Kochani Przyjaciele misji i misjonarzy!
Kiedy zwiedza się stare, zabytkowe świątynie, katedry, kościółki czy przydrożne kapliczki, za każdym razem coś nas urzeka, wpada szczególnie w oko, przykuwa naszą uwagę. Patrzymy na ścienne malowidła, obrazy, zabytkowe figury. Podziwiamy je, czujemy zapach kadzidła, którym przesiąknięte są święte mury, czy zapach drewna, z którego dany obiekt jest zbudowany. Czasem nasze oko zatrzyma się na gablocie z wotami dziękczynnymi czy tabliczkami ofiarowanymi jako wotum wdzięczności za otrzymaną łaskę lub łaski.
Ten widok nas poruszy, bo przypominamy sobie pewne momenty z naszego życia, kiedy także my otrzymaliśmy jakąś łaskę od Boga. Potem w ciszy krótka refleksja, cicha modlitwa: to nie jest pusty budynek, KTOŚ w nim mieszka, KTOŚ, komu wszystko zawdzięczamy. Opuszczając świątynię, czujemy się jakoś radośni, duchowo umocnieni. Czasem przemknie pragnienie powrotu do tego miejsca.
Na Madagaskarze kwestia ta wygląda nieco inaczej. Co prawda można spotkać tu duże, nowe kościoły. Niektóre mają też swoją historię, jednak nie dłuższą niż 100-150 lat. Na Madagaskarze chrześcijaństwo jest młode w porównaniu z krajami Europy czy innych części świata. Kościoły i kościółki mają tu zupełnie inną historię i inaczej też wyglądają niż znane nam świątynie.
W poprzednim artykule pisałem, że odprawiam Mszę św. w 6 wioskach: Ankaditapaka, Besaiky, Ankofay, Ampararano, Ambarovatry, Bematazana. Niektóre z nich odwiedziłem już po kilka razy, ale dwie wioski mogłem odwiedzić dopiero, kiedy obeschły drogi po ulewnych deszczach i nastał okres suszy. W każdej z wiosek jest miejsce, gdzie zbierają się ludzie na niedzielną modlitwę, a kiedy dojedzie ksiądz, odprawia tam Mszę św. Są to budynki czy miejsca, które pełnią wiele funkcji: kiedy jest Msza lub modlitwa służą za kaplicę, w ciągu tygodnia zaś za szkołę, w której kilkanaście godzin tygodniowo nauczyciel stara się przekazać wiedzę dzieciom, które przyszły do szkoły.
Często jest to lekcja pisania, czytania, liczenia – tego, co najbardziej potrzebne w życiu. Edukacja w wiejskich szkołach rzadko kończy się egzaminem. Uczniowie nie dostają też dyplomów* na koniec podstawówki czy gimnazjum. Tak naprawdę to rodzice decydują o zakończeniu edukacji swoich dzieci: „Umiesz już pisać, czytać i liczyć. To ci wystarczy. Teraz możesz już pracować na utrzymanie rodzeństwa, więc do szkoły nie będziesz więcej chodzić”. Rodzice są jedynymi egzaminatorami. Ich dzieci nie mogą być bardziej wykształcone niż oni.
Kiedy wejdziemy do takiego kościółka-szkoły, wrażenie jest zupełnie inne. Zamiast obrazów czy malowideł na ścianie wisi zwykle mały krzyż, jakiś święty obrazek wycięty z kolorowego kalendarza czy czasopisma, które jakimś cudem wpadło w ręce katechisty albo jednego z parafian. Sam budynek postawiony jest z niewypalonej cegły, za tynk służy dobrze rozrobione błoto z czerwonej ziemi. Na takim tynku uczniowie czasami coś namalują węglem drzewnym lub resztką kredy, która się gdzieś zawieruszyła.
Tak wyglądają lokalne freski, które „upiększają” wnętrze. Z kolei przez zbutwiałe okna zrobione z kawałków deski wpadają promyki słońca i już mamy witraż. Zamiast zapachu kadzidła czuć ludzki pot wymieszany z zapachem nietoperzy, które też tu znajdują dach „pod nogami”, śpiąc z głową w dół. Blaszany dach służy za sufit i pokrycie budynku, a we wnętrzu można się czuć jak pod gołym niebem w bezchmurną noc, bo to zwykle dach tysiąca i jednej dziury. Co jednak najcudowniejsze – ta sama Ofiara Chrystusa dokonuje się w katedrze wawelskiej i w małym kościółku-szkole w Ampararano.
Pośród wiosek, które odwiedzam, w Ampararano i Ambarovatry wierni postanowili wybudować kościół z prawdziwego zdarzenia. Co prawda są to wioski z dużą liczbą mieszkańców (350-450), ale nie ma tu żadnego przemysłu. Brakuje nawet drogi, by można było pojechać do miasta i sprzedać tam produkty rolne. Dlatego cały transport odbywa się rowerami towarowo-rodzinnymi, bo służą one do przewożenia i worków z ryżem (ok. 120 kg), i członków rodziny (na jednym rowerze jadą przynajmniej 2 osoby).
Środki, które mają pozwolić na wybudowanie kościoła, pochodzą z comiesięcznych ofiar składanych przez rodziny wiernych. Takie przedsięwzięcie, zanim zostanie ukończone, wymaga kilku lat budowy. Na pomoc diecezji, która obejmuje 40 000 km² i 500 000 mieszkańców, nie można liczyć. By dotrzeć do miejscowości Maintirano, oddalonej od Tsiroamandidy (stolicy diecezji) o 400 km, w porze suchej potrzeba 24 godzin jazdy, w porze deszczowej, jeśli komuś w ogóle uda się ten dystans pokonać, potrzeba nawet tygodnia.
Są pieniądze zebrane od wiernych, budowa się posuwa, ale ostatni sezon deszczowy zniszczył wiele wykonanych już prac. Do tej pory oba kościoły budowane są w jednakowym tempie. Mury sięgają do wysokości okien. Jednak ulewne deszcze uszkodziły zwieńczenia i trzeba to naprawić. Pojawiły się więc nieprzewidziane wydatki. Jak na razie prace nie doszły nawet do półmetka. Co niepokojące, taki stan rzeczy zniechęca wielu wiernych. Wielu szuka swojego miejsca w bardzo licznych tu sektach, finansowanych z zewnątrz. Sekty mają pieniądze na budowy, czasem też pomagają finansowo swoim adeptom. Natomiast my, nie mając dostatecznych funduszy, wymagamy od wiernych ofiary.
Wiem, że życie w Polsce nie jest łatwe, nikomu się nie przelewa. Zwracam się jednak do Was, kochani Rodacy, z prośbą o pomoc dla tych ludzi, „braci i sióstr w Chrystusie, którzy często nie odróżniają ręki prawej od lewej”. Symboliczna złotówka to nie tylko realna pomoc z Waszej strony, ale przede wszystkim świadectwo żywej wiary i jedności z innymi. Z naszej strony wdzięcznością może być tylko modlitwa – modlitwa ludzi prostych.
Bóg zapłać
O. Tadeusz Kasperczyk SJ, misjonarz na Madagaskarze
* Na Madagaskarze każdy rok nauki kończy się egzaminem. Jest to egzamin wewnętrzny danej szkoły. Jednak na koniec podstawówki (po 5 latach nauki), pierwszego cyklu szkoły średniej (po 4 latach dalszej edukacji, czyli po 9. klasie, jak u nas gimnazjum) zdaje się egzamin państwowy. Poźniej na koniec drugiego cyklu szkoły średniej – matura. Zatem uczeń na etapie swojej edukacji od pierwszego roku do matury uzyskuje 3 dyplomy (red.).