22 grudnia 2021 roku w 73. roku życia, 54. roku powołania zakonnego i 46. roku kapłaństwa odszedł do domu Ojca Niebieskiego długoletni Misjonarz w Zambii i Malawi Ojciec Józef Zdzisław Oleksy SJ.
Homilia pogrzebowa
Ojcze Prowincjale, droga Rodzino Ojca Józefa, Siostro Janino, Siostro Mario, Bracie Stanisławie, drodzy Współbracia i Bracia w kapłaństwie, Przyjaciele, drodzy w Chrystusie Panu!
Z głębokim żalem przychodzi nam dziś pożegnać śp. Ojca Józefa Oleksego, jezuitę, wieloletniego misjonarza, a przede wszystkim gorliwego kapłana o dobrym sercu, oddanego bez reszty Bogu i ludziom. Jego śmierć zaskoczyła nas, bo choć przyszła po kilku miesiącach choroby, to wydawało się, że Ojciec jeszcze powróci, by kontynuować pracę duszpasterską. Stało się jednak inaczej i dziś, za św. Pawłem, może śmiało powiedzieć: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem" (2 Tm 4,7). I choć jego odejście nas zasmuca, to jednak nie sposób nie zgodzić się, że w życiu wystąpił w „dobrych zawodach".
Ojciec Józef urodził się 10 marca 1949 roku w Sechnej. Uczęszczał do Technikum Ekonomicznego w Limanowej, które ukończył maturą w 1968 roku, po czym wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi. Po ukończeniu formacji święcenia kapłańskie otrzymał 31 lipca 1976 roku w Nowym Sączu. Jako młody kapłan pracował w Gliwicach, Starej Wsi, Krakowie i Czechowicach-Dziedzicach, jednak zasadnicze życie i posługa Ojca Józefa w Towarzystwie Jezusowym bardzo mocno związane były z misjami w Afryce, gdzie spędził 30 lat, pracując w Zambii, Malawi, a także doraźnie na terenach Mozambiku.
Powołanie misyjne i pierwsze lata na Czarnym Lądzie
Jego powołanie misyjne zrodziło się podczas spotkania z biskupem z Madagaskaru, który przybył do Polski, szukając misjonarzy do pracy w swoim kraju. Gdy Ojciec Józef poczuł w sobie pragnienie, by odpowiedzieć na ten apel, udał się do ówczesnego Prowincjała, o. Bogusława Steczka, i przedstawił mu swój zamiar. Po rozmowie z Prowincjałem okazało się, że do pracy na Madagaskarze już przygotowywało się trzech polskich jezuitów, natomiast misyjnego wsparcia potrzebowała polska misja w Zambii. A skoro tak, to bez wahania poddał się tym wskazówkom i rozpoczął przygotowania do pracy misyjnej.
Pierwszym etapem była nauka języka angielskiego w Irlandii, a następnie wyjazd na Czarny Ląd. Po rocznej nauce jednego z języków tubylczych podjął pracę proboszcza w Katondwe w Zambii, po czym przez zambijskiego Prowincjała został oddelegowany do Kasungu w Malawi, gdzie także pełnił posługę proboszcza.
O swojej pracy tak sam pisał: „Od października 2000 roku jestem proboszczem parafii pw. św. Józefa w Kasungu. Parafia ta jest dość rozległa. Najdalsza stacja misyjna mojej parafii oddalona jest o 65 km od jej centrum, gdzie znajduje się kościół parafialny. Staram się kilkanaście razy w ciągu roku odwiedzić wszystkie misyjne stacje i spotkać się ze wszystkimi jej wspólnotami. Wiele istniejących tu problemów widać już na pierwszy rzut oka. Inne ujawniają się po dłuższym czasie, po wielu spotkaniach i rozmowach. Moje spostrzeżenia zawsze konfrontuję zarówno z wiernymi, szczególnie tymi, którzy stanowią ekipę pomocniczą w mojej pracy duszpasterskiej, jak i z innymi misjonarzami. W toku tych spostrzeżeń, konfrontacji i przemyśleń doszedłem do wniosku, że jedną z bardzo istotnych spraw dla tutejszej społeczności jest konieczność wybudowania i wyposażenia kilku szkół, aby w miarę możliwości wszystkie dzieci mogły mieć dostęp do wiedzy".
Człowiek serdeczny i skromny
Kto miał okazję poznać Ojca Józefa, mógł z łatwością zauważyć, że w relacjach z bliźnimi był prosty, bezpośredni, serdeczny, ciepły, a przy tym bardzo skromny i pokorny. Umiał słuchać i współczuć. Był wyczulony na potrzeby innych i jak mógł, służył pomocą. Z całą pewnością w Afryce napatrzył się na biedę. W jednym z wywiadów mówił: „W rozmowach z ludźmi usłyszałem, że w naszej parafii jest około 2000 sierot, gdyż rodzice (jedno lub obydwoje) zmarli na AIDS. Obecnie w naszej parafii ponad 500 sierot korzysta z pomocy, chcąc ukończyć szkołę podstawową lub średnią. Otrzymują wsparcie w postaci żywności, mundurka szkolnego, a nawet nawozów sztucznych do uprawy kukurydzy. Niestety, problem z sierotami będzie się nasilał i chyba nikt nie jest w stanie skutecznie im wszystkim pomóc. Ale ogromnie się cieszymy z każdej ofiary przeznaczonej dla biednych sierot".
Ojciec Józef był człowiekiem wewnętrznie wolnym, bardzo dyspozycyjnym, mającym też duży dystans do siebie i jeszcze większe serce. Pracując w parafii Katondwe w Zambii, dowiedział się, że w sąsiadującym z nią poprzez rzekę Luangwę Mozambiku jest paląca potrzeba kapłana w założonej ongiś przez jezuitów misji Miruru. Nie mógł więc przejść wobec tego faktu obojętnie. Tak opisuje tę sytuację: „W Mozambiku przez wiele lat toczyła się okrutna wojna domowa, która pochłonęła wiele ofiar. Z powodu wojny w wielu miejscowych parafiach nie było księży. Kiedy wreszcie wojna się skończyła, mozambiccy katolicy mieszkający w pobliżu naszej parafii od razu przyszli do mnie z prośbą, bym odwiedzał ich wioski. Bardzo chętnie się zgodziłem, bo znałem ich sytuację. W jednej miejscowości księdza nie było 27 lat, w innych 25".
Widoczne działanie Boga
Bardzo ciekawie opisuje swoją przeprawę do Mozambiku przez rzekę, która miała ok. 1 km szerokości, ale przede wszystkim było w niej pełno krokodyli. Poprosił chłopca łowiącego na brzegu ryby, by go przewiózł na drugą stronę. W czasie tej przeprawy łódka przewróciła się i wszyscy wpadli do wody. Jak zaznacza Ojciec Józef, kąpieli zaznały także wszystkie jego paramenty liturgiczne potrzebne do odprawienia Mszy św. Kiedy udało im się cało wydostać na brzeg, okazało się, że wszystko się uratowało oprócz buteleczki z winem, co uniemożliwiało odprawienie Eucharystii. Gdy dotarł do celu, mógł tylko odprawić nabożeństwo Słowa, które trochę przedłużył. Kiedy miał już kończyć, przybiegł do niego chłopiec, który go przywiózł w łódce, niosąc zagubioną flaszeczkę z winem.
Ojciec Józef tak podsumował to wydarzenie: „Moi drodzy, piszę Warn o tym wydarzeniu, bo od początku było widoczne w nim działanie Boga. Taki «mały cud». Po pierwsze, Boże działanie było widoczne w sposób szczególny w tym, że nasza przeprawa przez rzekę nie skończyła się tragedią" - bo jak dalej wyjaśnia, kilka tygodniu później, w takich samych okolicznościach, gdy łódka się wywróciła, z powodu ataku krokodyla zginęła matka z dzieckiem. I dalej pisze: „Po drugie, «namacalnym» działaniem Bożym było także to, że chłopiec zauważył pływającą po rzece buteleczkę z mszalnym winem i że udało mu się ją wyłowić z wody. Duch Święty natchnął go, by poszedł do miejscowości, w której kapłan służył ludziom duchową posługą, i oddał mu «zgubę». Jeśli ufamy Bogu całym sercem, to widzimy w naszym codziennym życiu Jego działanie. Działanie Boga, który jest najwspanialszym naszym Ojcem".
Powrót do Polski
Kiedy Ojciec Józef po 30 latach powrócił z Afryki, by podreperować swoje zdrowie, pierwszy rok spędził w Kolegium Krakowskim, gdzie się spotkaliśmy. Spytałem go wtedy, czy ma zamiar jeszcze tam powrócić, na co odpowiedział, że w tym stanie zdrowotnym Afryka jest już dla niego za ciężka, ale czuje, że chciałby jeszcze trochę popracować. A pracy się nie bał i się nie oszczędzał.
Znów dane nam było się spotkać, tym razem w Nowym Sączu, u „jezuitów w Rynku". Zawsze chętny do pomocy, cokolwiek trzeba było zrobić i kiedykolwiek ktoś prosił o jakieś zastępstwo, nie odmawiał i nie widział problemu, by służyć swoją osobą. Z wielkim oddaniem opiekował się Wspólnotą Żywego Różańca, gdzie dawał wyraz swojej głębokiej pobożności maryjnej. Był blisko ludzi i z łatwością nawiązywał kontakty, a nawet przyjaźnie. Miał w sobie to coś, co przyciągało ludzi do niego i szybko stawał się lubiany. Chętnie dzielił się z innymi swoimi umiejętnościami w przygotowaniu różnych specjałów leczniczych. Radość sprawiało mu, gdy mógł kogoś obdarować suszonymi śliwkami czy jabłkami. Do naszej jezuickiej wspólnoty wnosił dobry klimat i poczucie humoru.
Z naręczem dobrych czynów
Dziękujemy dziś Bogu za życie i za łagodną śmierć Ojca Józefa. Dziękujemy za to, że wystąpił w dobrych zawodach, że dokończył wspaniały bieg i że ustrzegł wiary. Dziękujemy za to, że skarbem wiary dzielił się ze wszystkimi, których spotkał na drodze życia, zwłaszcza z tymi, którzy dopiero poznawali Chrystusa. Dziękujemy za jego prostotę i gorliwość apostolską. Wierzymy głęboko, że otrzyma „wieniec sprawiedliwości" odłożony mu przez Tego, któremu całkowicie zaufał i oddał całe swoje życie.
Ojcze Józefie, żegnając Cię dzisiaj, dziękujemy Ci za to, jakim byłeś człowiekiem i ile wniosłeś w dzieje Kościoła w Polsce i Afryce. Oręduj w niebie i proś Pana żniwa o nowe i dobre powołania kapłańskie, zakonne i misyjne z naszej polskiej ziemi, by Jezus Chrystus mógł nadal być głoszony i by Jego Ewangelia przemieniała oblicze współczesnego świata. A gdy dziś schodzisz z tego świata, niosąc pełne naręcze dobrych czynów, niech na spotkanie w progach Ojca domu wyjdzie po ciebie litościwa Matka.
Żyj w pokoju Chrystusa.
Nowy Sącz, 27 grudnia 2021 roku