Jesteś tutaj

Wspierajmy misje i misjonarzy

Ela
20.10.2013

Wspieranie misji modlitwą oraz wsparcie finansowe jest bardzo ważne i potrzebne. Bez tego misja nie może się rozwijać. Jeszcze wielu ludzi nie zna Boga bądź niewiele o Nim słyszało. Nie znają Boga, który jest Miłością. Który sam przyszedł do nas w Osobie Jezusa Chrystusa. Przyszedł, abyśmy Go poznali, uwierzyli w Niego i do Niego przystali, aby mógł nas zbawić. Przyszedł do wszystkich ludzi bez wyjątku, aby każdego zbawić – a tylu jeszcze Go nie zna, zupełnie nic o Nim nie wie. Mogą jednak Go poznać właśnie dzięki misjonarzom, którzy zaniosą do nich Ewangelię, Dobrą Nowinę o zbawieniu. Dzięki nim będą mogli stać się – wszyscy żyjący w najodleglejszych zakątkach ziemi – także uczestnikami zbawienia, które przygotował dla nas miłujący nas Bóg i zarazem najlepszy nasz Ojciec.

Wspomagając misjonarzy, a czynimy to, włączając się w „Patronat Misyjny”, stajemy się ich współpracownikami i współmisjonarzami. Wspólnie z nimi głosimy Ewangelię i pomagamy innym ludziom poznać Jezusa.

Pomaganie misjom nie jest bez znaczenia także dla nas samych. Czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ogromny wpływ może mieć taka ofiara na nasze życie oraz życie naszych bliskich. Misje są dziełem Bożym, a Pan Bóg błogosławi każdemu, kto wspiera Jego dzieło. Oto przykład: mój ukochany dziadek Wincenty wspierał misje. To był bardzo wyjątkowy człowiek (zresztą jak każdy dziadek). Jednak jego wyjątkowość przejawiała się w pomaganiu najuboższym z ubogich, czyli tym w krajach misyjnych, choć akurat dziadkowi nie było łatwo. Miał na utrzymaniu sparaliżowaną po wylewie żonę i piątkę dzieci, a przecież w latach 50. i 60. nie było jeszcze mowy o rentach. Jak jedno z małżonków nie pracowało, to cały ciężar utrzymania rodziny spadał na drugiego małżonka. Dziadek więc imał się każdego zajęcia, by zapewnić byt rodzinie. Zawsze tych środków było mało, przecież rodzinę trzeba wyżywić, ubrać i leczyć, dom trzeba ogrzać, a do tego dzieci posłać do szkoły, mimo że bezpłatna, to sami dobrze wiemy, ile tak naprawdę kosztuje. Dziadek miał też wyjątkowy dar opowiadania dzieciom Ewangelii w łatwo przyswajalnych historyjkach. Kochał Boga i ludzi, to i oni go kochali. Pomimo wypadku i utraty słuchu (przy wyrębie drzew) nie stracił poczucia humoru i wspaniałego serca dla drugiego człowieka, zwłaszcza nie zapomniał o tych, którzy mają jeszcze mniej niż on. Wspierał misje na tyle, na ile mógł.

Czasami dajemy sobie wmówić, że nie stać nas na podobny gest, bo małe zarobki, a rodzinę trzeba utrzymać itd. Jak stać ubogiego, to stać też każdego. Kwoty, które ofiarowujemy jako wsparcie dla misji, nie muszą być duże, ale powinny być systematyczne i płynąć z miłości do Boga i drugiego człowieka. Pamiętajmy o Łazarzu, który pokryty wrzodami siedział na progu domu bogacza. A bogacz nie chciał dostrzec potrzebującego, choć co dzień koło niego przechodził. Jaki los po śmierci spotkał jednego, a jaki drugiego?

Każdy dobry uczynek zostanie przecież nam policzony. Bóg pamięta o każdym dobrym uczynku i odpłaci swoją łaską nie tylko nam, ale i naszym bliskim. Wiem to z własnego doświadczenia.  Był czas, kiedy odeszłam od Boga i Kościoła. Trwało to przez wiele lat. Myślę, że Bóg okazał mi swoje Miłosierdzie przez wzgląd na mojego dziadka i dobro, jakie w swoim ubogim życiu uczynił. Dlatego Bóg uczynił WSZYSTKO, bym się nawróciła. Nawet przysłał mi bł. Jana Pawła II ze słowami „PATER NOSTER”, bylebym tylko wreszcie się ocknęła.

Mam pewność, że jeśli ktoś wspiera misje swoją modlitwą i ofiarą, to wyprasza sobie i swoim bliskim mnóstwo łask, także łaskę nawrócenia dla tego, kto poszedł „własną drogą”. Choćbyśmy się kiedyś pogubili, to Bóg sam nas, nasze dzieci czy wnuki przyprowadzi do siebie i pomoże swoją łaską do dobrego i godnego życia. Bóg nigdy nie zapomni o tym, kto choć „szklankę wody poda spragnionemu”, czyli pomoże będącemu w potrzebie.

Szczęść Boże!