Tym razem chcę się podzielić z Wami, szanowni Czytelnicy, tym, co przeżywam czy odkrywam w swojej malgaskiej pracy. Bo nawet po ponad 30 latach posługi na Madagaskarze zdarzają się sytuacje czy zachowania ludzi, które mogą zaskoczyć misjonarza.
Niezwykła waluta
Takie słowo jak „przednówek" w polskim słownictwie istnieje, ale na pewno dla wielu nic nie znaczy. Tymczasem na Madagaskarze przednówek to bardzo częste zjawisko. Być może trudno to zrozumieć, tym bardziej że na Madagaskarze przez cały rok można sadzić i zbierać plony. A jednak mamy tu okres kilku tygodni, w czasie których składy na żywność, w tym przypadku ryż, świecą pustkami. Dlaczego? Ryż szczególnie na wsiach jest monetą, za którą wszystko można tu kupić. By sprawić dziecku ubranko czy przybory szkolne, rodzice idą do miasta z workiem ryżu. Za sprzedany towar kupują to, co najbardziej konieczne: naftę, sól, rzadziej cukier, jakąś odzież. O „słodkościach" czy mięsie nie ma już mowy.
Żniwa dwa razy w roku nie rozwiązują problemu
Na Madagaskarze - jak wspomniałem - ryż można uprawiać praktycznie przez cały rok, ale problemem jest woda, a raczej jej brak. Trzeba też uważać, by czas kwitnięcia ryżu nie przypadł na chłodne miesiące (czerwiec, lipiec), bo wtedy kłosy będą puste. Przednówek pojawia się dwa razy w roku. Pierwszy przypada na listopad, grudzień, kiedy kończą się zbiory z maja i czerwca, a zasiew z sierpnia jeszcze nie dojrzał.
Pierwsze zbiory w sezonie są gwarantem na kolejne miesiące. By rodzina mogła „normalnie" funkcjonować, potrzeba jakiegoś kapitału, a ten w listopadzie czy grudniu jest jeszcze na ryżowisku. Od rodziny, znajomych, sąsiadów, tych, którzy mają jeszcze resztki ryżu, pożycza się go, by oddać tyle samo po nadchodzącym zbiorze. Jednak tym razem już nie po to, by wymienić na coś innego, ale by mieć co jeść. Wystarczy jednak, że deszcz się opóźnia albo nie pada przynajmniej raz w tygodniu i wszelkie nadzieje się rozwiewają. Rolnicy z niecierpliwością wyglądają deszczu i patrzą, jak żółkną ich ryżowiska. Wiadomo - zbiory już nie będą takie, jakich by oczekiwali, a przecież trzeba oddać dług.
Drugi przednówek jest jeszcze gorszy niż pierwszy. Józef egipski miałby tu wiele do zrobienia, widząc rolników, którzy na wszelkie sposoby starają się pożyczyć kilka „kapoaka" ryżu („kapoaka" to miara używana w handlu równa objętości pudełka blaszanego po zagęszczonym mleku; 1 kg to 3,5 kapoaka).
Znalezienie pożywienia, w tym przypadku ryżu, jest - jak wspomniałem - wielkim problemem. Jednak także przygotowanie ryżu do spożycia, czyli ugotowanie go, wiąże się z pewnymi problemami. Trzeba bowiem znaleźć trochę gałęzi, by rozpalić ogień. Ostatecznie może to być sucha trawa lub łodygi albo wymłócone kolby kukurydzy. Ale i to w naszym regionie, tj. Tsiroanomandidy, stanowi niemały problem.
Ogień nie zawsze służy ku dobremu
Ktoś, kto spędził kilka dni na Czerwonej Wyspie, szybko zrozumie, skąd ta nazwa. Większość powierzchni Madagaskaru to gleba z dużym wskaźnikiem żelaza i to właśnie ono daje wspomniany czerwony kolor. Niektóre regiony, co widać przez okienka samolotu, są aż „przesadnie" czerwone.
Nazwa ta może też mieć inne wyjaśnienie, związane z porą suchą, kiedy wszelka roślinność jest wysuszona na „trzaskę". Wystarczy mała iskra, by dziesiątki hektarów zamieniły się w istne piekło. Nocą niebo bywa czerwone od ognia, a góry i pagórki spowite niekończącymi się płomieniami. Nie muszę chyba mówić, że to przerażający widok, nawet z dużej odległość. Oczywiście pożary te nie wynikają z samozapłonów. Powodowane są podpaleniami przez człowieka. Po kilku godzinach pożarów nie pozostaje nic, giną nawet żyjątka ukryte w ziemnych norach.
Dla Malgaszów wypalanie to jakby druga natura. Łatwiej im przekopać wypaloną ziemię pozbawioną suchych traw niż ziemię pokrytą wysokimi, suchymi trawami, chwastami czy pozostałymi po zbiorach resztkami słomy. Dlatego trudno im wytłumaczyć niszczycielską siłę tego żywiołu. Do walki z wypalaniem co roku włącza się rząd, ale jak na razie nie widać wielkich efektów.
Konieczna nauka: sadzić, a nie podpalać!
Pod koniec zeszłego roku zdecydowałem się na współpracę z mieszkańcami sąsiednich wiosek, którzy poszukują pracy w naszym gospodarstwie. Zaprosiłem ich na 23 grudnia, by wspólnie sadzić drzewa. Udało nam się posadzić ponad 1400 drzewek. Wiele z nich się nie przyjęło, ale widać już efekty: teren się zazielenił i z daleka widać już ponad 50-centymetrowe drzewka. Nadchodząca pora deszczowa powinna jeszcze bardziej zazielenić okolicę.
Na koniec pracy kobiety przygotowały ryż i coś do niego, by wspólnie zakończyć nasz wysiłek. Ponieważ zbliżało się Boże Narodzenie, każda z rodzin uczestniczących w akcji otrzymała trochę ryżu, cukier, kawę i kilka cukierków dla dzieci. Wszystkich dorosłych uczestników sadzenia drzewek było ponad 140, ale i dzieci włączały się w prace. Może mało skutecznie, ale być może w ich pamięci zostanie coś z tej wspólnej akcji...
Sposób na tanią energię
By oszczędzać naturę, zmniejszyć wycinanie drzew i wytwarzanie węgla drzewnego, postanowiłem produkować biogaz, wykorzystując do tego odchody z naszej chlewni. To kosztowna inwestycja, ale przynosi rezultaty. W naszych kuchniach nie używamy już ani węgla drzewnego, który jest dowożony z daleka (ponad 300 km), ani drewna, a nawet pod prysznicem mamy podgrzewaną wodę. Oczywiście nie przez cały rok, bo w porze letniej szuka się raczej wody chłodnej. Kiedy jednak temperatura jest niższa, miło wziąć ciepły prysznic... Nasze innowacje to jednak nie szukanie własnej wygody. Chcemy przez nie przede wszystkim pokazać i zachęcić mających możliwości fizyczne i finansowe do stworzenia czegoś podobnego w ich gospodarstwach.
Chcę wszystkim podziękować
Moje dzielenie się przeżyciami z Wami zajęło mi trochę czasu, bo już kilka miesięcy minęło, odkąd zacząłem pisać. Wiele się dzieje każdego dnia i nie sposób wszystkiego opisać. Kiedy zabieram się do pisania, często ktoś mi przeszkadza i odrywa mnie od klawiatury albo moja „elektrownia" słoneczna nie wydala z zapotrzebowaniem na prąd i komputer nie działa, albo jeszcze coś innego...
Kończąc, serdecznie dziękuję za pamięć: tę materialną i tę duchową, której doświadczam w mojej codzienności i bez której nie byłbym w stanie wiele zadziałać.