Jesteś tutaj

Centrum Formacji Zawodowej w Bevalala

Tadeusz Kasperczyk SJ
19.01.2015

Minęło już 50 lat, od kiedy zaczęła się historia Centrum Formacji Zawodowej w Bevalala. Początki były bardzo skromne i fundator na pewno nie spodziewał się tego, co wydarzyło się później. Mający dziś 99 lat francuski jezuita, o. Jacques Tiersonnier, widząc potrzebę wszechstronnego rozwoju swoich uczniów w Collège St Michel w Antananarivo, zakupił wówczas na peryferiach miasta teren, gdzie uczniowie mieszkający w internacie mogli wypocząć w dni wolne od nauki, a z czasem poznawać sztukę uprawy i hodowli zwierząt domowych. Jeden dzień w tygodniu cała klasa spędzała na przygotowywaniu ziemi i ryżowiska pod uprawę. Zrodziła się potrzeba, by ktoś w tym miejscu zamieszkał, zapewniając ciągłość prac polowych.

I tak kolejni zakonnicy spędzali tu po kilka lat. O tym, jak wyglądała ich praca i zaangażowanie w to, co robili, świadczą późniejsze potrzeby, które pojawiały się na forum Prowincji i w codziennych rozmowach. „Potrzebujemy miejsca, gdzie moglibyśmy się nauczyć jeszcze więcej niż potrafimy w dziedzinie rolnictwa” – dochodziły głosy z okolicznych wiosek.

Pierwsza szkoła rolnicza dla chłopców

Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź ze strony ludzi kompetentnych i pełnych optymizmu. „Spróbujmy – mówili między sobą – a może to się na coś komuś przyda”. W 1960 r. otwarto pierwszą „szkółkę” rolniczą dla chłopców. W skromnych pomieszczeniach kilkunastu kandydatów znalazło dach nad głową, a utrzymywali się z pracy swoich rąk, przekopując łopatami twardą i spieczoną ziemię. Formacja trwała kilka miesięcy. Na jej końcu nie był ważny dyplom, a doświadczenie i kompetencja uczestników kursu.

Kilka dni temu wpadło mi w ręce zdjęcie pierwszej grupy. Ta garstka „przysporzyła” wielu innych na następny kurs. FIFA, bo tak nazywa się dziś roczny kurs formacji rolniczo-hodowlanej, liczy ponad 45 uczestników. Gdyby nie ograniczenia lokalowe, można by podwoić, a nawet potroić liczbę uczniów, bo kandydatów nie brakuje.

Kursanci to nie tylko młodzi, kilkunastoletni ludzie. Czasem spotkać można osoby starsze, które chcą pogłębić swoją wiedzę i doświadczenie. Od kilku lat wśród nich są siostry zakonne, a w tym roku jest dwóch księży z sąsiedniej diecezji, którzy sami chcą się więcej nauczyć, a potem służyć radą w pracy duszpastersko-socjalnej, w czasie odwiedzin w odległych wioskach.

Szkoła budowlana

Kolejnym wyzwaniem dla wspólnoty jezuickiej była potrzeba otwarcia w 1986 r. Szkoły Budowlano-Stolarskiej (ETB), do której przyjmowano osoby po ukończeniu gimnazjum i mające mniej niż 22 lata. Nauka trwa tu trzy lata i kończy się obroną pracy dyplomowej. Kandydaci rekrutują się niemal z całego Madagaskaru, bo długo nie było tego rodzaju szkoły w żadnej innej części kraju. Także obecnie uczniowie przybywają z daleka, gdyż – jak mówią – „dyplom z Bevalala jest ważniejszy niż z innych szkół”.

Metoda budowania jest tu nieco inna niż w Europie. Do dużych budowli używa się cementu, żelaza itp. Domy na wsi budowane są z cegły, ale jako zaprawy używa się błota, a do tynku dodaje się łajno krowie, które czyni „tynk” bardziej odpornym na warunki klimatyczne. Łatwiej jest też wówczas naprawić ubytki spowodowane silnymi opadami deszczu. Do pokrycia dachu używa się najczęściej suchej trawy, która uniknęła pożaru w buszu, albo dachówki wyrabianej ręcznie. Jeśli spotka się we wsi dom pokryty blachą, to wiadomo, że mieszka w nim ktoś zamożny.

Można powiedzieć, że domy w wioskach budowane są bez gwoździa i garstki cementu. Czasem materiał budowlany można znaleźć kilka metrów od miejsca budowy, jeśli na przykład nie został wycięty las lub nie spłonął. I to cała sztuka.

Otwarcie dwóch szkół wyższych

Mimo trudnej sytuacji ekonomicznej na Madagaskarze powstają zakłady finansowane albo nawet budowane przez obcokrajowców. Turystyka dla malgaskiej gospodarki jest jednym z bardziej dochodowych działów. Przyjeżdża tu wielu zwiedzających, dla których niewystarczające są malgaskie warunki zarówno mieszkalne, jak żywieniowe. W niektórych regionach, gdzie łatwy jest transport i żyzna gleba, powstają duże gospodarstwa rolne. Do pracy w nich potrzeba wykwalifikowanych i kompetentnych pracowników fizycznych i techników.

Te wyzwania stały się impuls do otwarcia w 1997 r. Wyższego Zawodowego Studium Rolniczego (EPSA). Także w tym przypadku liczba kandydatów jest ograniczona naszymi możliwościami. Nie przeszkadza to jednak, by na sali wykładowej było ponad 70 studentów. Po trzech latach studiów absolwenci otrzymują dyplom uznany przez Ministerstwo Oświaty, dlatego też bez większych problemów znajdują pracę.

Ostatnim przedsięwzięciem z 2012 r. jest otwarcie Wyższej Szkoły Budowlano-Stolarskiej. I tu również nie można narzekać na brak kandydatów. Biorąc pod uwagę, że społeczeństwo na Madagaskarze jest bardzo młode, bo ponad 80 proc. mieszkańców wyspy ma mniej niż 20 lat, nie można narzekać na brak kandydatów do naszych szkół. Zapewne będą ciągle przybywać nowi, może jeszcze bardziej liczni.

Trudna sytuacja materialna Centrum

Od kilku lat Centrum Formacji Zawodowej w Bevalala napotyka jednak na trudności. Kryzys światowy daje się i tu odczuć, a jeszcze bardziej sytuacja polityczna w kraju. Centrum obejmowało swoją formacją młodych ludzi pochodzących ze środowisk biednych i nie można było liczyć na pokrycie przez nich wszystkich kosztów nauczania. Z jednej strony, utworzenie fermy, hodowli drobiu i trzody, a z drugiej utworzenie firmy budowlanej pozwalało na samofinansowanie się szkół. Młodzież „rolnicza” mogła odbywać zajęcia praktyczne, zajmując się uprawą czy hodowlą w naszym ośrodku, zaś młodzież „budowlana” mogła włączać się w prace przy budowach domów, kościołów, szkół prowadzonych przez misjonarzy i siostry misjonarki.

Jednak kryzys w kraju uszczuplił mocno te możliwości. Prowadzi się dziś mniej budów, a ze względu na zubożenie ludności jest mniejszy popyt na wyroby mleczarskie. Dziś stoimy przed trudną sytuacją, szukając wyjścia, co nie jest łatwe. Wiele naszych maszyn i samochodów jest wręcz w stanie opłakanym i niefunkcjonalnym. Kosiarki traktorowe do dyspozycji fermy są często w naprawie, więc pasze dla bydła wycina się sierpem. W rezultacie jest mniej karmy, więc spada produkcja mleka, jaj, mięsa wieprzowego, a to mocno odbija się na funkcjonowaniu Centrum. Rosną też koszty utrzymania związane z naprawami starego sprzętu, z czym wcześniej, mając nowe maszyny, nie zmagaliśmy się.

Nasze Centrum ma nie tylko charakter edukacyjny, lecz także socjalny. Kiedyś nie było problemu, by zaangażować do pracy ludzi niepełnosprawnych, po leczeniu odwykowym, ułatwiając im integrację w społeczeństwie, a także analfabetów, których jest wielu w okolicy. Niektórzy z nich stosunkowo łatwo się aklimatyzują, ale spora część nie jest w stanie „przeskoczyć siebie”, a niestety ich wpływ na pracowników jest znaczny. Zamiast zmiany ze strony potrzebujących pomocy, zmiana jest widoczna u pozostałych. Przyjmują oni wolniejszy tryb pracy, czemu też sprzyja gorący klimat i niedożywienie, rodzinne problemy, brak poczucia bezpieczeństwa. Coraz częściej słyszy się o napadach, kradzieżach, a nawet rozbojach i zabójstwach. Te wszystkie czynniki mocno wpływają na zachowanie się i świadomość zawodową pracowników.

Drodzy Rodacy, drodzy Darczyńcy

Jeśli dziś dzielę się z Wami, drodzy Rodacy, moimi kłopotami, to dlatego, że czasem nie wiem, od czego zacząć. Wszystko wymaga zmian prawie natychmiastowych i chciałoby się coś zrobić. Przychodzą jednak chwile, kiedy ręce opadają. Pojawia się pytanie: „Czy to, co robię, ma sens?”. Jednak dzień do dnia niepodobny, przychodzą znów momenty wspaniałe. Zadaję sobie pytanie, czy to jest moje miejsce jako księdza, misjonarza...? Chyba tak, skoro tu mnie Bóg posyła. Przecież w życiu codziennym więcej znaczą czyny, to, co się robi, niż najpiękniejsze homilie, słowa, słowa i jeszcze raz słowa. Jestem już ponad dwa lata w Bevalala i kilka miesięcy temu tutejszy Ojciec Prowincjał mianował mnie zarządca i ekonomem najpierw znacznej części, a kilka tygodni temu całego Centrum.

Jak pisałem, potrzeby materialne są wielkie. Bardzo serdecznie dziękuję Wam, drodzy Rodacy, za Wasze dotychczasowe wsparcie. Bez tej jakżeż cennej dla nas pomocy nie „mógłbym ani palcem ruszyć”. Waszej pomocy doświadczam często, najczęściej nawet Was nie znając. Dlatego tym serdeczniej Wam dziękuję: „Bóg zapłać”. Również serdecznie dziękuję za Wasze wsparcie modlitewne.

Potrzebna pomoc Wolontariuszy

Na koniec chcę wyjść z nieśmiałą prośbą o pomoc nie tylko finansową. O finansowe wsparcie proszę przede wszystkim, ale proszę również o pomoc tzw. wolontariatu misyjnego. Taka pomoc bardzo się nam tu przydaje. Nie mam jeszcze wielkiego doświadczenia w tej materii, dlatego trudno wyrazić mi się bardziej konkretnie.

Na różnych stacjach i placówkach misyjnych można czasem spotkać Francuzów czy Włochów, bardzo często już na emeryturze, którzy przyjechali tu jako wolontariusze na stosunkowo niedługi czasu, na przykład kilkanaście tygodni, by służyć swoim doświadczeniem, radą, pomóc zorganizować pracę dla zatrudnionych ludzi itd. Często misjonarzowi bardzo brakuje doświadczenia z różnych branż czy zawodów, aby właściwie zorganizować i pokierować pracami, aby sprostać wszystkim zaistniałym potrzebom. Potrzebuje fachowej pomocy i porady z różnych dziedzin. Może to być praca w biurze czy bezpośrednio z ludźmi – jako nadzór w warsztacie, w rolnictwie czy hodowli. Gdy powierzone zadanie wymaga kontaktu bezpośredniego z pracownikami, nieodzowna jest znajomość języka obcego, najlepiej francuskiego.

Bardzo potrzebuję tu takiej fachowej pomocy w różnych dziedzinach i za jej udzielenie będę niezmiernie wdzięczny. Serdeczne „Bóg zapłać” wszystkim, którzy zechcą mi pomóc. Szczęść Boże!