Jesteś tutaj

Pocztówka z Zambii

Andrzej Leśniara SJ
03.07.2016

6 stycznia 2013 roku, Chikuni, Zambia

Zaczęło znów padać. Pola najpierw się zazieleniły, a potem nagle zbrązowiały. Teraz na nowo robią się zielone. To owoc ciężkiej pracy tutejszych rolników. Każdy skrawek uprawnej ziemi wydaje się zaorany i czymś obsadzony. Aż się dusza raduje, bo może znowu będzie dobry rok i zbierzemy dobre plony. Wtedy jest nam lżej i można więcej zrobić. Kiedy panuje nieurodzaj, wszystko koncentruje się na walce z głodem.

Droga do Michelo, gdzie jadę, niby nowo zrobiona, ale w kilku miejscach jest tak rozmoknięta, że przełączam napęd na cztery koła. W trasie udaje mi się zatankować ropę, bo ostatnio jej brakuje. Właściciel stacji musiał sobie przysnąć, bo czekam w sporej kolejce do pomp.

Gdy dojeżdżam do kaplicy, nie widzę przy niej żywego ducha. Rozkładam więc siedzenie i ucinam sobie drzemkę. Ktoś mnie z niej wybudza, witam się więc i razem wchodzimy do kaplicy. Tam ku mojemu zdziwieniu siedzi jedna osoba. Pytam, jak długo czeka, a chłopak odpowiada, że przyszedł do kaplicy jeszcze przed moim przyjazdem i się w niej modli. Robi mi się trochę głupio, bo ja sobie smacznie spałem, a on się tu modlił. Jak zwykle zaczynam od spowiadania. W tym czasie w kaplicy zbierają się inni. Chcę zaczynać Mszę, ale proszą, bym jeszcze poczekał. Jedna ze staruszek jest w drodze, a chce przystąpić do spowiedzi i przyjąć Komunię. Wkrótce przychodzi i możemy zacząć. Po Ewangelii zachęcam, by członkowie Small Christian Communities (SCC) podzielili się swoimi przemyślanami. W każdej stacji misyjnej wierni są bowiem podzieleni na „sekcje” zwane SCC. Raz na tydzień spotykają się i czytają Ewangelię na nadchodzącą niedzielę. Później dzielą się swoimi refleksjami i organizują jakąś akcję, która mogłaby stać się konkretną odpowiedzią na Słowo Boże. W zależności od wielkości przysiółka SCC mają trzy, jak w Michelo, dwadzieścia albo i więcej grup, jak na przykład w Chikuni.

W zeszłym tygodniu jedna z sekcji w Michelo się nie zebrała. Jej członkowie z powodu ulewy i wylanego strumienia nie mogli się spotkać. Pozostałym dwóm się to udało. Członkini jednej z nich mówi: „Mimo że obchodzimy Boże Narodzenie, to Jezus już nie jest dzieckiem i chce, byśmy Go słuchali. On zawsze ma dla nas czas, musimy tylko nadstawić uszu i otworzyć oczy, by Go odnaleźć w swoim sercu”. Ktoś inny rozwija wątek trzech królów, którzy po spotkaniu z Jezusem do domu „poszli inną drogą” – zmienili życie i zaczęli innym mówić o Jezusie. „Czy tegoroczne Boże Narodzenie nas zmieniło? Czy idziemy tą inną, Bożą drogą?” – pyta. Zapadła długa cisza, po której postanawiam tylko podsumować to, co zostało już powiedziane. Zostawiam to, co wcześniej przygotowałem sobie na homilię. Często się zdarza, że po „sprawozdaniach” sekcji SCC zmieniam wątek kazania albo z niego rezygnuję, bo wydaje się, że po słowach wiernych nie ma już niczego do dodania. Od czasu do czasu trzeba tylko coś wtrącić, gdy pojawia się pytanie albo wątpliwość.

Po Mszy św. przepraszają, że nie przygotowali poczęstunku, ale do kaplicy przyszli prosto z pola, gdzie plewili chwasty. Powoli zbieram się do domu. Staruszek prosi, bym go podwiózł, bo chce odwiedzić kogoś chorego. Po drodze muszę się zatrzymać, bo dwie krowy z jarzmem na karku ciągnące pług praktycznie padły ze zmęczenia na środku drogi. A że droga wąska, czekam, aż się ruszą. Na szczęście prowadzący krowy mężczyźni w końcu je „udobruchali”: wstały i zeszły na pobocze.

Wracam do domu wsłuchany w głos Afryki obudzonej do życia kolejną porą deszczową.

Wasz w Panu o. Andrzej Leśniara SJ