Urodziłem się w Kielcach 25 sierpnia 1956 roku, w ubogiej rodzinie robotnika zakładów kieleckich. Miałem szczęście żyć w pobliżu Zakonu św. Józefa, który przed wojną opiekował się sierotami na Kresach Wschodnich, a po 1945 roku zadomowił się pod Kielcami. Przy pobożnych zakonnikach zrodziło się moje powołanie, a że chciałem być misjonarzem, dołączyłem do wielkiej rodziny jezuickiej, która rozwija ducha misyjnego. Po nowicjacie w Starej Wsi i dwóch latach studiów filozoficznych w Krakowie w 1979 roku wyjechałem z Polski na misje do Zambii. Studia teologiczne odbyłem w Kanadzie i w 1992 roku osiadłem na stałe w starej polskiej misji w Kasisi.
Z kilkoma przerwami pracowałem w Kasisi przez 20 lat. Byłem jednym z ostatnich polskich jezuitów, którzy przyjechali na misje do Zambii. Był to okres trudny, kiedy biali misjonarze zaczęli przekazywać swoją pracę księżom pochodzenia zambijskiego. Białych księży ubywało jednak szybciej niż przybywało miejscowych powołań. Trzeba było skoncentrować się na tym, co najważniejsze. Przez kilka lat byłem jedynym księdzem na parafii Kasisi, która liczyła 100 tysięcy mieszkańców, wśród nich 30 tysięcy katolików. Najważniejsza była posługa sakramentalna, regularne odprawianie Mszy św., nawet w najodleglejszych wioskach, by Jezus w Eucharystii błogosławił liczne wspólnoty katolickie rozrzucone w obrębie 40 km. Pobłogosławiłem około 500 małżeństw i ochrzciłem około 6 tysięcy nowych chrześcijan. Zawsze wspierałem dzieci z ubogich rodzin i pomagałem w ich wychowaniu i edukacji, by umiały czytać, pisać i uczyły się katechizmu. Ponieważ 30% tutejszych dzieci nie uczy się, otwierałem szkoły dla najbiedniejszych.
Obecnie parafię w Kasisi objął miejscowy jezuita, a ja zostałem przeniesiony do najmniej katolickiej części diecezji Lusaka, najbardziej wysuniętej na zachód. Czas, bym odpoczął od duszpasterskich trosk o moje dzieci w Kasisi. Emocjonalnie brakuje też sił, by angażować się w nową pracę. Mam więcej czasu na modlitwę. Ufam, że po roku czy dwóch latach wrócę do Kasisi, bo tam jest moje serce. Z pewnością nie będę już mógł wypełniać wszystkich obowiązków duszpasterskich, ale chciałbym nadal pracować z najuboższymi i w dalszym ciągu pomagać w wychowaniu dzieci i młodzieży.
Obecnie – jak mogę – pomagam w parafii Nangoma i Mumbwa. Odległości w tych parafiach przekraczają 100 km, więc najwięcej kosztuje paliwo do samochodu. Pociąga mnie bardziej praca w Mumbwa, ponieważ to ostatnia parafia polskich jezuitów w diecezji Lusaka. O. Jakub Rostworowski SJ, tutejszy duszpasterz, zna miejscowe środowisko i warunki od lat. Jako nowy współpracownik oddaję się pod jego kierownictwo. Mumbwa to ostatnia szansa dla polskich jezuitów, by rozwinąć misję katolicką w najmniej katolickiej części diecezji Lusaka. Będąc tutaj od kilku tygodni, wspieram o. Jakuba, na ile pozwalają siły. Wspieram go zwłaszcza modlitwą, prosząc Boga, by jego wysiłki przynosiły dobre owoce.