Sytuacja w czasie pandemii
Na razie żyjemy tu w miarę bezpiecznie, można powiedzieć: „jak u Pana Boga za piecem". Liczba przypadków zarażenia koronawirusem systematycznie spada. Robi się cieplej. Może temperatura powietrza odgrywa tu jakąś rolę... Nie wiem. Po pierwszej euforii szczepienia idą bardzo opornie. Może 2 proc. ludności Malawi (liczącej wg danych z 2020 roku 19,13 mln mieszkańców) jest zaszczepionych. Znam jednak sporo osób, które przeszły COVID-19 i to dość ciężko. Ja jestem podwójnie zaszczepiony, ponieważ leciałem na urlop do Europy i bałem się, że nie zostanę wpuszczony do samolotu. Czuję się w miarę dobrze.
Mało efektywny handel uliczny
Podziwiam miejscową ludność. Pomimo uciążliwości życia ludzie są tu dosyć pogodni i bardzo cierpliwi. Nieraz mi ich żal. Chodzą i chodzą, niosąc swój towar na sprzedaż, np. banany w koszu na głowie albo truskawki (tak, tutaj można kupić truskawki!) w małych pudełkach. Większość osób ignoruje wysiłki ulicznych sprzedawców. A oni cały dzień tak chodzą, ufając, że w końcu ktoś się skusi, kupi od nich jakiś produkt i będą mieli pieniądze, by kupić coś na kolację.
Czasem ceny produktów w ulicznej sprzedaży są śmiesznie niskie. Dzisiaj kupiliśmy miotły do zamiatania podwórka. Jedna taka miotła (kilka gałązek związanych sznurkiem) kosztowała 150 kwacha (czytaj: kłacza) malawijskich. To około 19 centów. Dla nas to prawie nic, a dla tych ludzi to już wartość. Oni muszą liczyć się z każdym groszem. Kupiłem ok. 10 takich mioteł. Długo nie wytrzymają, dlatego dobrze mieć rezerwę.
Potem przyszła kobieta z warzywami. Chodzi ona od domu do domu, puka do bramy u nas na przedmieściu i usiłuje coś sprzedać: pomidory, ogórki, marchew, cebulę. Przyszedł nasz kucharz i kupiliśmy od niej warzyw za 3000 kwacha, czyli za nieco ponad 3,7 dolara [1 dol. to 806 kwacha; wg kursu ze stycznia 2022 – przyp. red.]. Znowu taniocha...
Na wsi taniej
W wioskach ceny są jeszcze niższe, bo ludzie nie mają pieniędzy. Pewnego dnia byłem dość daleko od miasta, w centrum rekolekcyjnym. Wypisał mi się długopis. Trzeba było kupić nowy. Poszedłem więc do głównej drogi i wstąpiłem do małego sklepiku, by kupić jakiś zwykły długopis. Patrzyłem na cenę i oczom nie wierzyłem: 50 kwacha (ok. 6 centów). Myślałem, że się pomyliłem albo sprzedawca zapomniał dopisać jeszcze jedno zero. W mieście, np. w Lilongwe, takie długopisy kosztują 2000 kwacha [ok. 2,5 dol.] albo nawet więcej. Kupiłem więc ten długopis za jedyne 50 kwacha i służy mi do dzisiaj.
Długopisy i w ogóle materiały szkolne, sprzęt domowy – wszystko to sprowadzane jest tu z Chin. Chińczycy i Hindusi trzymają cały handel w garści, a biedni ludzie handlują na ulicach głównie owocami, warzywami bądź używaną odzieżą. Żal mi tych ubogich kobiet, które cały dzień noszą na głowie kosze z bananami, próbując je sprzedać. W mieście jest mnóstwo takich kobiet.
Duży wzrost cen
W międzyczasie ceny paliwa, głównie benzyny, poszły w górę o około 25 proc. Jeden litr benzyny w Malawi kosztuje w tej chwili 1150 kwacha, tj. ok. 1,43 dol. amerykańskiego albo przeliczając na polską walutę – ok. 5,7 zł. Aby dobrze zobrazować drożyznę, jaka u nas panuje, porównajmy cenę paliwa z miesięcznymi zarobkami.
Po pierwsze w Malawi jest bardzo ciężko o pracę. Młodzi abiturienci, a nawet osoby z wyższym wykształceniem często są bezrobotne. Mówi się, że aby dostać pracę, trzeba mieć tu znajomości. Rynek pracy jest nasycony, bo w Malawi praktycznie nie ma przemysłu ciężkiego, a nawet przemysł przetwórczy zmaga się z dużymi problemami. Osoby, które dobrze zarabiają, to członkowie Parlamentu, pracownicy zatrudnieni przez różne NGO (Non Governmental Organisation – organizacje pozarządowe), głównie organizacje charytatywne, które mają swoje centra w Europie bądź Ameryce. Dobrze opłacane jest też wojsko i chyba także policja. Natomiast zdecydowana większość ludzi cierpi biedę. Z trudem wiążą koniec z końcem i chwytają się każdej możliwej pracy.
Najniższa stawka to 50 000 kwacha na miesiąc. Tyle dostaje na rękę nasz kucharz, stróże nocni i ogrodnik. Większość ludzi uprawia swoje małe poletka, na których sadzi przede wszystkim kukurydzę (to podstawa żywności w Malawi) oraz różne warzywa. Porównując z ceną benzyny, za najniższą miesięczną pensję można kupić 43 litry benzyny. Oczywiście biedni nie mają samochodów, więc nie potrzebują benzyny, ale jej cena wpływa na wszystko. Jeśli koszty transportu rosną, ceny najpotrzebniejszych rzeczy, w tym produktów spożywczych, także idą w górę.
Ostatnio najbardziej podrożał olej (a używa się go tu do wszystkiego). Dawniej 2 litry oleju kosztowały około 3000 kwacha, a teraz ta sama 2-litrowa butelka kosztuje blisko 6000 kwacha (ok. 7–8 dolarów), czyli dwa razy więcej. Chleb kosztuje około 600 kwacha, a są też droższe. Cukier 750 kwacha za 1 kilogram. Mleko około 600 kwacha za 1 litr. Masło jest drogie i rzadko używane – kostka masła (250 g) kosztuje 7500 kwacha. Mięso – ponad 3500 kwacha za kilogram. Mąki kukurydzianej ludzie przeważnie tu nie kupują. Kupują kukurydzę lub zatrzymują sobie ziarno po zbiorach kukurydzy i następnie mielą ją w młynie. Warzywa są w Malawi przeważnie tanie, jak chociażby szpinak, kapusta, pomidory czy cebula. Ceny owoców zależą natomiast od sezonu. Teraz wszyscy zajadają się owocem mango.
Jeśli chodzi o inne elementarne produkty, jak chociażby odzież, ludzie ubierają się tu raczej biednie i do tego kupują przeważnie odzież używaną, bo jest o wiele tańsza.
Trzeba gdzieś mieszkać
Inny problem to mieszkanie. Przecież trzeba gdzieś mieszkać, więc mieszkanie trzeba wynająć i zapłacić za nie czynsz. A wynosi on, bagatela, co najmniej 40 000 kwacha miesięcznie, czyli prawie najniższą miesięczną pensję. Większe mieszkania, na które mogą sobie pozwolić tylko niektórzy, bogatsi, są bardzo drogie. Czynsz takiego mieszkania wynosi dużo ponad 200 000 kwacha. Biedni, którzy zarabiają około 50 000 kwacha miesięcznie, mają ciągle długi, bo muszą przecież kupić też żywność, zapłacić za wodę, elektryczność, jeśli ją mają (tylko 10 proc. ludności ma dostęp do prądu), nie mówiąc o kosztach transportu do pracy bądź opłatach szkolnych za naukę dzieci. A rodziny są tu liczne, często jest w nich 7–8 dzieci. Ludzie ciągle zmagają się, by przeżyć. A jak ktoś zachoruje, trzeba zapłacić jeszcze za lekarstwa.
Tak tutaj ludzie borykają się z wieloma problemami, ale mimo tego wszystkiego są pogodni i mają wiarę w Boga. Pamiętajmy o nich w modlitwie, by nie utracili tej wiary i nadziei na lepszą przyszłość.
Serdecznie wszystkich pozdrawiam. Szczęść Wam Boże!