Pocztówka z Zambii
Chikuni, 8 listopada 2015 roku. Radiowa szkoła w Nakabwe dość długo czekała na prąd. To jedna z trzech radiowych szkół naszej parafii, gdzie nie było stacji misyjnej. Mieszkańcy Nakabwe 13 lat temu przyszli do nas z prośbą, by w ich wiosce stworzyć oddział radiowej szkoły misyjnej, ponieważ ich dzieci nie miały się gdzie uczyć (podobna historia zdarzyła się w Kasikili, a ostatnio w Hakalinda i Munyona East).
Utworzyliśmy w Nakabwe oddział radiowej szkoły, ale na początku dzieci uczyły się tam pod drzewami i zadaszeniami zrobionymi z gałęzi i trawy. Warunki były trudne, biorąc pod uwagę palące słońce w porze suchej i ulewy w porze deszczowej. Wśród włoskich wolontariuszy, którzy u nas pracowali, była para narzeczonych. Gdy zobaczyli, w jakich warunkach uczą się dzieci, postanowili wszystkie prezenty z okazji swojego ślubu przeznaczyć na szkołę w Zambii. Poprosili zaproszonych na wesele gości, by nie kupowali im niczego, tylko ofiarowali pieniądze na szkołę dla dzieci w Afryce.
Szkoła w Nakabwe wybudowana została w 2010 roku i obecnie uczy się w niej 86 dzieci i kilkoro dorosłych. Teraz mieszkańcy Nowego Sącza ofiarowali pieniądze na instalację elektryczną. Dach na szkole w Nakabwe okazał się za płaski (został tak zaprojektowany przez włoskiego architekta) i w czasie pory deszczowej przeciekał. Trzeba więc było zdjąć go i podnieść jedną jego stronę, by woda mogła lepiej spływać. To między innymi opóźniło założenie instalacji elektrycznej.
Światło dla pogan
Ponieważ czasu brakuje na wszystko, postanowiłem, że pojedziemy do Nakabwe w niedzielę z moim pracownikiem i po Mszy św. zaczniemy prace nad instalacją baterii słonecznej. Wszyscy tu nie są jeszcze ochrzczeni, ale zaczęli lekcje katechizmu – dzieci i dorośli. Zostaliśmy przywitani przez gromadę dzieci biegających i tańczących na nasz widok. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem ludzi z Mulongalwili. Okazało się, że od jakiegoś czasu przychodzą tu w niedzielę, uczą „nowicjuszy katolików” hymnów kościelnych i prowadzą nieformalne lekcje katechizmu, dzieląc się z mieszkańcami Nakabwe swoimi doświadczeniami jako chrześcijanie i katolicy.
Jest prąd!
Po zakończeniu Mszy św. zabraliśmy się do pracy, a młodzież zaczęła swoje spotkanie dzielenia się Ewangelią i nauki nowych hymnów. Miałem wielu małych i dużych pomocników. Przenosili drabinę, ciągnęli kable, kopali dołek na uziemienie. A że było gorąco, serwowali cibwantu – tradycyjny napój zrobiony z kukurydzy. Kiedy przyszło do obiadu, podano kurę – tak twardą, że nie mogłem w mięso wbić zębów. Musiałem się zadowolić wspaniałym zapachem, a kurę po kryjomu oddałem dzieciom. One nie miały żadnego problemu z jej skończeniem.
Przed zapadnięciem zmroku w jednej klasie mieliśmy już zainstalowany inwerter, baterie i żarówki LED. Kiedy nacisnęliśmy przycisk, nastąpił krzyk i dzieci zaczęły gonić z radości jak zwariowane. Przyniosły zaraz swoje ołówki, zeszyty i zaczęły je studiować. Później oglądnęły film na moim laptopie.
Pod gołym niebem i na dachu
Do Nakabwe przywieźliśmy ze sobą moskitiery, by pod nimi spać. Okazało się jednak, że nie ma tu stojącej wody, nie ma więc też komarów. Dlatego spałem pod niebem pełnym gwiazd. Nie oglądałem ich jednak długo, bo padłem zmęczony. Następnego dnia skoro świt zabraliśmy się do pracy, by skończyć ją przed nocą. Praca na dachu nie jest najprzyjemniejsza ze względu na około 40-stopniowe temperatury: blacha nagrzewa się i można na niej smażyć obiad. Schodząc i wychodząc po drabinie na dach oraz przeciągając kable pod dachem, nie zauważyłem, że rozdarłem spodnie. No ale jakoś nikt tym się nie przejmował. W końcu mój pracownik mi powiedział w sekrecie, że mam dziurawe spodnie. Niestety nie miałem przy sobie innych tylko „niedzielne”, które też długo nie wytrzymały na ostrych blachach, śrubach etc. Ale podarte spodnie czy koszula to tutaj przecież żadna nowość.
Kończyliśmy instalację przy zapadających ciemnościach. Mieliśmy już jednak światło, więc nie było problemu z dokończeniem prac. Kolacja z wiejską kurą – tym razem dobrze ugotowaną (przypuszczam, że dzieci zdradziły tajemnicę wczorajszego obiadu). Uczta wspaniała i pochłonąłem pewno pół kury. Taka była dobra!