Jesteś tutaj

Przyjaciel i współbrat. Wspomnienie o o. Tadeuszu Kasperczyku SJ, misjonarzu na Madagaskarze

Zbigniew Gubała SJ
19.12.2021

„Jak szara byłaby przędza naszego życia,
gdyby nie wplatały się w nią przyjaźń i miłość”.
(św. Tomasz More)

Spróbuję choć w paru słowach wyrazić moją serdeczną myśl o ważnym dla mnie Koledze, który wpisał się w historię życia naszej wspólnoty parafialnej.

Rodzące się powołanie

Nie wszystko uda się przelać na papier, bo jak wyrazić, czym jest przyjaźń i koleżeństwo z Tadeuszem, którego znałem z naszej rodzinnej miejscowości Borzęta (powiat Myślenice). Połączyła nas wówczas służba liturgiczna ołtarza, kiedy jako ministranci wiele czasu poświęcaliśmy trosce o kościół parafialny. Tam angażowaliśmy się w różne prace. Znałem też rodzinę Tadeusza, bardzo zacną i bożą, mocną wiarą, z której wywodzi się wiele powołań. W jego domu liczne potomstwo tworzyło religijną i tradycyjną wspólnotę. Jak zapamiętałem, w tym czasie w zakonie Sióstr Służebniczek Starowiejskich było pięć rodzonych sióstr Tadeusza, a to umacniało w pobożności, zaangażowaniu i przyjaźni.

Kiedyś Tadeusz zdradził mi swój sekret, że ma zamiar wstąpić do zakonu i już myślał nawet o powołaniu misyjnym. Ta myśl towarzyszyła mu w szkole średniej w czasie budzącego się powołania. I tak znaleźliśmy się w nowicjacie w Starej Wsi. Dzielił nas tylko rocznik powołania. W nowicjacie spotkaliśmy wspaniałych Współbraci z bogatą historią powołania, opiekowaliśmy się starszymi współbraćmi w infirmerii zakonnej, między innymi br. Franciszkiem Übermanem SJ. Brat Franciszek pokazał nam piękną drogę powołania na misjach jezuickich w Afryce. Były też spotkania z innymi misjonarzami odwiedzającymi nas przejazdem z różnych stron. Dalsza formacja i studia Tadeusza miały go przygotować do kapłaństwa i pracy na misji.

Praca misyjna

I tak przyszedł rok 1987, czas pożegnania i odlotu na misje. Pożegnaliśmy się z Tadeuszem, ja i jego rodzina, na lotnisku, przed wylotem z Warszawy w drodze na Madagaskar. Później otrzymywałem od Tadeusza wspaniałe listy opisujące początki jego pracy wśród Malgaszy i wszelkie związane z tym trudności. Ale były także sukcesy na niwie misyjnej, przedstawione barwnie i interesująco. Tadeusz włożył całe swe serce w to powołanie i posługę dla potrzebujących na placówkach, na których przebywał. Dzielił się tam swoją wiedzą i umiejętnościami. Już od młodości lubił majsterkować, był złotą rączką w każdej potrzebie, interesowała go też fotografia.

Tadeusz był towarzyski, serdeczny i przyjacielski dla każdego – tak go zapamiętałem. Gdy przyjeżdżał na wakacje do Polski i rodziny, starał się ukazywać swoją misję i Madagaskar w pięknych barwach. Przy okazji szukał też ofiar czy sponsorów mogących przekazać datki na cele misyjne. Widać było, że bardzo mu zależy na tej misji. Pragnął ze wszystkich sił dobrze realizować swoje powołanie misyjne i posługę dla biednych tego świata. Mówił mi nawet ostatnio, że nie widzi już siebie w Polsce, ponieważ czuje się mocno związany z misją na Madagaskarze. Uważał Czerwoną Wyspę za swój dom, którego ze względu na misję nie mógł opuścić.

Pożegnanie

Gdy przyjeżdżał do Polski, zawsze odwiedzał rodzinę. Był to dla niego czas odpoczynku, ale także okazja, by zadbać nieco o zdrowie. W Polsce szukał lekarzy i zabiegał o podreperowanie zdrowia. Czas jednak robił swoje, pojawiało się coraz więcej problemów, aż przyszło mu zakończyć chlubnie swoją misję. Schorowany, przebywszy dróg wiele, został w tym roku powołany przez Pana. Zmarł na Madagaskarze, w wybranej przez siebie Ojczyźnie, i tam pozostał już na zawsze.

My, Rodacy z Borzęty, pragnęliśmy pożegnać Tadeusza po chrześcijańsku w czasie Mszy św. żałobnej 22 maja o godz. 10.00, w parafii pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Marii Panny, przy ołtarzu, gdzie służyliśmy kiedyś jako ministranci. Była z nami obecna liczna grupa parafian i przyjaciół Tadeusza. Na zawsze zostanie w naszej pamięci jako wspaniały kapłan.

Przedstawiając naszym parafianom sylwetkę Tadeusza, właśnie tak o nim mówiłem – wspaniały kapłan, który udał się na misję na Czerwoną Wyspę. Pracował na Madagaskarze, gdzie wcześniej przybył polski jezuita, bł. Jan Beyzym, wszystkim dobrze znana postać, Posługacz trędowatych. Myślę, że Ojciec Tadeusz naśladował na Madagaskarze tego wielkiego, obecnie błogosławionego, naszego Rodaka w służbie dla potrzebujących i wykonał „dobrą robotę” na niwie Pańskiej. Prawdziwy kapłan, misjonarz, wspaniały człowiek.

Jestem dumny z mojego Współbrata, towarzysza, który poświęcił bez reszty swoje życie, naśladując innych misjonarzy. Bogu niech będą dzięki za jego świadectwo. Modlimy się, by było więcej takich powołań: zakonnych, misyjnych i kapłańskich.