Wioska Himukululu leży we wschodniej części parafii Chikuni. Jest oddalona o 53 km od centrum naszej parafii. Otaczają ją góry. Po zachodniej stronie wioski w okresie deszczów płynie potok. W Himukululu mieszka około 260 osób, które mają 65 sztuk bydła, 7 osłów oraz 645 sztuk drobnego inwentarza.
Problemy z zaopatrzeniem w wodę
Podczas opiniowania działań wszystkich szkół radiowych „Taonga" w parafii Chikuni jej dyrektor i proboszcz parafii, jezuita, ojciec Gregory Mulobela, pracujący z panią Tricent Milimo, zauważył, że mieszkańcy wioski Himukululu mają poważne problemy z zaopatrzeniem w wodę. Informacje o braku wody w tym regionie poruszyły wiele osób, a ludzie dobrej woli zaczęli zbierać pieniądze, by wesprzeć wiercenie studni głębinowej w wiosce.
Jako animator społeczny zostałem wyznaczony do zbadania problemu mieszkańców doliny, w której położona jest wioska Himukululu. Odkryłem, że ludzie w tej wiosce mieli jedno źródło wody w promieniu 8 km. Znajdowało się ono w korycie potoku, na głębokości około 70-80 m, a prowadziła do niego schodząca w dół 500-metrowa dróżka. Trzeba było mieć dużo odwagi, by zejść na głębokość 80 m i tam - na dnie koryta rzeki - czekać ponad dwie godziny, by napłynęła woda, a następnie po zaczerpnięciu wody wyjść na górę z 20-litrowym wypełnionym pojemnikiem na głowie, w bardzo upalne dni; od października do listopada w południe temperatura przekracza tu 40 st. C.
Trud czerpania wody
Kiedy kobiety i dzieci schodzą po zboczu na dno rzeki, nie mają pewności, czy znajdą tam wodę. Na dnie koryta muszą nieraz czekać nawet pół dnia, by w otworze zebrała się wystarczająca ilość wody. Po odpowiednio długim oczekiwaniu kobiety sprawdzają, czy nadszedł już czas, by zacząć dzielić między siebie wodę, która napłynęła do otworu. Naczynie z wodą kobieta, która ją czerpie, podaje na powierzchnię drugiej, a ta wlewa ją do wspólnego wiadra. Pod koniec czerpania woda ma już ciemnobrunatny kolor. To znak, że woda się kończy. Gdy w otworze wody już nie ma, kobieta czerpiąca ją wychodzi z niego i wspólnie z innymi czeka kilka godzin, by znów się pojawiła. I tak trwa to do wieczora.
Prośba o pomoc
Kobiety wraz z pomagającymi im dziećmi często wspinają się z powrotem pod górę rozczarowane i niezadowolone, ponieważ wracają do domu z bardzo małą ilością wody. Właśnie to skłoniło kapłanów pracujących w parafii Chikuni - ojca Andrzeja i ojca Gregory'ego - by poprosić ojca Tomaszewskiego z Polski o pomoc w wywierceniu studni głębinowej dla mieszkańców wioski. Stało się to możliwe dzięki ofiarności i hojności Ofiarodawców Referatu Misyjnego Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, którzy przekazali na ten cel środki.
Karkołomne zadanie
Do zrobienia odwiertów w dolinie w 2016 roku została zaangażowana firma wiertnicza o nazwie Nova Drilling. Miała ona rozpocząć prace dzięki finansowemu wsparciu wspaniałych Polaków, które przekazali mieszkańcom pracujący w parafii Chikuni jezuiccy misjonarze. Realizacja przedsięwzięcia okazała się jednak trudna. Ku rozczarowaniu mieszkańców wspomniana firma nie była w stanie pokonać prowadzącego do wioski 13-kilometrowego odcinka drogi w bardzo złym stanie.
Dział zaangażowania społecznego szkół radiowych „Taonga" w parafii Chikuni ciągle otrzymywał informacje, że ludzie z wioski w dolinie pilnie potrzebują wody. Dzięki mieszkańcom wioski Himukululu, szczególnie osób odpowiedzialnych za sprawy społeczne, a także dzięki wsparciu jezuickich kapłanów z misji Chikuni udało się znaleźć inną firmę wiertniczą - Gallant, która zgodziła się podjąć próbę dotarcia do wioski w dolinie mimo złej drogi. Decyzja ta była odważnym krokiem, ponieważ inne firmy wiertnicze ciągle odmawiały podjęcia się tego zadania, ze względu na bardzo złe warunki terenowe. Nowa firma wiertnicza dotarła na miejsce, jednak w czasie drogi została trochę uszkodzona maszyna wiertnicza.
Udało się!
W pierwszym odwiercie na głębokości 50 m nie znaleziono wody. Wśród mieszkańców wioski wywołało to panikę i strach. Ludzie tak bardzo chcieli mieć wodę. Wybrano więc inne miejsce i ponownie zaczęto wiercić. W nowym miejscu znaleziono wodę na głębokości 48 m. Mieszkańcy wioski byli bardzo szczęśliwi, ale wynegocjowali z wiercącymi, że pogłębią odwiert jeszcze o 5 m, co zapewni wystarczającą ilość wody, a w przyszłości pozwoli uniknąć wyschnięcia studni. Pracownicy firmy zgodzili się, zażądali jednak dodatkowej opłaty w wysokości 1000 kwacha. Mieszkańcy wioski zebrali pieniądze i wywiercono dodatkowych 5 m.
To, co wydawało się niemożliwe, zostało w końcu zrealizowane i w dolinie zapanowała radość. Młodzi i starzy mieszkańcy wioski w dziękczynnych pieśniach wspólnie wielbili Boga. Dziękowali też księżom jezuitom, którzy przekazali wsparcie finansowe z Polski. W dolinie rozległy się radosne okrzyki. Wieczorem 31 lipca 2017 roku, około godz. 20.50, Betty Michelo Hawaala napełniła wodą ze studni pierwsze wiadro.
Nadzór nad odwiertem
Trzy miesiące później odwiedziłem wioskę i sprawdziłem, czy ustalono sposób nadzorowania odwiertu. Pompę ręczną ma bowiem utrzymywać lokalna społeczność. W tym celu zbierane są opłaty: 20 kwacha rocznie od każdego gospodarstwa domowego oraz 50 kwacha rocznie od właścicieli bydła. W czasie pobytu w wiosce rozmawiałem z miejscowymi kobietami, które opowiedziały mi o swoich wcześniejszych doświadczeniach.
Wspomnienia z trudnych czasów
Joyce Kachoma z wioski Himukululu, 43-letnia matka dziesięciorga dzieci, żona Benjamina Hawaala. Pokazuje 20-litrowy pojemnik i opowiada o nocach spędzonych na dnie koryta rzeki, gdzie czekała, aby napełnić pojemnik. Dziś dzięki pompie może napełnić go w ciągu pięciu minut. Dodała też, że hodowane przez nią kurczęta co roku przez prawie pięć miesięcy, od czerwca do listopada, czasem grudnia, nie miały dostępu do wody. I jak mówi, to cud, że bez wody wytrzymywały tak długo.
Betty Michelo Hawaala z wioski Himukululu (65 lat), matka dziesięciorga dzieci, żona Nixona Hawaala, miejscowego nauczyciela alfabetyzacji dorosłych, opowiada, że chodziła po wodę do rzeki Kalululufuwa 8 km w kierunku wioski Munyumbwe, na terenie parafii Fumbo. Była zmuszona szukać wody tak daleko, gdy przez tydzień z braku wody nie mogła się wykąpać. Opowiadała również, że swoje dziecko myła „z kubka" wody, przez dłuższy czas nie miała jak uprać dziecięcych pieluch czy ubrań członków rodziny. Kiedy wyruszała po wodę tak daleko, nie było jej w domu przez cały dzień. Wracała o ósmej wieczorem bardzo zmęczona po pokonaniu dystansu około 16 km z 20-litrowym pojemnikiem na głowie. Od razu więc kładła się spać, nie karmiąc nawet dziecka. Dziś jest bardzo szczęśliwa, ponieważ może z łatwością zaczerpnąć czystą, zdatną do spożycia wodę. Ma też wodę potrzebną w gospodarstwie domowym i w jej poszukiwaniu nie musi już pokonywać długich dystansów. Pokazała nawet swoje czyste ubranie i powiedziała, że teraz może śmiało popatrzeć w obiektyw, bo już nie musi się wstydzić. Nikt nie pomyśli, że jest nieporządną kobietą.
Wśród opowiadających swoje historie jest również Terryness Hawaala, także z wioski Himukululu. To matka ośmiorga dzieci, żona pana Hawaala. Zapewnia, że teraz, kiedy mają dostęp do wody i może pić, ile chce, ma też wystarczająco dużo pokarmu dla swojego rocznego dziecka. Przed zainstalowaniem pompy ręcznej piła mało albo w ogóle, miała więc duże trudności: dziecko w nocy płakało, a ona nie mogła go nakarmić, ponieważ nie miała mleka.
Eunice Kaluwe to 34-letnia matka sześciorga dzieci. Skarżyła się na bóle w klatce piersiowej, potrzebowała pomocy medycznej. Problem był spowodowany noszeniem przez nią ciężkiego naczynia z wodą na głowie i pokonywaniem z nim dużych odległości. Eunice opowiada też, że z powodu kłótni o wodę popsuły się jej dobre relacje z sąsiadkami. Eunice powiedziała, że ujęcie wody w wiosce poprawiło stosunki między kobietami, które wcześniej kłóciły się podczas czerpania wody na dnie rzeki. Eunice jest teraz bardzo szczęśliwa, że nie będzie musiała już więcej pokonywać długich dystansów, by zdobyć dla siebie i swojej rodziny trochę wody.
Kobiety opowiadały też, że niemal codziennie, w ciągu dnia lub wieczorem, w korycie rzeki napotykały węże. Czasami do wodnego otworu, z którego czerpały wodę, wpadały psy, zanieczyszczając go. Kobiety wiedziały o tym, ale nie było innego wyjścia - trzeba było korzystać z tego otworu i dalej czerpać z niego wodę. Wokół otworu na dnie koryta latały też liczne pszczoły i nieraz żądliły szukających tam wody.
Mieszkanki wioski mówiły, że było im trudno całymi dniami nie móc się wykąpać. Do higieny osobistej używały szmatek nasączonych odrobiną wody. Niektóre z nich skarżyły się również, że ich mężowie uważali je przez to za mało atrakcyjne.
Inny problem to kozy, które w poszukiwaniu wody oddalały się od wioski i gdzieś się gubiły. Od czasu zainstalowania nowej pompy ręcznej nie zginęła żadna z nich. Jedna z kobiet dodała, że teraz, gdy mają wodę, nie zdycha też bydło.
Podziękowanie
Dostęp do czystej, nadającej się do spożycia wody, bezpiecznej dla ludzi i zwierząt hodowlanych, to jeden z podstawowych warunków wzrostu ekonomicznego. Dzięki poprawie zaopatrzenia w wodę i warunków sanitarnych można osiągnąć mnóstwo korzyści ekonomicznych, społecznych i zdrowotnych, a to budzi w lokalnej społeczności nadzieję. Jako wspólnota Himukululu dziękujemy Dobroczyńcom Referatu Misyjnego Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, którzy wpłacili środki na wywiercenie naszej studni. Dziękujemy, że pamiętali o nas w naszej niedoli i że mogliśmy poznać smak czystej wody. Nigdy nie zapomnimy tego cennego doświadczenia, które zmieniło nasze życie na lepsze.
Tłum. i oprac. red.
Drodzy przyjaciele Referatu Misyjnego Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, Wasze dobre serce i hojność odmieniły życie wielu ludzi w parafii Chikuni. Jesteście źródłem radości i nadziei dla mieszkańców doliny Himukululu i wielu innych wiosek w naszej parafii, w których dzięki Waszej pomocy mogliśmy wywiercić studnie głębinowe. Zarówno nasi parafianie, jak i my, jezuici, będziemy zawsze Wam wdzięczni. Niech Bóg Was błogosławi - Tadeusz Świderski SJ, misjonarz z Zambii.