan się uwziął, by przeszkodzić w naszej imprezie. Dla mnie był to znak, że można spodziewać się wiele dobra po tym zjeździe.

Trzeba było też zaprosić prelegentów. Nakreśliliśmy tematy interesujące młodzież po konsultacjach z młodymi ludźmi. Postanowiliśmy poprosić Księdza Arcybiskupa o jego wrażenia i przesłanie z synodu biskupów w Rzymie na temat młodych, promocji powołań i rozeznawania. Arcybiskup Ziyaye był w tym temacie bardzo kompetentną osobą. Wszak to on brał udział w obradach synodu, reprezentując episkopat Malawi. Pomimo nie najlepszego stanu zdrowia (był przeziębiony i przeszedł atak malarii) Ksiądz Arcybiskup zgodził się bardzo chętnie na odprawienie Mszy św. dla studentów i prelekcję na temat synodu.

Poruszone ważne tematy

Następny temat ważny dla młodzieży Malawi to rodzina i małżeństwo. Młodzi myślą o przyszłości i mają wiele pytań związanych z narzeczeństwem i relacjami chłopak – dziewczyna. Zaprosiliśmy małżeństwo katolików, by podzieliło się swoimi doświadczeniami.

Innym problemem Malawi jest gospodarka, zwłaszcza zatrudnienie, a raczej jego brak, czyli bezrobocie. Jak zapewnić sobie przyszłość bez środków materialnych? Poprosiliśmy człowieka biznesu, by zdradził nam tajemnice swojego sukcesu.

Podczas ubiegłorocznego zjazdu wielkim powodzeniem cieszyła się prezentacja na temat zdrowia i higieny osobistej. Było to podczas dużego zagrożenia Malawi cholerą – chorobą brudu, zarazków roznoszonych przez muchy i inne owady żerujące na odpadkach i zgniliźnie. Postanowiliśmy dać znowu okazję do poruszenia tych spraw, korzystając z ekspertyzy naszych studentów medycyny.

Oczywiście były też kazania i nauki o wierze, zaangażowaniu misyjnym, uczestnictwie w życiu Kościoła. Program był bardzo bogaty i interesujący. Nie zapomnieliśmy o rozrywce. Mieliśmy grupę młodzieży zapewniającą dobrą muzykę i wspaniałą zabawę… Naturalnie jezioro i ciepła woda stanowiły dodatkową atrakcję.

Nadszedł wreszcie dzień zjazdu, a dla nas dzień zakupów oraz transportu sprzętu i prowiantu na miejsce zjazdu. Wielką pomocą okazał się mój współbrat zakonny, jezuita, który udzielił nam pożyczki i tym samym umożliwił dokonanie niezbędnych zakupów. Był w tym widać palec Boży.

Konieczne sprawunki i pierwsze trudności

Rano zebraliśmy się na umówionym miejscu spotkania w Lilongwe, przy jednej z parafii. Mieliśmy rozdzielić się na grupy, dokonać potrzebnych zakupów i wyruszyć na teren zjazdu. Jedna grupa miała zakupić owoce i warzywa oraz mąkę kukurydzianą, a potem mieliśmy się spotkać przy dużym centrum handlowym, by dokończyć zakupy. Moim zadaniem było kupno kurczaków (zamrożonych brojlerów), jaj, wołowiny oraz ryb.

Pojechaliśmy po te kurczaki, 20 sztuk, oraz po 10 palet jaj. Udało się je nabyć bez kłopotów na pewnej farmie, gdzie wielu kupuje drób na sprzedaż. Dla mnie oczywiście wyzwaniem było nierozbicie zakupionych jaj, bo drogi w Lilongwe są bardzo wyboiste. Potem pojechałem po wołowinę. Miałem do pomocy dziewczynę, która zna się na sprawie: pomogła kupić tanio, a jednocześnie dobrze. Mięso było świeże i dobrej jakości. Trzeba było jednak dość długo czekać, nim odważyli 20 paczek po 2 kg każda.

Teraz skok po ryby. Mam przyjaciół w sklepie rybnym, więc wszystko poszło gładko. Ryby były w dużych paczkach solidnie zamrożone na kość. Ciekawe, że jechaliśmy nad jezioro, a ryby kupowaliśmy w stolicy. Ale w mieście łatwiej zdobyć ryby dla 150 osób i do tego są one tańsze niż te nad jeziorem.

Wreszcie dotarłem do naszego miejsca spotkania przy centrum handlowym i okazało się, że byłem tam tylko ja i jeden z naszych studentów. Inni natrafili na ogromne trudności. Otóż ciężarówka, która miała przewieźć rzeczy na miejsce spotkania, była do dyspozycji dopiero od godz. 14, a myśmy robili zakupy już od godz. 8 rano! Do tego była mniejsza niż się spodziewaliśmy. I jeszcze zaczął padać deszcz...

Wyglądało na to, że będzie potężna wpadka! Ale gdzie jest chęć, tam jest też sposób. Wiedzieliśmy, że ciężarówka będzie przeciążona. Młodzież załatwiła na policji pozwolenie na przewóz, mimo przeciążenia. Chodziło o to, by na punktach kontrolnych nie zatrzymała nas policja i nie zarekwirowała pojazdu. I to się udało!

Naturalnie ja musiałem też wziąć więcej bagaży i prowiantu niż się spodziewałem, ale do celu dotarliśmy szczęśliwie.

Do Salimy młodzież już się zjeżdżała. Przybyło więcej młodych niż założyliśmy. Pewne rzeczy trzeba było dokupić, np. pomidory, chleb czy jaja. Poznałem nowe miejsca na zakupy w Salimie.

Miejsce na nocleg dla kapłanów zostało zajęte. Musieliśmy szukać czegoś innego i na szczęście Bracia Maryści udostępnili nam swój obiekt nad jeziorem.

Msza z Arcybiskupem

Ksiądz Arcybiskup odprawił uroczystą Mszę św. w sobotę i w ciekawy sposób podzielił się swoimi doświadczeniami z dni obrad synodu biskupów w Rzymie. Ja czuwałem nad całością. Podziwiałem dyscyplinę i zaangażowanie młodzieży. Oni naprawdę chcieli się czegoś nauczyć i poznać nowych ludzi. Dużo się działo. W niedzielę tak deszcz padał, że nie byłem pewien, czy w ogóle dojadę do obozu, a miałem tam odprawić Mszę św. Postawiono nowy potężny namiot – wiadomo, żołnierze muszą być gotowi na każdą okoliczność.

Ogólnie mogę powiedzieć, że zjazd studentów był sukcesem, a dla mnie okazją do większego zaufania Bogu i pomysłowości studentów. Dużo się nauczyłem. A jestem pewien, że nasi studenci również zdobyli nową wiedzę i odkryli bardziej swoje powołanie chrześcijańskie.