Jesteś tutaj

Pamiętajmy o tych młodych ludziach...

O. Gerard Karas SJ
18.03.2024

LIST GERARDA KARASA SJ DO KAZIMIERZA KUCHARSKIEGO SJ

Chikuni, 6 III 2023

Drogi Ojcze Kazimierzu, Pax Christi!

Gorąco dziękuję Ojcu za wiadomość i miłe słowa. Cieszę się, że możemy nadal utrzymywać kontakt korespondencyjny. Szczególnie jestem wdzięczny za wsparcie modlitewne, bo bardzo tego potrzebuję i nie tylko ja. Wydaje się, że żyjemy w świecie, gdzie wiara i chrześcijaństwo nie są już tak oczywiste, pomimo naszych wysiłków. Musimy pamiętać, że dzieło misyjne to nie jest czysto ludzkie przedsięwzięcie, ale dzieło Boże. Tej pomocy i łaski Bożej ogromnie potrzebujemy. Za modlitwy i ofiary przesyłam szczere „Bóg zapałać!”.

A nie są to slogany, które „wypada powtarzać”… Czasem ludzie zaskakują mnie, kiedy mówią mi, że moje kazanie ich dotknęło i chcą przystąpić do spowiedzi. Widać, że to łaska Boża działa, a nie moja wymowa.

Na uczelni, w której przebywam i obecnie pracuję, mamy ministranta, który codziennie przychodzi na Mszę świętą. Kiedyś go pytałem, jak to jest, że przychodzi na Mszę świętą, ale nie przystępuje do Komunii świętej. Okazało się, że jest katechumenem, jeszcze nieochrzczonym, ale można podziwiać jego zaangażowanie. Łaska Boża działa… A są inni ochrzczeni, których widzimy w kościele tylko wtedy, kiedy muszą tam być, w niedziele lub na Mszy dla wszystkich studentów.

Coś podobnego przeżyłem, jak byłem w Irlandii na roku sabatycznym, ale był to właściwie rok zdobywania kwalifikacji do wykładania na uczelniach państwowych w Afryce. Zdobyłem wtedy magisterium (licencjat) z edukacji i religii. Otóż otwarły się wówczas granice Europy dla szukających pracy poza granicami kraju. Do Dublina, stolicy Irlandii, przyjechało wtedy dużo młodych Polaków. W jednym z kościołów zorganizowano dla nich Mszę świętą po polsku. Kościół był wypełniony po brzegi. Wobec tego zorganizowano dla nich drugą Mszę, też w języku polskim. I znowu kościół był pełny. Następna Msza święta niedzielna była już w sobotę wieczorem. I znowu z pełnym uczestnictwem wiernych. Podziwiałem tych młodych ludzi. Sami decydowali, by uczestniczyć w Eucharystii. Rodzice byli daleko. Nikt ich nie pilnował i nie zmuszał, żeby pójść do kościoła. Widać było działanie dobrego ducha wśród tych młodych ludzi.

Podczas mojego pobytu w Malawi spotkałem wielu zaangażowanych katolików, którzy poświęcali dużo czasu i energii, by służyć potrzebom Kościoła i wiary. Istnieje tam krajowy ruch studentów katolickich. Ja byłem ich kapelanem w regionie centralnym kraju, w Lilongwe. Doglądałem całości, ale studenci sami musieli organizować różne imprezy prorozwojowe czy promujące tożsamość katolicką i zaangażowanie studentów w Kościele. Oczywiście należały do tych działań doroczne rekolekcje, konferencje regionalne i krajowe, spotkania katolików z różnych uczelni, wymiana doświadczeń, naturalnie Msza święta z biskupem, szkolenia dla prowadzących (i liderów). Dużym problemem były i są w tym finanse, bo potrzeba opłacić wynajem lokalu, sprzęt nagłaśniający, nocleg i wyżywienie. Do tego dochodzi koszt transportu na miejsce zjazdu. A wiadomo, że studentom się nie przelewa. Trochę im, wedle możliwości, pomagałem.

Ostatnio starali się zacząć uprawę orzeszków ziemnych, żeby stworzyć solidne zaplecze finansowe na różne imprezy studenckie. Niestety nie udało się to. Pomimo wysiłków oddanych liderów trudno było doprowadzić ten projekt do szczęśliwego zakończenia. Uczą się jednak, jak konfrontować się z różnymi życiowymi wyzwaniami. Podziwiam prawie heroiczne poświęcenie niektórych z nich. Dla mnie to świadectwo świętości tych młodych ludzi, z którymi nadal utrzymuję kontakty. Wiem, że można na nich polegać. To nie jest słomiany zapał. Choć prawdę mówiąc i tacy ze słomianym zapałem się znajdą, jak wszędzie.

Pamiętajmy o tych młodych ludziach, którzy mają wielkie pragnienia i chęci życia w lepszym świecie, ale ich środki finansowe i inne zasoby są bardzo ograniczone. W Malawi panuje ogromne bezrobocie. Dużo młodych osób próbuje znaleźć pracę, ale często kończy się na obietnicach. Prośmy Pana, aby rządzący w Malawi byli gotowi na pewne ofiary z ich strony, by budować lepszą przyszłość i umożliwić dobry start życiowy pokoleniu młodych Malawijczyków.

Wkrótce napiszę parę słów o mojej nowej pracy na mojej dawnej placówce w Zambii. Serdecznie pozdrawiam i polecam się dalszej pamięci modlitewnej. Sam też modlitwy obiecuję. Szczęść Boże!

Oddany w Panu
O. Gerard Karas SJ