W 1987 roku, kiedy rozpoczynałem moją misyjną pracę na Madagaskarze, mieszkałem niedaleko Marany, więc często bywałem „w odwiedzinach” u Ojca Jana Beyzyma. To miejsce przyciągało mnie jak magnes. Tutaj – jak to się mawia – „ładowałem swoje akumulatory”. Nie przypuszczałem jednak, że kiedyś właśnie tutaj będę pełnił moją posługę. Zanim jednak, w lipcu 2019 roku, zostałem kapelanem szpitala w Maranie, dane mi było uczestniczyć w wielu ważnych wydarzeniach związanych z Ojcem Beyzymem.
Moje wizyty u Ojca Beyzyma
W 1989 roku Madagaskar odwiedził Ojciec Święty Jan Paweł II. Był wtedy w Fianarantsoa, gdzie spotkał się z chorymi na trąd – pacjentami Marany. Do odprawiania Mszy św. używał kielicha i pateny – tych samych, których używał bł. Jan Beyzym. W homilii mówił o Ojcu Beyzymie (jeszcze wtedy kandydacie na ołtarze), człowieku, który miał serce bez granic. Potem spotkał się z polskimi misjonarzami, wśród których byłem i ja.
W 1993 roku, 8 grudnia, uczestniczyłem w ekshumacji i przeniesieniu doczesnych szczątków Ojca Jana do kaplicy w Maranie. Wtedy też pobraliśmy relikwie (kości prawej ręki), które trafiły do Bazyliki Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie. To naprawdę było wielkie, niezapomniane przeżycie.
W 2002 roku odbyła się beatyfikacja Ojca Jana, ale nie dane mi było wówczas być w Kraju, na krakowskich Błoniach. Tu, w Maranie, pod przewodnictwem Arcybiskupa i z licznym udziałem wiernych z Fianarantsoa odbyła się w tym samym czasie na wielkim placu Msza św. upamiętniająca tę wielką uroczystość.
Dziesięć lat później obchodziliśmy setną rocznicę śmierci Ojca Beyzyma. Z tej okazji zaangażowałem się we wszystkie przedsięwzięcia mające na celu upamiętnienie tego naszego wielkiego Rodaka. W Soamanandray, w miejscu, gdzie Ojciec Beyzym rozpoczynał swoją posługę wśród trędowatych, wznieśliśmy stelę z pamiątkową tablicą [Soamanandray – wioska oddalona o ok. 1 km od schroniska dla trędowatych Ambahivoraka; stela została wzniesiona na rozdrożu, przed wjazdem do wioski Soamanandray i drogi prowadzącej do Ambahivoraka – przyp. red.]. Na jej poświęcenie przybyli nie tylko polscy misjonarze pracujący na Madagaskarze, lecz także tłumy Malgaszów oraz goście z Polski. Byłem też na głównych uroczystościach organizowanych w Maranie. Postaraliśmy się, by i tutaj znalazła się pamiątkowa tablica, rozdaliśmy też kilka tysięcy obrazków i folderów wydanych z tej okazji.
Ogromne wyzwanie
W 2019 roku pracowałem w Fianarantsoa. Stąd jest tylko 7 km do Marany. Ojciec prowincjał poprosił mnie, bym pomagał na co dzień kapelanowi szpitala dla trędowatych – ojcu Michelowi Rabialahy. Kapelan ma obecnie 91 lat, jest schorowany i ostatnio stracił wzrok. Dojeżdżałem więc do chorych, by odprawić Mszę św., wyspowiadać, udzielić namaszczenia chorych itd. Po kilku miesiącach ojciec prowincjał wezwał mnie do siebie i wręczył nominację na kapelana Marany. Zaniemówiłem z wrażenia. Było to dla mnie wielkie wyróżnienie, ale też ogromne wyzwanie. Przejąć pałeczkę po kimś takim jak Ojciec Beyzym to przecież wielka odpowiedzialność! Zwyczajnie, po ludzku, bałem się, że nie podołam. Widać jednak Ojciec Jan czuwa nade mną i dosłownie za rękę mnie prowadzi, bo jakoś sobie radzę.
Kiedy zamieszkałem w Maranie i na własnej skórze doświadczyłem „uroków” tego miejsca, jeszcze bardziej pokochałem Ojca Jana za to wszystko, co tutaj zrobił. I tak bardzo chciałbym, żeby pamięć o nim nigdy nie ustała. Żeby został jak najszybciej kanonizowany, bo przecież on już za życia był świętym. Staram się w różny sposób tę pamięć podtrzymywać. Mam wiele planów i nadziei związanych z Maraną, ale ludzkimi siłami nie wszystko da się przecież zrobić. Madagaskar o bł. Ojcu Janie Beyzymie pamięta. W kilku miastach (m.in. w stolicy) są ulice nazwane jego imieniem. Jest kilka szkół i szpitali, którym patronuje. Za przewodnika i opiekuna obierają go sobie różne stowarzyszenia i wspólnoty. To dobrze, ale Ojciec Beyzym zasłużył przecież na coś więcej.
Sanktuarium bł. Jana Beyzyma SJ
W ostatnim czasie dotarła do mnie niezwykła wiadomość. Otóż ksiądz biskup z diecezji Fianarantsoa zdecydował, że w Maranie powinno powstać sanktuarium bł. Jana Beyzyma. Tego samego zdania jest również przełożony naszej malgaskiej prowincji jezuitów. W maju zapowiadane są w Maranie odwiedziny generała naszego zakonu, który przychylnie odnosi się do tych planów. W Polsce pewnie jeszcze do chwili obecnej nie ma żadnego kościoła ani kaplicy pod jego wezwaniem, więc niech Madagaskar pierwszy przypomni, że Ojciec Beyzym na taki zaszczyt zasłużył.
To cudowna wiadomość, najpiękniejsza, jaką w tym roku usłyszałem. Konkretnych rozmów na ten temat jeszcze nie było, ale jeśli pomysł jest, to i sanktuarium na pewno będzie. Dlatego, Drodzy Czytelnicy, proszę Was o modlitwę. Nie tylko w sprawie budowy sanktuarium w Maranie. Przede wszystkim o rychłą kanonizację tego wielkiego Polaka, który całym swoim życiem pokazał światu, co to znaczy kochać Boga i człowieka. Proszę też o modlitwę za mnie. Bo jeśli to właśnie mnie przyjdzie realizować ten zamysł, to wsparcia z nieba będę bardzo potrzebował.